Выбрать главу

Spała niewiele. Z latarką wciśniętą między policzek a ramię przeglądała teczki Donalda w nadziei, że nużące zapiski pomogą jej zasnąć. W panującej wokół ciszy powracały słowa i urywki rozmów zasłyszanych przez radio. Kolejny silos został zniszczony. Słuchała spanikowanych głosów, doniesień o otwartych zewnętrznych wrotach i zabójczym gazie, o którym opowiadał jej kiedyś brat. Słyszała głos Juliette, słyszała jej słowa, że wszyscy zginęli.

W jednej z teczek znalazła nieduży wykres, mapkę z ponumerowanymi okręgami, z których wiele było przekreślonych. W tych kółkach żyli ludzie, pomyślała Charlotte. A teraz kolejny silos opustoszał. Kolejny „X” na mapie. Tyle że Charlotte, podobnie jak jej brata, łączyła teraz z tymi ludźmi pewna więź. Wspólnie słuchali ich głosów przez radio, a Donald relacjonował jej rozmowy z tym jednym silosem, który go słuchał, który pomagał mu włamywać się do komputerów i dociekać prawdy. Któregoś razu zapytała, dlaczego nie kontaktował się z innymi silosami, a on powiedział, że ich szefom nie można ufać. Wydaliby go. Jej brat i ludzie z silosu osiemnastego byli buntownikami, a teraz ich zabrakło. Oto co spotykało buntowników. Teraz Charlotte została sama, w ciemności i ciszy.

Wertowała więc notatki brata, aż rozbolała ją szyja od trzymania latarki. Temperatura w windzie rosła, a Charlotte zaczęła się pocić. Nie mogła spać. To miejsce w niczym nie przypominało tej drugiej skrzyni, do której ją kładziono. A im więcej czytała, tym bardziej rozumiała jego niespokojne chodzenie w kółko, pragnienie, by coś zrobić, by położyć kres systemowi, w którym byli uwięzieni.

Ograniczając jedzenie i picie, biorąc maleńkie łyczki i małe kęsy, przeczekała w windzie — jak sądziła — kilka dni, choć w rzeczywistości mogło minąć parę godzin. Gdy znów musiała wyjść do łazienki, postanowiła przekraść się na koniec korytarza i znów uruchomić radio. Jej ciekawość była równie silna co potrzeba opróżnienia pęcherza. Niektórzy ocaleli. Ludzie z osiemnastki zdołali wspiąć się na wzgórza i dotrzeć do innego silosu. Garstka ludzi przetrwała — ale jak długo wytrzymają?

Spuściła wodę, słuchając gulgotu wody w rurach. Zaryzykowała i poszła do sali sterowania dronami. Zgasiła światła na korytarzu i zdjęła folię z radia. Na kanale osiemnastym nie usłyszała niczego oprócz szumu. Tak samo na siedemnastym. Przeskakiwała z kanału na kanał, aż wreszcie usłyszała głosy, uzyskując pewność, że radio działa. Wróciła na siedemnasty. Czekała. Wiedziała, że mogłaby tak czekać całą wieczność. Mogłaby czekać, aż wreszcie przyjdą i ją znajdą. Zegar na ścianie pokazywał, że było ledwo po trzeciej w nocy, a Charlotte wzięła to za dobry znak. Nie powinni jej szukać o tej porze. Z drugiej strony — możliwe, że nikt nie będzie prowadził nasłuchu. Tak czy inaczej, wcisnęła przycisk nadawania.

— Halo? — powiedziała. — Czy ktoś mnie słyszy?

Omal się nie zidentyfikowała i nie wyjawiła, gdzie się znajduje, ale nagle pomyślała: a co jeśli ludzie w tym silosie również nasłuchują? Nie wiedzieliby wprawdzie skąd nadawała — chyba że potrafiliby namierzyć ją przez powtarzacze. Może i potrafili. Ale czy nie skreślili siedemnastki ze swojej listy? Nie powinni prowadzić nasłuchu na tej częstotliwości. Charlotte odsunęła narzędzia i rozejrzała się za kartką papieru, którą Donny jej przyniósł. Ranking silosów. Na dole listy znajdowały się wszystkie zniszczone silosy…

— Kto mówi?

Z radia popłynął męski głos. Charlotte chwyciła mikrofon, zachodząc w głowę, czy to może być ktoś z jej silosu.

— Jestem… Kto mówi? — zapytała, niepewna, co odpowiedzieć.

— Jesteś na dole w Maszynowni? Wiesz, która godzina? Jest środek nocy.

Na dole w Maszynowni. Tak wyglądał układ ich silosów, nie jej. Charlotte założyła, że to jeden z ocalałych. Założyła również, że inni mogą przysłuchiwać się tej rozmowie, więc postanowiła nie ryzykować.

— Tak, jestem w Maszynowni — skłamała. — Co się tam u was… to znaczy, na górze dzieje?

— Próbuję spać, oto co się dzieje, ale Court kazała nam zostawić włączone radio w razie jakby dzwoniła. Mieliśmy niezłą przeprawę z rurami wodociągu. Ludzie rozdzielają ziemię na farmach. Kto mówi?

Charlotte odchrząknęła.

— Szukam… Miałam nadzieję, że złapię waszą panią burmistrz, Juliette.

— Nie ma jej tu. Myślałem, że jest tam na dole, z wami. Spróbuj rano, jeśli to nic pilnego. I powiedz Court, że przydałoby się jeszcze kilka par rąk do pracy. Jakiś przyzwoity farmer, o ile takiego mamy. I tragarz.

— Yy… jasne. — Charlotte znów zerknęła na zegar, żeby zobaczyć, ile będzie musiała odczekać. — Dzięki — powiedziała. — Jeszcze się odezwę.

Odpowiedź nie nadeszła. Charlotte zastanowiła się, skąd się wzięła ta potrzeba kontaktu. Nie mogła w żaden sposób pomóc tym ludziom. A może łudziła się, że oni mogliby pomóc jej? Przyjrzała się radiu, które skonstruowała, luźnym śrubkom i zwojowi kabli, porozrzucanym narzędziom. Wiele ryzykowała przebywając poza kryjówką, ale tutaj bała się mniej niż wtedy, gdy chowała się samotnie w windzie dla dronów. Szansa na kontakt przeważała nad ryzykiem, że ją odkryją. Spróbuje ponownie za kilka godzin. Do tego czasu spróbuje się przespać. Przykryła radio. Przez chwilę myślała o swoim starym łóżku w koszarach, ale w końcu z powrotem zniknęła w pozbawionej okien metalowej skrzyni.

44

Wraz ze śniadaniem zjawiło się towarzystwo. Poprzedniego dnia zostawili Donalda samego sobie i nie podali mu posiłku. Podejrzewał, że to jakaś technika przesłuchań. Tak samo jak hałaśliwy stukot butów za drzwiami w samym środku nocy. Nie dawali mu spać. Robili wszystko, żeby rozregulować jego zegar biologiczny, wytrącić go z równowagi i doprowadzić do obłędu. A może wtedy był dzień, a teraz była noc i wcale go nie głodzili. Ciężko powiedzieć. Stracił poczucie czasu. Jasny krąg na ścianie i wystający z tynku haczyk znaczyły miejsce, gdzie kiedyś wisiał zegar.

Razem z Thurmanem i śniadaniem przyszło dwóch mężczyzn w kombinezonach Ochrony. Donald spał w ubraniu. Wciągnął nogi na łóżko, gdy trzej mężczyźni wepchnęli się do jego ciasnej celi. Dwóch funkcjonariuszy Ochrony przyglądało mu się podejrzliwie. Thurman wręczył mu tacę — talerz jajecznicy, herbatnik, woda i sok. Donald niemal zwijał się z bólu, ale i konał z głodu. Nie dali mu sztućców, więc zaczął jeść jajka rękami. Gorące jedzenie dobrze robiło na obolałe żebra.

— Sprawdź panele sufitowe — powiedział jeden z nich. Donald go poznał. Brevard. Był szefem Ochrony prawie tak długo, jak trwała zmiana Donalda. Zdawał sobie sprawę, że Brevard nie jest jego przyjacielem.

Drugi mężczyzna był młodszy. Donald go nie pamiętał. Zwykle przesiadywał do późna i stronił od ludzi, więc stróża nocnego znał lepiej niż tych tutaj. Młody funkcjonariusz wdrapał się na przyspawaną do ściany komódkę i uniósł panel sufitowy. Wziął przypiętą do paska latarkę i poświecił we wszystkie strony. Donald dobrze wiedział, co mężczyzna tam widział. Sam już dawno tam zajrzał.

— Zablokowane — powiedział młody funkcjonariusz.

— Na pewno?

— To nie on — stwierdził Thurman. Przez cały czas nie spuszczał Donalda z oczu. Zamaszystym gestem omiótł pokój. — Tam było pełno krwi. Byłby nią schlapany.

— Chyba że gdzieś się umył i przebrał.

Thurman zmarszczył brwi na ten pomysł. Stanął parę kroków od Donalda, który nagle przestał być głodny.

— Kto to był? — zapytał Thurman.