Uderzy mnie, pomyślała ze zdziwieniem. Zrobiłby to na pewno, gdybym była mężczyzną.
Zaskoczyła ją własna reakcja; chciała, żeby to uczynił. Przynajmniej wiedziałaby, że to koniec.
Uniosła prowokująco twarz.
No, dalej! Zrób to! zachęcała go w myślach. W końcu jestem tylko twoją własnością, nie jestem człowiekiem. Udowodnij mi to jeszcze raz.
Pierś Rafa uniosła się w głębokim oddechu. Oczy rzucały mordercze błyski, ale głos był lodowato spokojny.
– Dałem ci wszystko, czego chciałaś.
– Dałeś mi to, co chciałeś dać. Nic, co miałoby dla mnie jakąś wartość.
Drgał mu policzek. Zobaczyła, jak unosi dłoń.
Teraz oboje znamy prawdę, pomyślała ze smutkiem, ale Raf zdołał się opanować. Brutalnie zacisnął dłoń na jej ramieniu.
– Więc poszukaj sobie szczęścia gdzie indziej – syknął. – Może znajdziesz.
Podniosła na niego oczy, starając się go zrozumieć, zrozumieć do końca. Poczuła na rzęsach łzy, ale nie pozwoliła, by przyćmiły jej wzrok.
– Zdaje się, że będę musiała, skoro tak stawiasz sprawę.
Odetchnął głęboko i uwolnił jej ramię. Przez parę sekund patrzył na nią z bolesnym natężeniem.
– Daj mi znać, kiedy się zdecydujesz. – Rzucił okiem na zegarek. – A tymczasem jest pewne przyjęcie, na które muszę iść. Nie sądzę, byś miała ochotę na pożegnalny pocałunek.
Tania poczuła, że drżą jej usta. Przygryzła dolną wargę i uniosła dumnie głowę.
– Idę z tobą, Raf. Przeżyję tę noc do końca, do samego końca… Będę na tym przyjęciu. Możesz mnie tam zawieźć albo spotkać się ze mną na miejscu – dodała, zanim zdołał zaprotestować. – Wybór należy do ciebie. Zdecyduj się i powiadom mnie, gdy to zrobisz.
Była górą!
Była jego żoną!
Jeszcze przez jedną noc.
Znaleźli się na rozdrożu i nie wiedziała, którą z dróg wybiorą. Rozpaliła ogień i straciła nad nim kontrolę, ale nie miała nic przeciwko temu, żeby w nim spłonąć. Pod warunkiem, że pociągnie za sobą Rafa.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Jechali do miasta w pełnym napięcia milczeniu. Nie mieli sobie nic do powiedzenia.
Udało mi się zburzyć jego spokój, myślała Tania z ponurą satysfakcją.
Raf nie był dziś kierowcą doskonałym, daleko mu było do zwykłej precyzji ruchów. Prawdę mówiąc, wykańczał skrzynię biegów aston martina, a to oznaczało, że Tania zakłóciła starannie zaplanowany bieg jego życia.
Chciałam je tylko z tobą dzielić, Raf, usprawiedliwiała się w myślach. Chciałam mieć z tobą dziecko. Czy to za wiele?
– Co chcesz osiągnąć na tym przyjęciu, Raf? – zapytała zgaszonym głosem. – Czy to jest ważniejsze od naszego małżeństwa? – Tak bardzo pragnęła, by rzucił jej choć parę okruchów swego prawdziwego życia, zrobił jakikolwiek gest…
Raf zacisnął usta.
– Do diabła, Taniu! Jakie to ma znaczenie? Dla mnie ogromne, pomyślała, ale ostry ton jego głosu zniechęcił ją ostatecznie.
A przecież nie był egoistą. Swojej rodzinie okazywał ogromną wielkoduszność. Jej zresztą też, dopóki chodziło o zaspokojenie kaprysów. Dał jej wszystko z wyjątkiem siebie.
Trochę go rozumiała. Znała jego ambicję, potrzebę posiadania, nienasycone pragnienie sukcesu. Znała także jego dzieciństwo pozbawione wszystkiego, co przedstawiałoby materialną wartość. Nie miał niczego z wyjątkiem kochającej, silnie z sobą związanej rodziny, w której wszyscy zwierzali się sobie nawzajem z najbardziej intymnych przeżyć.
Wszyscy, z wyjątkiem Rafa. On jeden nie mówił o swoich uczuciach, nie uzewnętrzniał ich także w żaden inny sposób. W przeciwieństwie do swojego rodzeństwa i matki Włoszki, najbardziej wylewnej osoby pod słońcem, Raf nie zwierzał się nikomu.
Czy jego opanowanie jest reakcją na przesadną wylewność matki? zastanawiała się Tania.
Wzruszyła ramionami. Może tak, a może nie. Z nim nigdy nic nie wiadomo. Była wdzięczna Sophii Carlton za jej szczerość. To właśnie od niej dowiedziała się wielu rzeczy o Rafie.
Był jej najstarszym synem, a od śmierci ojca głową rodziny. Wyciągnął ich z nędzy, w momencie gdy stracili nadzieję, że to kiedykolwiek nastąpi. Miał zaledwie osiemnaście lat, ale jaki był sprytny! Sprytniejszy od agenta handlującego nieruchomościami, który chciał kupić ich farmę za grosze. Raf wykombinował sobie, że to nie dom ma wartość, ale ziemia, na której stoi. Położona na peryferiach Sydney działka mogła zostać sprzedana w kawałkach jako tereny budowlane. Raf znalazł wspólnika, a pieniądze, które zarobił na tym interesie, stały się zalążkiem jego fortuny.
Założył przedsiębiorstwo budowlane i w błyskawicznym tempie zdobył pozycję. Kiedy załatwiał interesy, stawał się najbardziej nieugiętym, podstępnym człowiekiem w branży, a jednocześnie najbardziej intrygującą zagadką dla konkurencji. Nigdy nie popełnił najmniejszego błędu, nigdy nie postawił na niewłaściwego konia.
Sophia mogła przestać martwić się o pieniądze. Raf zapewnił rodzinie dobrobyt. Dbał o to, by mieli wszystko, czego zapragną. Nie mogłaby życzyć sobie lepszego syna.
Był zawsze takim dobrym, rozsądnym chłopcem, jej największą podporą. Pomagał jej wychowywać młodsze rodzeństwo, troszczył się o dom. I nigdy jej nie zawiódł. Nawet wtedy, gdy rodziła Marię, swe najmłodsze dziecko, a ojca nie było w domu, Raf zajął się wszystkim, chociaż miał dopiero trzynaście lat.
Swego czasu Tania myślała, że niechęć Rafa do założenia rodziny ma swoje źródło w wydarzeniach sprzed dwudziestu lat. Obecność przy porodzie mogła spowodować trwały uraz. Ale kiedy go o to spytała, kpiący błysk w jego oczach natychmiast obalił tę koncepcję. Raf wyjaśnił rzeczowo, że na farmie porody nie są czymś niezwykłym, widział ich dziesiątki, a przy kilku asystował. Odebranie dziecka nie różniło się niczym od odebrania cielaka.
Z kolei zaczęła podejrzewać, że zmęczyły go obowiązki rodzinne i nie ma ochoty obarczać się nowymi. Raf nie wykazywał jednak żadnych objawów zmęczenia. Kochał swoje rodzeństwo. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Traktował wszystkich z ogromną wyrozumiałością, a oni uważali go za głowę rodziny. Stał się najwyższym autorytetem, i to na długo przed śmiercią Carltona seniora. Tania zastanawiała się często, jakim człowiekiem był ojciec Rafa.
Sophia mówiła o mężu z miłością: wspaniały, kochający i wrażliwy człowiek. Podobnie jak jej dzieci, wspominała go ze łzami w oczach. Milczał tylko Raf.
Im dłużej Tania zastanawiała się nad charakterem męża, tym mniej go rozumiała. Wiedziała tylko, że jej marzenia o powiększeniu rodziny nie budzą jego entuzjazmu. Nie miał pojęcia, co znaczy samotność, tęsknota za bliskością drugiego człowieka.
Jej rodzice zginęli, gdy była maleńka. Utonęli wraz ze swym jachtem gdzieś u australijskich wybrzeży. Przez następne dwadzieścia lat opiekowała się nią babcia. Były dla siebie całą rodziną.
Nie miała pretensji do Rafa, uważała jednak, że mógłby okazać jej trochę zrozumienia. Zawsze marzyła o posiadaniu własnych dzieci, co najmniej dwójki. Pragnęła tego całym sercem, ale jej marzenia miały pozostać nie spełnione. Raf nie pragnął dzieci. Po prostu ich nie chciał. Udawał, że słucha, że rozumie, ale wyrok był zawsze ten sam: jeszcze nie teraz.
Tania nigdy nie będzie matką, nigdy.
Raf nie mógł przecież pozwolić, by ktoś zabrał mu cząstkę jego własności. Nie chciał się nią dzielić, nawet z własnym dzieckiem!
Więc po co się z nią ożenił, jeśli nie planował założenia rodziny? Odpowiedź była bardzo prosta i bardzo bolesna. Chciał zapewnić sobie wyłączne prawo do jej ciała i korzystać z niego, kiedy przyjdzie mu na to ochota. Według Rafa był to układ oparty na wzajemnym posiadaniu. Tyle tylko, że stroną posiadającą Rafa była bardziej Nika Sandstrom niż ona.