Выбрать главу

— Moi ludzie będą chcieli mnie zabić za rolę, jaką w tym odegrałam — powiedziała Juliette. — Wyślą mnie na czyszczenie i tym razem nie wrócę. Więc chyba mamy ze sobą coś wspólnego.

Charlotte zaśmiała się i otarła policzki.

— Naprawdę mi przykro — powiedziała. — Przepraszam za wszystko, co przeszliście. Przepraszam za to, co wam zrobiliśmy.

Cisza.

— Dziękuję. Chcę ci zaufać i uwierzyć, że to nie ty i twój brat ponosicie winę za to, co się stało. Głównie dlatego, że ktoś mi bliski chciał, żebym uwierzyła, że twój brat próbował nam pomóc. I dlatego mam nadzieję, że kiedy już tam będę, nie staniesz mi na drodze. A teraz powiedz, czy te złe rzeczy wyrządziłaś złym ludziom?

Charlotte wyprostowała się.

— Tak — szepnęła.

— Dobrze. Zawsze to jakiś początek. A teraz pozwól, że powiem ci coś o świecie. W swoim życiu kochałam dwóch mężczyzn i obaj starali się mnie przekonać, że świat jest dobrym miejscem i że możemy sprawić, by był lepszy. Kiedy dowiedziałam się o kopaczach, kiedy marzyłam o przekopaniu się tutaj, wydawało mi się, że znalazłam na to sposób. Ale to tylko pogorszyło sprawę. A ci dwaj pełni nadziei mężczyźni? Obaj nie żyją. Oto w jakim świecie żyję.

— Kopacze? — zapytała Charlotte. Próbowała coś z tego zrozumieć. — Weszliście do drugiego silosu przez śluzę. Po wzgórzach.

Juliette z początku nie odpowiedziała.

— Powiedziałam za dużo. Powinnam już iść.

— Nie, zaczekaj. Pomóż mi zrozumieć. Przekopaliście tunel z jednego silosu do drugiego? — Charlotte znów nachyliła się nad notatkami, wzięła mapę. Oto jedna z tych zagadek, które nie mają sensu, dopóki nie pojawi się nowa zasada albo element układanki. Prześledziła palcem jedną z czerwonych linii zbiegających się w punkcie oznaczonym jako ZIARNO.

— Myślę, że to ważne — powiedział Charlotte. Ogarnęło ją podekscytowanie. Zaczynała rozumieć, jak to wszystko miało się rozegrać za dwieście lat. — Musisz mi uwierzyć: jestem ze starego świata. Przysięgam. Widziałam świat pokryty zbożem, które… tak jak mówiłaś, rosło na powierzchni. Świat na zewnątrz wygląda na zniszczony, ale myślę, że taki krajobraz nie ciągnie się w nieskończoność. Widziałam to przez moment. A jeśli chodzi o te, jak je nazywasz, kopacze… Chyba wiem, do czego mają służyć. Posłuchaj. Mam tutaj mapę, którą mój brat uważał za ważną. Jest na niej mnóstw linii, które prowadzą do miejsca oznaczonego jako ZIARNO.

— Ziarno — powtórzyła Juliette.

— Tak. Te linie są proste jak od linijki, co wcześniej wydawało mi się bez sensu. Ale teraz myślę, że prowadzą do lepszego miejsca. Myślę, że kopacz, który znaleźliście nie służy do kopania między silosami. Uważam, że…

Za jej plecami rozległ się jakiś dźwięk. Charlotte z trudem przyjęła to do wiadomości, choć przecież spodziewała się tego od wielu godzin, od kilku dni. Tak bardzo przywykła do samotności — pomimo strachu, że po nią idą, pomimo pełnej świadomości, że po nią przyjdą.

— Uważasz, że co? — dopytywała Juliette.

Charlotte odwróciła się i w tym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie. W korytarzu stał mężczyzna ubrany jak ci, którzy przytrzymywali jej brata. Przyszedł po nią, całkiem sam, wykrzykiwał, żeby się nie ruszała, krzyczał, żeby uniosła ręce do góry. Mierzył do niej z pistoletu.

Z radia wciąż sączył się głos Juliette. Prosiła, by Charlotte mówiła dalej, by powiedziała do czego miały służyć kopacze, by się zgłosiła. Ale Charlotte była zbyt zajęta wykonywaniem poleceń mężczyzny. Jedną rękę trzymała nad głową, drugą tak wysoko, jak pozwalał na to ból. Wiedziała, że to koniec.

47

Silos 17

Generator zamruczał i ożył. Coś zagrzechotało w brzuszysku potężnego kopacza, a potem lampy zamrugały i jedna po drugiej rozbłysły, oświetlając pompownię, salę generatora i główny korytarz. Rozległy się radosne okrzyki, wyczerpani mechanicy zaczęli klaskać, a Juliette zdała sobie sprawę, jak ważne są takie małe zwycięstwa. Światło paliło się tam, gdzie wcześniej była wilgoć i mrok.

Dla niej każdy oddech był małym zwycięstwem. Ciążyła jej śmierć Lukasa, tak jak strata Petera, Marshy i Nelsona. Ludzie w IT, których poznała i którym wybaczyła — nie żyli. Pracownicy ze stołówki. Praktycznie wszyscy nad Zaopatrzeniem, wszyscy, którzy nie rzucili się do ucieczki. Każda śmierć była niczym zgniatający pierś ciężar. Juliette wzięła głęboki oddech i zdziwiła się, że w ogóle dała jeszcze radę oddychać.

Teraz mechanikami dowodziła Courtnee, wypełniając próżnię po Shirly. Wraz ze swoją ekipą podłączała światła i okablowanie, nastawiała pompy. Juliette snuła się bez celu jak duch. Miała wrażenie, że dostrzega ją tylko garstka ludzi. Tylko jej ojciec i kilkoro najbliższych przyjaciół, lojalnych do bólu.

Na tyłach maszyny zastała Walkera, który w ciasnocie, w pobliżu źródła zasilania czuł się bardziej jak w domu. Spojrzał na nią znad radia i stwierdził, że jest sprawne, choć rozładowane.

— Mógłbym w parę godzin sklecić ładowarkę — powiedział przepraszająco.

Juliette przyjrzała się pasowi transmisyjnemu, z którego zgarnięto ziemię i gruz, żeby mógł posłużyć za blat roboczy Walkerowi i ekipie kopiącej. Walker był w trakcie paru projektów dla Courtnee: rozpoznała kilka rozgrzebanych pomp i coś, co wyglądało na rozmontowane detonatory górnicze. Juliette podziękowała i powiedziała, że i tak niedługo wyruszy na górę; zarówno na komisariatach jak i w IT na trzydziestym czwartym na pewno znajdzie ładowarki.

Nieco dalej przy pasie transmisyjnym zauważyła członków ekipy kopiącej pochylonych nad jakimś schematem. Juliette wzięła ze stanowiska Walkera radio i swoją latarkę, poklepała go po plecach i dołączyła do nich.

Erik, stary sztygar, z cyrklem w ręku mierzył odległości na schemacie. Juliette przecisnęła się między nimi, żeby lepiej widzieć. Był to rysunek układu silosów, który przed kilkoma tygodniami przyniosła z IT. Widniały na nim porozmieszczane w równych odstępach okręgi, kilka było przekreślonych. Między dwoma silosami wyrysowano trasę, jaką przebył kopacz. Ekipa kopiąca tunel korzystała z tego schematu w charakterze mapy, posiłkując się domysłami Juliette co do kierunku i długości jej marszu.

— Moglibyśmy dokopać się do szesnastki w dwa tygodnie — wyliczył Erik.

Bobby stęknął.

— Daj spokój. Dotarcie tutaj zajęło nam więcej czasu.

— Liczę na waszą podwyższoną motywację, żeby się stąd wydostać — odparł Erik.

Ktoś się zaśmiał.

— Co jeśli tam nie jest bezpiecznie? — zapytał Fitz.

— Pewnie nie jest — powiedziała Juliette.

Usmolone twarze odwróciły się do niej, jakby dopiero ją zauważając.

— W każdym masz przyjaciół? — zapytał szyderczo Fitz. Juliette wyczuwała panujące w grupie napięcie. Większość tych ludzi zdołała zabrać ze sobą rodzinę: swoich bliskich, dzieci, braci i siostry. Ale nie wszyscy.

Juliette wcisnęła się między Bobby’ego i Hylę. Postukała palcem jeden z okręgów na mapie.

— Mam przyjaciół tutaj — oznajmiła.

Zakołysała się żarówka nad ich głowami, cienie kiwały się po mapie jak pijane. Erik przeczytał na głos oznaczenie okręgu, który wskazała.