Juliette dołączyła do niego. Spiralne przekładnie o szerokości ludzkiego biodra tkwiły pod warstwą zaschniętego smaru, sczepione z zębami, które poruszały ścianą. Skrzynia biegów była równie wielka i masywna co ta od głównego generatora. Nawet większa.
— Złe wieści — powiedział Bobby. — Zobaczcie dokąd prowadzi wał napędowy.
Trzy wiązki światła zlały się w jedną i przebiegły wzdłuż wału, który urywał się w powietrzu. Pusta przestrzeń we wnętrzu potężnej maszyny była tam, gdzie powinno znajdować się serce metalowej bestii.
— Nigdzie się stąd nie ruszy — mruknął pod nosem Raph.
Juliette przemaszerowała na tyły maszyny. Masywne zastrzały unieruchamiające jednostkę napędową sterczały samotnie. Juliette wraz z pozostałymi mechanikami kręcili się w miejscu, gdzie powinien znajdować się silnik. A teraz, gdy wiedziała już na co zwracać uwagę, dostrzegła elementy mocowania. Było ich sześć: gwintowane słupki rozmieszczone w ośmiocalowych odstępach i pokryte warstwą prastarego, stwardniałego smaru. Pasujące do nich nakrętki zwisały z haczyków pod zastrzałami. Bogowie przemawiali do niej. Komunikowali się z nią. Starożytni zostawili jej wiadomość spisaną w języku zrozumiałym dla ludzi, którzy znali się na maszynach. Mówili do niej poprzez wieki: To przykręć tutaj. Postępuj tak i tak.
Nafciarz Fitz ukląkł przy Juliette i położył jej rękę na ramieniu.
— Przykro mi z powodu twoich przyjaciół — powiedział, mając na myśli Solo i dzieciaki, choć Juliette odniosła wrażenie, że w głębi duszy był zadowolony. Zerknęła w głąb metalowej jaskini i dostrzegła kolejnych górników i mechaników zaglądających niepewnie do środka. Wszyscy by się ucieszyli, gdyby jej przedsięwzięcie zakończyło się tu i teraz, gdyby zrezygnowała z dalszego kopania. Lecz Juliette czuła coś więcej niż przymus; zaczynało się w niej budzić poczucie celu. Ta maszyna nie została przed nimi schowana. Była bezpiecznie przechowana. Chroniona. Zapakowana. Oblepiona smarem i zabezpieczona przed działaniem powietrza z przyczyn, które wykraczały poza jej wiedzę.
— Zamykamy to szczelnie z powrotem? — zapytał Dawson. Nawet stary, siwy górnik z chęcią darowałby sobie kopanie.
— Ta maszyna na coś czeka — powiedziała Juliette. Zdjęła jedną z wielkich nakrętek z haczyka i położyła ją na szczycie pokrytego smarem słupka, którego rozmiary wydały jej się znajome. Pomyślała o pracy, jaką wykonywała całe życie temu, o osiowaniu głównego generatora.
— Zaprojektowano ją tak, żeby się otwierała — powiedziała. — Jej brzuch się otwiera. Sprawdźcie koniec maszyny, przez który weszliśmy. Tył powinien się otwierać, żeby dało się zabrać urobek, ale i żeby coś włożyć. Wcale nie brakuje silnika.
Raph został przy niej i skierował światło latarki na jej pierś, by lepiej widzieć jej twarz.
— Wiem, dlaczego umieścili ją tutaj — powiedziała mu, kiedy pozostali ruszyli obejrzeć tył maszyny. — Wiem, dlaczego umieścili ją obok sali generatora.
4
Shirly i Kali wciąż czyściły generator główny, gdy Juliette wyłoniła się z trzewi kopacza. Bobby pokazał pozostałym jak otworzyć tył maszyny, które śruby należy odkręcić i jak zdjąć metalowe płyty. Juliette kazała im zmierzyć odległość między rzędami słupków, a potem między elementami mocującymi generator zapasowy, by potwierdzić to, co już i tak wiedziała. Maszyna, którą odkryli była jak żywy schemat. To naprawdę wiadomość z przeszłości. Jedno odkrycie wywoływało lawinę innych.
Przyglądając się jak Kali wyżyma ubłoconą ścierkę, a potem moczy ją w drugim wiadrze z odrobinę mniej brudną wodą, Juliette uświadomiła coś sobie: pozostawiony sam sobie na tysiąc lat silnik zardzewiałby. Miał szanse przetrwać tylko jeśli był używany, jeśli grupa ludzi poświęcała całe swoje życie opiece nad nim. Para unosiła się z rozgrzanej, pokrytej mydłem rury rozgałęźnej, podczas gdy Shirly szorowała generator główny. Juliette zdała sobie sprawę, że całymi latami dążyli do tej chwili. Choć jej stara przyjaciółka — a obecnie szefowa Maszynowni — szczerze nienawidziła projektu Juliette, Shirly przez cały czas pracowała na rzecz jego realizacji. Ustawiony obok głównej siłowni mniejszy generator miał inny, wyższy cel.
— Powinno pasować — powiedział Raph z taśmą mierniczą w dłoni. — Myślisz, że użyli tej maszyny, żeby sprowadzić tu generator?
Shirly zrzuciła z góry ubłoconą ścierkę, a jej cień, Kali, odrzuciła jej czystszą. Pracowały w zgranym rytmie jak posykujące tłoki silnika.
— Myślę, że zapasowy generator jest po to, żeby kopacz mógł odjechać — powiedziała Raphowi. Jednego tylko nie rozumiała: po co ktoś miałby pozbywać się zapasowego źródła zasilania, choćby nawet na krótko. Cały silos znalazłby się wówczas na łasce i niełasce awarii. Równie dobrze po drugiej stronie ściany mogliby znaleźć całkowicie przerdzewiały silnik. Trudno, żeby ktokolwiek przyklasnął planom, jakie powoli rodziły jej się w głowie.
Ścierka pomknęła łukiem przez powietrze i chlupotem wpadła do wiadra pełnego brązowej wody. Kali nie rzuciła kolejnej. Wpatrywała się w wejście do sali generatora. Juliette podążyła za wzrokiem cienia i poczuła uderzenie gorąca. Oto wśród ubłoconych, czarnych od smaru mężczyzn i kobiet Maszynowni stał nieskazitelnie czysty młody mężczyzna w błyszczącym srebrnym kombinezonie, pytając kogoś o drogę. Jakiś mężczyzna wskazał palcem kierunek, a wówczas Lukas Ryle, szef IT, jej ukochany, ruszył ku Juliette.
— Zróbcie przegląd zapasowego generatora — powiedziała Raphowi, który zesztywniał, podejrzewając, co zaraz usłyszy. — Musimy podłączyć go na tak długo, żeby przekonać się, jak działa kopacz. I tak mieliśmy zdjąć i przeczyścić rury odprowadzające spaliny.
Raph skinął głową, na przemian zaciskając i rozluźniając szczęki. Juliette klepnęła go w plecy i, nie śmiąc podnosić wzroku na Shirly, wyszła Lukasowi naprzeciw.
— Co ty tu robisz? — zapytała. Rozmawiała z nim wczoraj, ale jakoś nie wspomniał o dzisiejszej wizycie. Najwyraźniej chciał, żeby nie miała możliwości go uniknąć.
Lukas zatrzymał się parę kroków przed nią i zmarszczył brwi — a Juliette poczuła wyrzut sumienia za swój oschły ton. Obyło się bez przytulenia, bez przyjaznego uścisku dłoni. Była na to zbyt spięta i podekscytowana dzisiejszym odkryciem.
— Powinienem zapytać cię o to samo — odparł. Jego spojrzenie powędrowało ku kraterowi wydrążonemu w przeciwległej ścianie. — Podczas gdy ty ryjesz dziury w ziemi, szef IT wykonuje obowiązki burmistrza.
— A więc nic się nie zmieniło — powiedziała ze śmiechem Juliette, próbując rozluźnić atmosferę. Lecz Lukas się nie uśmiechnął. Położyła mu rękę na ramieniu i wyprowadziła go z sali generatora na korytarz.
— Przepraszam — powiedziała. — Nie spodziewałam się ciebie. Trzeba było mnie uprzedzić, że przyjdziesz. I posłuchaj… cieszę się, że cię widzę. Jeśli mam iść na górę i podpisać jakieś papiery, z chęcią to zrobię. Jeśli trzeba wygłosić przemówienie albo pocałować niemowlę, żaden problem. Ale mówiłam ci już w zeszłym tygodniu, że zamierzam znaleźć sposób na wydostanie stamtąd przyjaciół. A skoro zawetowałeś mój pomysł, żeby pójść górą…
Lukas zrobił wielkie oczy, słysząc tak nonszalancko wypowiadane herezje. Rozejrzał się po korytarzu, żeby upewnić się, że są sami.
— Jules, martwisz się o garstkę ludzi, podczas gdy cały silos robi się niespokojny. Na górnych piętrach aż huczy od głosów sprzeciwu. To echa powstania, które wznieciłaś, z tym że teraz są skierowane przeciwko nam.