Выбрать главу

– Raf… szlafrok! – jęknęła. Zdarł go z jej ramion niemal brutalnie. Kiedy odrzucała kłąb jedwabiu, jego dłonie wędrowały po niej władczo, niecierpliwie.

Na myśl o tym, co chce zrobić, ogarnęło ją przerażenie. Będzie musiała obnażyć przed nim całą swą miłość, całe swe pożądanie.

Nie powinnam tego robić, pomyślała. Ale wiedziała, że nie ma wyboru. Zrobił ruch, żeby w nią wejść. Powstrzymała go dotknięciem ręki.

– Jeszcze nie – szepnęła – jeszcze nie. Przesunęła ustami po jego ciele, przedłużając mękę rozkoszy, jej wargi drażniły, chłonęły go w siebie, pieściły. Leżał w niezwykłym u niego bezruchu, jakby zahipnotyzowała go brakiem zahamowań. Jedynie jego dłoń błądziła po jej włosach w powolnej pieszczocie, a przebiegające po skórze drgania świadczyły o skrajnym napięciu. Nagle z jego ust wyrwał się jęk i Tania wiedziała, że dłużej go nie powstrzyma.

Nic, nawet trzęsienie ziemi, nie mogło odwrócić jego uwagi od obranego celu. Mimo to wziął ją tak, jak zwykle, świadomie i sprawnie. Był mistrzem w tym względzie. Najpierw gwałtowne wtargnięcie w głąb jej ciała i natychmiastowa ulga, jaką daje zespolenie, potem powolne wycofywanie się i obezwładniający skurcz rozkoszy.

Władczo i perfekcyjnie, pomyślała, poddając się głębokiej pieszczocie, która wciągała ją w otchłań nieświadomości. Miała nadzieję, że Nika Sandstrom zazdrości jej tego. Pragnęła z całej duszy, by tak było.

Znalazła jeszcze dość sił, by objąć go udami, zatrzymać, omotać i zespolić ze sobą. Nawet teraz, gdy jej ciało falowało w rytm ciała Rafa, doznawała uczucia triumfu na myśl o jego pożądaniu, o jęku spełnienia, którym oddawał się w jej posiadanie.

Osunął się na nią, kryjąc twarz w zagłębieniu jej ramienia. Tuliła go do siebie, dopóki się nie uspokoił. Głaskała delikatnie jego ciemne włosy, szerokie plecy, modląc się, by to poczucie bliskości mogło trwać, by mogła przelać je na resztę ich małżeństwa. Na resztę ich życia.

Zastanawiała się, dlaczego Raf nie chce dziecka. Ten przejaw jego osobowości był dla niej zupełnie niezrozumiały. Wydawało się to niezgodne z naturą. Miała teraz w sobie jego nasienie, z którego mogłoby powstać ich dziecko. Gdyby tylko na to pozwolił.

Uniósł głowę, żeby na nią spojrzeć. W jego niebieskich oczach pojawił się dziwny, pytający wyraz, który zaraz znikł. Zbliżył usta do jej warg.

Teraz weźmie mnie w ramiona, pomyślała. Będzie mnie tulił, zapyta, co czuję, a ja powiem mu wszystko.

Wysunęła zapraszająco koniuszek języka. Chciała, żeby ją pocałował czule, z miłością.

Zawahał się na chwilę, potem spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi.

Och, nie… O Boże, nie, błagała z rozpaczą. On nie może tego zrobić. Nie wolno mu!

– Spóźnimy się – rzucił krótko.

– Raf. – Oplotła go ramionami, przyciągając do siebie. – Nie idźmy tam, zostańmy w domu.

Rzuciła mu kuszące spojrzenie spod rzęs.

– Zostańmy razem.

– Czekają na nas – przypomniał. – I tak jesteśmy spóźnieni. Musimy iść. Wiesz, że to ważne.

– Ważniejsze niż my? Spojrzał na nią bacznie, ważąc odpowiedź.

– To pytanie nie wymaga odpowiedzi, Taniu. Wiesz dobrze, że robię to dla nas.

Otarła się o niego całym ciałem. Rozchyliła usta. Sięgnęła dłonią do jego ucha. Postanowiła zrobić wszystko, żeby go zatrzymać.

– Chcę, żebyś został ze mną. Wciągnął gwałtownie powietrze.

– Nie, Taniu. Dość tego! Uśmiechnął się kwaśno.

– Zachowaj te uwodzicielskie metody na potem, kochanie. Na razie nie czuję się mężczyzną.

To była wymówka. Raf potrafił być niezmordowanym kochankiem. Teraz otrzymał już niezbędną dawkę seksu, mógł więc spokojnie wrócić do swoich interesów.

– Czy nic nie zmieni twojej decyzji? – zapytała ze smutkiem.

Chciała, żeby ją tulił i pieścił, a nie wlókł ze sobą na spotkanie w interesach.

– Taniu, nie wystawię tych ludzi do wiatru dla własnego widzimisię. – Miał na myśli jej widzimisię. – A poza tym Nika Sandstrom czeka tam na mnie, niedawno skończyliśmy opracowywanie strategii na dzisiejszy wieczór.

Ruszył w stronę łazienki, zanim zdążyła zrobić cokolwiek, żeby go zatrzymać.

Nika! pomyślała zjadliwie. Rzecz jasna, nie mógł pozwolić, by ten brylant bez skazy doznał zawodu.

– Raf! – zawołała rozpaczliwie. Rzucił jej niechętne spojrzenie i czekał niecierpliwie, żeby powiedziała, co ma do powiedzenia.

– Nie chcę iść. Głos miała bezbarwny. Wiedziała, przestała go już interesować. Straciła go.

– Dlaczego nie chcesz? Ponieważ idziesz tam w interesach. Ponieważ ta cholerna baba czeka tam na ciebie i będzie patrzyła na mnie z tym poczuciem wyższości, od którego robi mi się zimno w środku. A ty będziesz rozmawiał z nią, nie ze mną. Ona to uwielbia, po prostu uwielbia. Uwielbia dzielić z tobą to, czego nie chcesz dzielić ze mną. Ale głośno odezwała się mniej szczerze:

– Gdybyś nagle zachorował, twój osobisty komputer w spódnicy poradziłby sobie znakomicie.

Próbowała ukryć nutę zazdrości w głosie, ale bez powodzenia.

– Nika wie, że nie jestem chory – powiedział spokojnie. – Wie także, że godzinę temu czułem się wspaniale. Bądź więc grzeczną dziewczynką i zacznij się ubierać. I tak jesteśmy spóźnieni.

Odwrócił się w stronę drzwi.

– Nie mam ochoty być grzeczną dziewczynką! – wybuchnęła urażona do żywego i wściekła, że traktuje ją jak dziecko.

Sprawiał, że czuła się o tyle gorsza od nieocenionej, dorosłej Niki. Uświadamiał jej boleśnie istnienie tych wszystkich lat, które ta genialna istota spędziła u jego boku, podczas gdy ona bawiła się lalkami. Wprawdzie była od niego młodsza o jedenaście lat, ale dzieciństwo miała już za sobą. Czyż nie uczynił z niej kobiety?

A głupia nie była nigdy. Potrafiłaby zrozumieć go równie dobrze jak Nika, gdyby tylko dał jej taką szansę. Zacisnął usta, poirytowany.

– Chcę być sobą – rzuciła mu w twarz.

– Jesteś sobą – odpowiedział zimno. To koniec, pomyślała. A więc z Rafem może być tylko seks. Kiedy on się kończy, kończy się wszystko.

– Raf, co czujesz, kiedy się ze mną kochasz? Chciała wiedzieć.

– Jak to jest?

– Nie pamiętam – skłamał, przekreślając tym samym wszystko, co przed chwilą z nią przeżył.

Patrzyła ze smutkiem na jego chłodną, zamkniętą twarz.

Dlaczego go kocham? zastanawiała się. To takie głupie. Wszystko, co on potrafi mi dać, to dobry seks, poza tym nic. Żadnej intymności, żadnego poczucia wspólnoty. Nie powie mi nawet, co czuje, kochając się ze mną. Uprawiając seks, poprawiła się bezlitośnie.

– Posłuchaj, Taniu. Czekają na mnie na przyjęciu. Miałem nadzieję, że pójdziemy razem, ale rób, jak uważasz. Jeżeli odmówisz, będę musiał iść sam. Chcesz tego?

Nie! Chcę ciebie, ty potworny egoisto, myślała z wściekłością.

Mówił do niej przesadnie zrównoważonym tonem, jak zawsze, kiedy chciał zaznaczyć, że wykazuje daleko idącą cierpliwość, ale lada chwila będzie miał dość, więc albo Tania podporządkuje się jego woli, albo będzie musiała ponieść konsekwencje. A konsekwencje oznaczały pogłębiającą się izolację.

– Doskonale – warknęła. – Idź wziąć swoją kąpiel. I przy okazji zmyj mnie z siebie. A ja tymczasem przygotuję się, by godnie stanąć u twego boku, jak na małą żoneczkę przystało.

– Zachowujesz się jak rozpuszczony bachor – powiedział z rozdrażnieniem. – Chyba za bardzo ci pobłażam. Zaczynam powoli tracić cierpliwość.

Ja także, mój drogi, ja także, myślała z goryczą. A więc, burza nadciąga. Nasze małżeństwo znalazło się w punkcie krytycznym.