Выбрать главу

— Jakież to potrzeby ma Timosza?

— Potrzeby dorosłego samca!

— No wiesz co!

Potem nastąpiła cisza. Widocznie sponsor kończył kolację, a jego żona zastanawiała się. Zawsze zastanawia się z prędkością ślimaka.

— Masz rację — usłyszałem jej głos. — Dzisiaj pomyślałam sobie o tym samym.

— A co się stało?

— Na widok pewnej… osobnika płci żeńskiej omal nie zerwał smyczy.

— Przecież mówiłem! Odwieziemy go do kliniki. Pięć minut i po kłopocie.

— Nie! — niemal krzyknęła pani sponsorka. — Tylko nie to!

— Dlaczego? Miliony ludzi przechodzi taką operację. Od razu obniża poziom agresji, pozytywnie oddziałuje na charakter zwierzęcia. Jeśli nie zrobi się na czas operacji to może dojść do tragedii. Przecież wiesz, ilu młodych samców uciekało z domu, trafiało pod samochody, w obławy, do rakarni!

— Tylko nie to! Nie przeżyję tego. Nie wiem, jak będę żyć bez swojego Timoszki!

— Nie jęcz. Będzie ci za to wdzięczny.

Za drzwiami nastąpiła złowieszcza cisza. Fizycznie czułem, jak myśli moja sponsorka. Poważnie rozważa problem: czy zabić we mnie mężczyznę? Ona — istota, z którą żyjemy już około dwudziestu lat, ona, która wstawała do mnie w nocy, kiedy miałem szkarlatynę, której przynoszę pantofle i dogrzany bulion, jeśli cierpi na bezsenność… Czyżby pani Jajbłuszko miała się zgodzić na to, bym ja, najbliższa jej istota, został poddany strasznej operacji? O, nie!

— No, dobrze — usłyszałem głos pani. — Kładźmy się spać. Pogadamy jeszcze jutro.

Drzwi się otworzyły, pani kazała mi iść do sypialni, położyć się na dywaniku przy ich łóżku. Z trudem wykonałem polecenie. Całe ciało bolało. Strach skuwał moje członki.

Państwo zasnęli szybko, ale ja, rzecz jasna, nie spałem. Zamierzali się toporem na najważniejszy dar przyrody, na moje jestestwo! Znam tych nieszczęsnych niewolników, tych domowych pupili, pozbawionych męskiej godności. Znam te żałosne szczęśliwe cienie ludzi, które dożywają swojego biologicznego wieku, nie zostawiwszy śladu na Ziemi.

Bezszelestne wstałem i podszedłem do okna.

Stąd, z piętra domu, widać było trawnik, oddzielający nasz dom od domu, w którym mieszka Inna. I nagle zobaczyłem w nocnym półmroku, jak ona, lekka, pachnąca, wyszła na ten trawnik, położyła się na plecach i przeciągnęła Oto jaka jest — delikatność, oczekiwanie miłości, tęsknota, szczęście!

Trzasnęły drzwi, wylazł jej żabczak. Kazał iść spać. Moja ukochana leniwie wstała i wróciła do domu. A ja byłem gotów umrzeć…

Następnego ranka nikt nawet nie wspomniał o wczorajszych burzliwych wydarzeniach. I ja, obudziwszy się z powodu sennego koszmaru, natychmiast oprzytomniałem słysząc czuły głos sponsorki:

— Timosza, szybko umyj się i chodź na śniadanie! Ugotowałam ci kaszkę!

Pogłaskała mnie po głowie i powiedziała, że zaprowadzi mnie na ondulację, a ja tylko czekałem na tę chwilę, kiedy będę mógł wyjść do ogrodu, a tam spotkam…

Jak na złość długo nie wypuszczała mnie. Najpierw wpadło jej do głowy zrobić mi pedicure, potem uznała, że mam gorączkę, i zmusiła mnie do zmierzenia temperatury. Starałem się nie patrzeć w okno, żeby nie wywołać podejrzeń.

— A na pana Jajbłuszko nie gniewaj się — mówiła sponsorka, przebierając moje loki — bywa surowy, ale zawsze sprawiedliwy. Przecież wiesz, że ma w jednostce wiele organizacyjnych problemów, i nie może pozwolić sobie na osłabienie uwagi. Z wami, ludźmi, przez cały czas trzeba oczekiwać podstępu. Jesteście jak niewychowane dzieci.

— Dlaczego niewychowane?

— Dlatego, że usiłujecie skrycie rozrabiać, dlatego że jesteście niewdzięczni, dlatego, że oszukujecie… dlatego że… miliony przyczyn! Czego się na mnie gapisz? Najadałeś się — idź pospacerować. Ale ani na krok za płot.

Grzecznie ukłoniłem się Jajbłuszko i poczekałem aż jej zielona łuskowata tusza wypłynie z kuchni, i natychmiast rzuciłem się do ogrodu. Serce podpowiadało mi, że Inna czeka tam na mnie albo wygląda ze swojego okienka, żeby wyjść, kiedy ja się pojawię.

Przemierzyłem trawnik, przycupnąłem przy basenie, sprawdziłem stopą wodę. Woda był zimna. Poszedłem w kierunku krzaków, co to rosły przy żywopłocie i skutecznie ukryłyby tych, którzy postanowili skryć się przed ciekawskimi oczyma.

Nie było tam nikogo. Pustka ta była nasycona brzęczeniem owadów, szczebiotem ptasząt i podobnymi pokojowymi, zupełnie nie miejskimi dźwiękami. Starsi powiadają, że wcześniej na Ziemi było nie tak cicho i ładnie, ale sponsorzy zakazali używania śmierdzących silników i zburzyli szkodliwe fabryki. Oni sami nie potrzebują większości naszych rzeczy, ludzie również szybko odzwyczaili się od takich przedmiotów jak buty i piece, nawet od ubrań, dlatego że, jak mi mówiono, ludzie żyją tylko w ciepłych miejscach naszej planety.

— Tim — powiedziała Inna zaglądając w krzaki, — Wiedziałam, że cię tu znajdę.

— A ja umyślnie tu przyszedłem — powiedziałem. Byłem szczęśliwy. Ale nie mogłem wytłumaczyć tego uczucia. To nie było to uczucie, o jakie podejrzewali mnie państwo. Chciałem patrzeć na Inne, a jeśli już dotknąć ją to tylko koniuszkami palców.

— Zbili cię? — zapytała Inna.

— Wczoraj — powiedziałem. — Przez ciebie.

— Przeze mnie? — Miała niebieskie, czułe oczy.

— Oni uznali, że jestem za bardzo… za bardzo jestem pory wczy. Ze nadszedł czas… — Język nie posłuchał mnie i nie mogłem powiedzieć, o co chodzi, mimo że nie była to tajemnica albo coś niezwykłego — ponad trzy czwarte mężczyzn po dwudziestym roku życia poddawano amputacji tych organów dla ich własnego dobra i pożytku demografii.

— Niemożliwe! — domyśliła się Inna. — Tylko nie to!

— Dlaczego? — wyrwało mi się.

Chciałem usłyszeć przyjemną dla siebie odpowiedź.

Inna odwróciła się. Pytanie jej się nie spodobało. Widocznie wydało się cyniczne.

— Wybacz — powiedziałem. Poczułem się winnym przed tą dziewczyną. Zachwycałem się jej profilem — Inna maiła mały nosek, który odrobinę podciągał do góry górną wargę, przez co widoczne były białe ząbki. — Wybacz, zajączku.

— Jesteś dureń — powiedziała Inna. — Pewnie nigdy nie miałeś dziewczyny.

— A niby skąd? — przyznałem się. — Przecież mnie wzięli gdy byłem szczeniakiem, z hodowli. I tak sobie żyję jako domowy pupil. Nie znam innego życia.

— A ja pamiętam swoją mamę! — powiedziała Inna.

— Być nie może!

To było takie dziwne. Nikt nie powinien znać sowich rodziców. To jest przestępstwo. To jest amoralne. Pupil należy do tego sponsora, który pierwszy złożył na niego zamówienie.

— To ona się przyznała — wyszeptała Inna. — Opowiedzieć ci?

— Oczywiście, opowiedz.

Inna przysiadła się bliżej, nasze ramiona zetknęły się. Położyłem dłoń na jej kolanie, a ona nie rozzłościła się. Dlaczego, pomyślałem, uczyniła mi zarzut, że nie miałem dziewczyny? Czy to znaczy, że ona już kogoś miała?

Myśl ta przepełniła mnie goryczą, jakiej dotychczas nie odczuwałem.

— W naszym domu była jeszcze jedna pupilka, starsza ode mnie — powiedziała Inna. — Wiele mnie nauczyła. Opowiadał mi o ludziach, którzy żyją na wolności.

— Nie wiedziałaś o tym?

— Wiedziałam tylko, że źle się żyje poza domem.

W tym momencie w pobliżu zatrzeszczały gałęzie, rozległy się ciężkie kroki. Nawet nie zdążyłem odskoczyć — obrzydliwy żabczak, synek sponsora Inny, zwalił się na mnie i zaczął wykręcać mi ręce.