— Więc jaka była odpowiedź komitetu? — zapytała Juliette. — Przecież wiedzą, że kiedy dokopiemy się do drugiego silosu, pójdzie ze mną sporo ludzi, żeby doprowadzić go do stanu używalności. Tutejsza populacja spadnie.
Nelson z powrotem nachylił się nad robotą. Marsha zamknęła teczkę z raportem o ludności i wbiła wzrok we własne stopy.
— Co powiedzieli na moją propozycję zawieszenia loterii?
— Nic nie powiedzieli — przyznała Marsha. Uniosła spojrzenie; w blasku lamp zalśniła wilgoć w jej oczach. — Sądzę, że wielu z nich nie wierzy w istnienie drugiego silosu.
Juliette zaśmiała się i pokręciła głową. Jej dłoń zadrżała przy wkręcaniu ostatniej śruby w kołnierz kombinezonu.
— Nie ma znaczenia, w co wierzą członkowie komitetu, prawda? — Wiedziała jednocześnie, że to samo odnosi się do niej. I do każdej innej osoby. Świat był jaki był niezależnie od ludzkiego zwątpienia, nadziei czy nienawiści. — Podkop już trwa i posuwa się w tempie trzystu stóp dziennie. Wygląda na to, że ci od loterii będą musieli przespacerować się na dół i przekonać się na własne oczy. Możesz im to powiedzieć. Powiedz, żeby sami zobaczyli.
Marsha zmarszczyła brwi i zapisała coś sobie.
— Kolejny punkt programu… — Sięgnęła po rejestr. — Wzmogły się skargi na…
Rozległo się pukanie do drzwi. Juliette odwróciła się, a do laboratorium wszedł Lukas z uśmiechem na twarzy. Pomachał Nelsonowi, który zasalutował mu kluczem płaskim. Lukas nie wydawał się zaskoczony obecnością Marshy. Klepnął ją w ramię.
— Na twoim miejscu kazałbym przenieść jej biurko tutaj — zażartował. — Opłaty na usługi tragarskie macie uwzględnione w budżecie.
Marsha uśmiechnęła się i pociągnęła za jeden ze swoich sprężystych loków. Rozejrzała się po laboratorium.
— Naprawdę powinnam tak zrobić — powiedziała.
Juliette zauważyła, że jej młoda asystentka rumieni się w obecności Lukasa i zaśmiała się w duchu. Hełm wpasował się w kołnierz z przyjemnym kliknięciem. Juliette przetestowała mechanizm zwalniający.
— Mogę na chwilę pożyczyć panią burmistrz? — zapytał Lukas.
— Nie mam nic przeciwko — odparła Marsha.
— Ja mam. — Juliette przyjrzała się jednemu z rękawów kombinezonu. — Jesteśmy w tyle z harmonogramem.
Lukas zmarszczył brwi.
— Nie ma żadnego harmonogramu. Sama go sobie wyznaczasz. A poza tym, dostałaś pozwolenie na to, co robisz? — Stanął obok Marshy i skrzyżował ręce na piersi. — W ogóle powiedziałaś swojej asystentce, co zamierzasz zrobić?
Juliette ze skruchą podniosła wzrok.
— Jeszcze nie.
— Dlaczego? A co pani robi? — Marsha opuściła rejestr i po raz pierwszy badawczo spojrzała na kombinezony.
Juliette zignorowała ją, rzucając Lukasowi wściekłe spojrzenie.
— Mam opóźnienie, bo chcę to skończyć zanim oni skończą kopanie tunelu. Szybko im idzie. Trafili na miękką ziemię. Naprawdę chciałabym tam być, kiedy się przebiją.
— A ja chciałbym, żebyś była dzisiaj na spotkaniu, które cię ominie, jeśli się nie ruszysz.
— Nie idę — powiedziała Juliette.
Wystarczyło jedno spojrzenie Lukasa, by Nelson odłożył klucz i wraz z Marshą wyśliznął się na zewnątrz. Juliette patrzyła na ich pospieszny odwrót i zdała sobie sprawę, że Lukas cieszy się większym autorytetem niż sądziła.
— To comiesięczne spotkanie rady miasta — powiedział Lukas. — Pierwsze odkąd cię wybrano. Obiecałem sędziemu Pickenowi, że przyjdziesz. Jules, musisz się zachowywać jak burmistrz albo niedługo przestaniesz nim być…
– Świetnie. — Podniosła ręce. — Nie jestem burmistrzem. Zrzekam się urzędu. — Pomachała w powietrzu śrubokrętem, udając, że to pióro. — Podpisano i podbito.
— Wcale nie świetnie. Jak myślisz, co twój następca o tym pomyśli? — Gestem omiótł blaty robocze. — Myślisz, że pozwoli ci kontynuować te twoje gierki? To pomieszczenie wróci do swojego pierwotnego przeznaczenia.
Juliette z trudem pohamowała chęć wykrzyczenia mu w twarz, że to żadne gierki, że to coś znacznie gorszego.
Lukas odwrócił wzrok. Jego spojrzenie spoczęło na stosie książek piętrzących się przy leżance, którą tu przyniosła. Spała tu czasem, kiedy się pokłócili albo kiedy po prostu potrzebowała trochę czasu dla siebie. Nie żeby ostatnio wiele sypiała. Potarła oczy, nie potrafiąc sobie przypomnieć, kiedy ostatnio przespała cztery godziny pod rząd. Noce zlatywały jej na spawaniu w śluzie. Dnie spędzała w laboratorium czyszczenia albo na dole, za węzłem łączności. Właściwie już w ogóle nie sypiała — po prostu traciła przytomność to tu, to tam.
— Powinniśmy trzymać je pod kluczem — powiedział Lukas, wskazując na książki. — Nie można ich zostawiać na widoku.
— Nikt by nie uwierzył, gdyby je otworzył — odparła Juliette.
— Chodzi o papier.
Skinęła głową. Miał rację. Gdzie ona dostrzegała informację, inni widzieli pieniądze.
— Zabiorę je z powrotem na dół — obiecała, czując jak gniew odpływa z niej niczym olej cieknący z pękniętej obudowy. Pomyślała o Elise, która przez radio pochwaliła się, że kompletuje książeczkę ze swoich ulubionych stron. Juliette też przydałaby się taka książka. Z tym że o ile album dziewczynki był zapewne pełen ślicznych rybek i kolorowych ptaszków, Juliette skatalogowałaby mroczniejsze rzeczy. Rzeczy, które kryją się w ludzkich sercach.
Lukas podszedł do niej i położył jej rękę na ramieniu.
— To spotkanie…
— Słyszałam, że rozważają powtórne wybory — przerwała mu Juliette. Zgarnęła z twarzy luźny kosmyk i wsunęła go za ucho. — Tak czy inaczej długo się nie nacieszę fotelem burmistrza. I właśnie dlatego muszę to skończyć. Zanim ludzie ponownie zagłosują, to już nie będzie miało znaczenia.
— Dlaczego? Bo do tego czasu będziesz burmistrzem innego silosu? Taki masz plan?
Juliette oparła rękę o kopułę hełmu.
— Nie. Bo do tego czasu uzyskam odpowiedzi, których szukam. Bo ludzie sami się przekonają. Uwierzą mi.
Lukas skrzyżował ręce na piersi. Wziął głęboki oddech.
— Muszę wracać do serwerowni — powiedział. — Gdy przez dłuższy czas nikt nie odpowiada, światła zaczynają migać w biurach, a ludzie pytają, o co do diabła chodzi.
Juliette kiwnęła głową. Sama widziała. Wiedziała również, że Lukas, tak jak ona, uwielbia długie rozmowy za serwerem. Z tym że jemu wychodziły one zacznie lepiej. Kiedy ona wkładała zestaw słuchawkowy, zawsze kończyło się to kłótnią. Lukas potrafił łagodzić konflikty i dochodzić do prawdy.
— Proszę, powiedz, że pójdziesz na spotkanie, Jules. Obiecaj mi, że pójdziesz.
Zlustrowała uważnie kombinezon na drugim stole, żeby przekonać się, jak szło Nelsonowi. Będą potrzebowali jeszcze jednego kombinezonu dla dodatkowej osoby w drugiej śluzie. Jeśli przepracują całą noc i cały następny dzień…
— Dla mnie… — poprosił.
— Pójdę.
— Dziękuję. — Lukas zerknął na zawieszony na ścianie stary zegar z czerwonymi wskazówkami kryjącymi się za warstwą zmatowiałego plastiku. — Widzimy się na obiedzie?
— Jasne.
Nachylił się i pocałował ją w policzek. Gdy się odwrócił, Juliette zaczęła układać narzędzia na skórzanej wykładzinie blatu. Wzięła czystą szmatkę, by wytrzeć ręce.