— Tak zrobię, ojcze — powiedziała Juliette. — Dziękuję.
Wendel kiwnął głową i skinął na Remmy’ego. Nie odezwał się już do niej, gdy akolita czerpał wodę z kaplicznej fontanny. Ani słowem. Jego wcześniejsza obietnica, że pobłogosławi jej podróż została zapomniana.
10
Juliette wzięła udział w uroczystym zasadzeniu pierwszej rośliny na środkowych farmach, zjadła późny lunch i ruszyła w dalszą podróż w górę silosu. Nim dotarła na trzydzieste piętra, światła zaczęły przygasać, a ona zatęskniła za znajomym łóżkiem.
Lukas czekał na nią na podeście. Uśmiechnął się na powitanie i uparł się, że poniesie jej torbę, choć ta prawie nic ważyła.
— Nie musiałeś na mnie czekać — powiedziała, ale w głębi duszy uznała, że to urocze.
— Dopiero co przyszedłem — odparł z naciskiem. — Tragarz powiedział mi, że się zbliżasz.
Juliette przypomniała sobie młodą dziewczynę w jasnoniebieskim kombinezonie, która wyprzedziła ją na czterdziestych. Łatwo było zapomnieć, że Lukas miał wszędzie swoje oczy i uszy. Przytrzymał jej drzwi, a Juliette weszła na piętro pełna sprzecznych emocji i wspomnień. To tutaj zginął Knox. Tutaj została otruta burmistrz Jahns. Tutaj skazano Juliette na czyszczenie, a potem tutaj opatrywali ją lekarze.
Spojrzała na salę konferencyjną i wspomniała chwilę, gdy usłyszała, że wybrano ją na burmistrza. Tam właśnie zasugerowała Peterowi i Lukasowi, żeby powiedzieć wszystkim prawdę: że nie są sami na tym świecie. Wciąż uważała to za dobry pomysł, pomimo ich protestów. Ale może lepiej byłoby pokazać ludziom prawdę zamiast o niej mówić. Wyobraziła sobie rodziny, które zamiast wspinaczki do ekranu w stołówce wyruszyłyby w wielką podróż w głębiny. Dotarliby do jej świata — tysiące ludzi, którzy nigdy tam nie byli i którzy nie mieli pojęcia, jak wyglądają utrzymujące ich przy życiu maszyny. Zawędrowaliby do Maszynowni, by przejść przez tunel i zobaczyć inny silos. Po drodze mogliby zachwycić się generatorem głównym, który teraz szumiał zamiast ogłuszająco huczeć, idealnie wyregulowany. Mogliby zachwycić się dziurą w ziemi, którą zrobili jej przyjaciele. A potem mogliby oddać się kontemplacji ekscytującej myśli o zapełnieniu pustego świata tak podobnego do ich własnego i o odtworzeniu go w sposób, jaki sobie zamarzą.
Bramka ochrony pisnęła, gdy Lukas zeskanował swoją przepustkę, a Juliette ocknęła się ze snu na jawie. Strażnik za bramką pomachał do niej, a ona odwzajemniła gest. Za plecami mężczyzny ciągnęły się puste i ciche korytarze IT. Większość pracowników poszła na noc do domów. Pustawe piętro przypomniało Juliette o silosie siedemnastym. Wyobraziła sobie, że zza rogu wychodzi Solo z połówką chleba w ręce, okruszkami w brodzie i szerokim uśmiechem zadowolenia, że ją widzi. Tamten korytarz wyglądał zupełnie jak ten, jeśli nie liczyć zniszczonej lampy, która w silosie siedemnastym zwisała smętnie na kablach.
Takie właśnie bliźniacze wspomnienia kołatały jej się w głowie, kiedy Lukas prowadził ją do swojej prywatnej rezydencji. Dwa światy o identycznym układzie i dwa różne życia, tu i tam. Miała wrażenie, że spędziła u Solo całe życie, choć minęło zaledwie parę tygodni — tak wielka więź wytwarza się między dwójką ludzi w kryzysowej sytuacji. Juliette na wpół spodziewała się, że z biura, gdzie zamieszkały dzieciaki zaraz wypadnie Elise i przylgnie jej do nogi. Bliźniaki kłóciłyby się o znalezione za rogiem łupy. Rickson i Hannah całowaliby się w ciemnym kącie i szeptali sobie o kolejnym dziecku.
— …ale tylko jeśli wyrazisz zgodę.
Juliette odwróciła się do Lukasa.
— Co? A, tak. W porządku.
— Nie słyszałaś ani słowa, mam rację? — Wyciągnął rękę ku drzwiom i zeskanował swój identyfikator. — Czasem mam wrażenie, że przebywasz w innym świecie.
W jego głosie pobrzmiewało zaniepokojenie, nie gniew. Wzięła od niego torbę i weszła do środka. Lukas włączył światło i rzucił identyfikator na komodę przy łóżku.
— Dobrze się czujesz? — zapytał.
— Jestem tylko zmęczona wspinaczką. — Juliette przysiadła na skraju łóżka i rozwiązała sznurówki. Zdjęła buty i postawiła je tam, gdzie zwykle. Mieszkanie Lukasa było dla niej jak drugi dom, znajome i przytulne. Jej własny apartament na szóstym piętrze wydawał jej się obcy. Widziała go dwukrotnie, ale nigdy nie spędziła tam nocy. Oznaczałoby to pełną akceptację roli burmistrza.
— Tak sobie myślałem, że może zamówimy kolację. — Lukas wygrzebał z szafy miękki szlafrok, który Juliette uwielbiała zakładać po gorącym prysznicu. Powiesił go na haczyku na drzwiach łazienki.
— Mam napuścić wodę na kąpiel?
Juliette odetchnęła ciężko.
— Cuchnę, prawda? — Powąchała grzbiet swojej dłoni, spodziewając się woni smaru. Wyczuła kwaskowatą nutkę palnika i spalin kopacza — perfumy, które wżarły się w jej skórę jak tatuaże na rękach nafciarzy. I to pomimo faktu, że wzięła prysznic tuż przez opuszczeniem Maszynowni.
— Nie… — Lukas wydawał się urażony. — Po prostu pomyślałem, że mogłabyś mieć ochotę się wykąpać.
— Może rano. I chyba daruję sobie kolację. Podjadałam przez cały dzień. — Wygładziła ręką pościel. Lukas uśmiechnął się i przysiadł się obok. Na twarzy malował mu się uśmiech oczekiwania, a w oczach miał ten błysk, który zawsze się w nich tlił, kiedy już skończyli się kochać — ale przyjemne uczucia rozwiały się, gdy powiedziała:
— Musimy porozmawiać.
Kąciki jego ust opadły. Skulił ramiona.
— Nie zarejestrujemy związku, o to chodzi?
Juliette wzięła go za rękę.
— To nie to. Oczywiście, że zarejestrujemy. Oczywiście. Przycisnęła sobie jego dłoń do piersi, wspominając miłość, którą kiedyś ukrywała przed Paktem i która koniec końców sprawiła jej tak wiele bólu. Nigdy nie powtórzyłaby tego błędu. — Chodzi o kopanie — powiedziała.
Lukas odetchnął głęboko i roześmiał się.
— Tylko o to — odparł z uśmiechem. — Niesamowite, że twoje kopanie może być mniejszym złem.
— Zamierzam zrobić coś jeszcze i założę się, że ci się to nie spodoba.
Uniósł brew.
— Jeśli chodzi o opowiadanie ludziom o innych silosach, doskonale wiesz co ja i Peter sądzimy na ten temat. Uważam, że te słowa są niebezpieczne. Większość ci nie uwierzy, a pozostali będą sprawiać kłopoty.
Juliette pomyślała o ojcu Wendelu i o tym, że ludzie zdolni byli uwierzyć w niesamowitości wysnute z samych słów, z jednej książki. Ale może najpierw musieli chcieć w nie uwierzyć. I może Lukas miał rację — nie wszyscy mieliby ochotę uwierzyć w prawdę.
— Niczego im nie powiem — wyjaśniła. — Chcę im to pokazać. Mam coś do zrobienia na górze, ale wymagałoby to pomocy twojej i twojego działu. Będę potrzebowała paru twoich ludzi.
Lukas zmarszczył czoło.
— Nie podoba mi się to. — Pogładził ją po ramieniu. — Może omówimy to jutro? Chciałbym się po prostu tobą nacieszyć. Na jedną noc zapomnieć o pracy. Ja udawałbym że jestem tylko technikiem z serwerowni, a ty możesz być… nie-burmistrzem.
Juliette ścisnęła go za rękę.
— Masz rację. Oczywiście. I może powinnam szybko skoczyć pod prysznic…
— Nie, zostań. — Pocałował ją w szyję. — Pachniesz sobą. Wykąpiesz się rano.
Uległa mu. Lukas znów ucałował jej szyję, lecz kiedy wyciągnął rękę, by rozpiąć jej kombinezon, poprosiła, żeby zgasił światło. Choć raz nie protestował, jak to miał w zwyczaju, niezadowolony, że nie może się jej przyjrzeć. Zostawił włączone światło w łazience i przymknął drzwi tak, że przez szparę przesączała się tylko nikła poświata. Chociaż uwielbiała przebywać nago w jego towarzystwie, nie chciała, żeby ją widział. Mozaika blizn upodabniała jej skórę do ścian wydrążonych w granicie: pajęcza sieć białawych, rzucających się w oczy plam.