Выбрать главу
* * *

W pomieszczeniu łączności siedział samotny mężczyzna wpatrzony w monitory i migające kontrolki. Kiedy weszła, obrócił się na krześle z kubkiem w dłoni i wielkim brzuchem wciśniętym między podłokietniki. W poprzek łysawej czaszki miał zaczesanych parę rzadkich kosmyków. Zsunął słuchawki z jednego ucha i pytająco uniósł brwi.

Na ustawionych w podkowę blatach leżało może sześć zestawów radiowych. Onieśmielające bogactwo. Charlotte potrzebowała tylko jednej części.

— No? — zapytał operator.

Charlotte poczuła suchość w ustach. Jedno kłamstwo pomogło jej oszukać strażnika; miała w zanadrzu jeszcze jedną sztuczkę. Oczyściła umysł z myśli o spotkaniu z Thurmanem i wspomnień, w których kopał jej brata.

— Mam naprawić jeden z waszych odbiorników — powiedziała. Wyciągnęła z kieszeni śrubokręt; wyobraziła sobie walkę z tym człowiekiem i od razu poczuła przypływ adrenaliny. Musiała przestać myśleć jak żołnierz. Była elektrykiem. Potrzebowała zmusić go do gadania, żeby sama nie musiała za wiele mówić. — W którym szwankuje mikrofon? — Machnęła śrubokrętem od jednego radia do drugiego. Lata pilotowania dronów i obsługiwania komputerów nauczyły ją jednej rzeczy: zawsze była maszyna, która sprawiała problemy. Zawsze.

Operator zmrużył oczy. Przyglądał jej się przez chwilę, a potem rozejrzał się po pomieszczeniu.

— Musi chodzić o dwójkę — powiedział. — Tak. Przycisk się zacina. Myślałem, że już nikt się tym nie zainteresuje. — Krzesło skrzypnęło, gdy odchylił się do tyłu i splótł palce za głową. Pod pachami miał ciemne plamy. — Poprzedni facet powiedział, że to drobnostka. Nie opłaca się wymieniać. Mówił, żeby go używać, aż się całkiem zepsuje.

Charlotte skinęła głową i podeszła do wskazanego przez operatora urządzenia. To było zbyt proste. Zaatakowała boczny panel śrubokrętem, odwrócona plecami do mężczyzny.

— Pracujesz na dole, w sekcji reaktora, prawda?

Przytaknęła.

— No. Widziałem cię jakiś czas temu w stołówce, siedziałem naprzeciwko.

Charlotte czekała, aż zapyta ją o imię albo wznowi przerwaną rozmowę z innym technikiem. Śrubokręt wyśliznął jej się ze spoconej dłoni i brzęknął o blat. Szybko go podniosła. Czuła na sobie wzrok operatora.

— Dasz radę to naprawić?

Wzruszyła ramionami.

— Zabiorę mikrofon ze sobą. Pewnie jutro wam go oddam.

Zdjęła boczny panel i odkręciła śruby mocujące przewód mikrofonu do obudowy. Wtyczka dała się wyjąć z płytki wewnątrz urządzenia. Charlotte zastanowiła się, po czym na wszelki wypadek wymontowała również samą płytkę. Nie była pewna, czy już taką miała. Poza tym, w ten sposób podtrzymała iluzję, że ma jakieś pojęcie o tym, co robi.

— Będzie gotowy jutro? To świetnie. Wielkie dzięki.

Charlotte pozbierała części i wyprostowała się. W ramach pożegnania uchyliła daszek czapki, a potem odwróciła się i wyszła — pewnie zbyt pospiesznie, jak podejrzewała. Na blacie zostały śrubki i panel boczny. Prawdziwy technik chyba by go zamontował z powrotem? Nie była pewna. W poprzednim życiu znała paru pilotów, którzy wyśmialiby jej próby podszycia się pod kogoś uzdolnionego technicznie, jej modyfikacje dronów i konstruowanie radia, nakładanie smaru zamiast różu.

Operator powiedział coś jeszcze, ale trzaśnięcie drzwi zagłuszyło jego słowa. Pospieszyła bocznym korytarzem w kierunku głównego holu, spodziewając się, że za zakrętem zobaczy Thurmana z kilkoma strażnikami zagradzającymi jej drogę. Schowała śrubokręt do kieszeni i zwinęła przewód mikrofonu; przycisnęła go do piersi wraz z płytką obwodu drukowanego. Za zakrętem powitał ją pusty korytarz, jeśli nie liczyć strażnika. Dotarcie do bramki zajęło jej długie godziny. Całe dnie. Ściany zbliżały się i pulsowały do rytmu jej tętna. Kombinezon lepił się do wilgotnej skóry. Narzędzia grzechotały, a pistolet na biodrze ciążył. Przy każdym jej kroku winda jakimś sposobem oddalała się o dwa kroki.

Przystanęła przy bramce, tym razem pamiętając o wpisie do dziennika pracy. Ostentacyjnie spojrzała na zegar przed wstawieniem godziny.

— Szybko poszło — zagaił strażnik.

Zmusiła się do uśmiechu, ale nie podniosła wzroku.

— To była drobnostka.

Oddała mu tablet i przeszła przez bramkę. Z głębi korytarza dobiegł ją odgłos zamykanych drzwi i skrzypienie butów o płytki. Charlotte pomaszerowała ku windom i wcisnęła przycisk raz i drugi, popędzając tę przeklętą maszynę. Winda pisnęła, drzwi zaczęły się otwierać. Za plecami Charlotte zastukały podeszwy.

— Hej! — zawołał ktoś.

Charlotte nie odwróciła się. W pośpiechu wkroczyła do środka, podczas gdy ten ktoś ze szczękiem przeciskał się przez bramkę.

— Przytrzymaj mi windę.

38

Ciało z impetem uderzyło o drzwi windy, do środka wsunęła się dłoń. Charlotte omal nie krzyknęła i nie uderzyła ręki. Drzwi otworzyły się i do środka wcisnął się zdyszany mężczyzna.

— Jedziesz na dół, prawda?

Na plakietce jego szarego kombinezonu widniało imię Eren. Mężczyzna odsapnął, a drzwi się zamknęły. Charlotte trzęsły się ręce, dopiero za drugim razem udało jej się zeskanować identyfikator. Wyciągnęła dłoń ku przyciskom i zamarła z palcem nad numerem „54”. Nie miała powodu, aby tam jechać. Nikt nie miał. Mężczyzna przyglądał jej się z własną kartą w dłoni, czekając aż się zdecyduje.

Na którym piętrze znajdował się reaktor? Zapisała to sobie na kartce, która teraz tkwiła złożona w kieszonce na piersi, ale przecież nie mogła po nią sięgnąć. Nagle poczuła zapach smaru na twarzy i zdała sobie sprawę, że jest mokra od potu. Jedną ręką przycisnęła części radia do piersi, a drugą wybrała jedno z najniższych pięter podejrzewając, że mężczyzna wysiądzie jako pierwszy i będzie miała windę tylko dla siebie.

— Przepraszam — powiedział, wciskając się między nią a czytnik. Charlotte poczuła w jego oddechu zapach kawy. Wcisnął przycisk, piętro czterdzieste drugie. Winda zatrzęsła się i ruszyła.

— Późna zmiana? — zapytał Eren.

— Taaak — odparła Charlotte, nie podnosząc głowy ani głosu.

— Niedługo po przebudzeniu?

Pokręciła głową.

— Nocna zmiana.

— Nie, miałem na myśli, czy dopiero cię odmrozili. Nie przypominam sobie, żebym cię kiedyś widział. Jestem szefem silosu. — Zaśmiał się. — No, jeszcze przez tydzień.

Charlotte wzruszyła ramionami. W windzie było gorąco jak w łaźni, a liczby rosły tak cholernie powoli. Powinna była wybrać jakieś pobliskie piętro, wysiąść i zaczekać na inną windę. Za późno.

— Hej, spójrz na mnie — powiedział mężczyzna.

On wiedział. Stał tak blisko. Za blisko na przeoczenie czegokolwiek. Charlotte podniosła głowę; czuła jak kombinezon opina jej piersi, czuła włosy wystające spod czapki, czuła swoje kości policzkowe i pozbawiony zarostu podbródek — oraz odrazę na myśl, że ten obcy mężczyzna lustruje ją wzrokiem, człowiek, z którym była tu uwięziona i bezsilna w ciasnej kabinie windy. Spojrzała mu w oczy, czując to wszystko i jeszcze więcej. Bezradna i wystraszona.