Выбрать главу

— Silos pierwszy — Prześledził palcem trzy rzędy silosów pomiędzy tamtym miejscem a ich aktualną pozycją. — To potrwałoby znacznie dłużej.

— Nie szkodzi — powiedziała. — Idę sama.

Oczy wzniosły się znad mapy i spoczęły na niej. Ciszę zakłócały tylko pomruki generatora na drugim końcu kopacza.

— Pójdę powierzchnią. I wiem, że każdy ładunek burzący jest dla was na wagę złota, ale widziałam, że po wykopaniu tunelu zostało wam parę skrzynek. Chciałabym wziąć tyle, żeby wystarczyło na wybicie otworu w szczycie silosu.

— O czym ty mówisz? — zapytał Bobby.

Juliette nachyliła się nad mapą i prześledziła trasę palcem.

— Zamierzam pójść górą w zmodyfikowanym kombinezonie. Przymocuję do drzwi tamtego silosu tyle lasek dynamitu, ile dam radę, a potem otworzę skurwysyna jak puszkę zupy.

Fitz posłał jej bezzębny uśmiech.

— To jakich ty tam masz przyjaciół?

— Martwych — powiedziała Juliette. — Tam żyją ludzie, którzy nam to zrobili. To przez nich zewnętrzny świat nie nadaje się do życia. Pora, żeby sami w nim zamieszkali.

Przez chwilę nikt się nie odzywał. Ciszę przerwał Bobby.

— Jak grube są drzwi śluzy? — zapytał. — No, przecież je widziałaś.

— Trzy-cztery cale.

Erik poskrobał się po brodzie. Juliette zauważyła, że co drugi z zebranych mężczyzn kalkulował coś w głowie. Żaden nie zamierzał jej powstrzymać.

— Trzeba by od dwudziestu do trzydziestu lasek — odezwał się ktoś.

Juliette odszukała mówiącego wzrokiem, nie rozpoznawała go. Może to ktoś z środkowych pięter, komu udało się zbiec na dół. Ale miał na sobie kombinezon mechanika.

— U podstawy klatki schodowej odgrodziliście się calowej grubości płytą. Użyliśmy ośmiu lasek, żeby się przez to przebić. Obstawiałbym, że tu potrzeba trzy-cztery razy tyle.

— Jesteś z tych przeniesionych? — zapytała Juliette.

— Tak, proszę pani — przytaknął. A Juliette odniosła wrażenie, że pod warstwą sadzy i brudu dostrzega mieszkańca góry. Jednego z ludzi oddelegowanych z IT, żeby wesprzeć pracowników Maszynowni. Kogoś, kto wysadził barykadę, którą wznieśli jej przyjaciele w trakcie powstania. Wiedział, co mówi.

Juliette spojrzała na pozostałych.

— Zanim odejdę, skontaktuję się z paroma silosami i podpytam, czy by was nie przygarnęli. Muszę was jednak ostrzec: szefowie silosów pracują dla tych ludzi. Jeśli przebijecie się przez ich ściany, może was nakarmią, a może zabiją. Nie wiem, ile rzeczy nadaje się tutaj do użytku, ale możliwe, że najlepiej zrobicie, jeśli tu zostaniecie. Wyobraźcie sobie, co my byśmy sobie pomyśleli, gdyby kilkuset nieznajomych przebiło się do wnętrza naszego domu i chciało u nas zamieszkać.

— Pozwolilibyśmy im zostać — powiedział Bobby.

Fitz uśmiechnął się szyderczo.

– Łatwo ci mówić, masz dwójkę dzieci. Co z tymi, których obejmuje loteria?

Na te słowa kilka osób zaczęło mówić jeden przez drugiego. Erik walnął dłonią w pas transmisyjny, żeby ich uciszyć.

— Wystarczy — powiedział i omiótł zebranych gniewnym spojrzeniem. — Ona ma rację. Musimy najpierw wiedzieć, dokąd idziemy. W międzyczasie możemy zająć się podporami. Przydadzą nam się wszystkie dźwigary z tutejszych kopalni, a to znaczy, że mamy mnóstwo wody do wypompowania i chodników do zbadania.

— Jak dokładnie będziemy kierować tą maszyną? — zapytał Bobby. — Kurewsko ciężko było doprowadzić ją tutaj. Nie za bardzo lubi skręcać.

Erik kiwnął głową.

— Już o tym pomyślałem. Wykopiemy ziemię wokół niej, żeby miała dość miejsca na obrót w miejscu. Court mówiła, że da się uruchamiać gąsienice pojedynczo, kawałeczek w przód z jednej strony, kawałeczek w tył z drugiej. Obróci się, jeśli wokół nie będzie ziemi.

Raph stanął u boku Juliette. Do tej pory trzymał się na uboczu.

— Idę z tobą — oznajmił.

Juliette zrozumiała, że to nie było pytanie. Kiwnęła głową.

Gdy Erik skończył wyjaśniać robotnikom, co mają robić ludzie zaczęli się rozchodzić. Juliette zwróciła na siebie uwagę Erika i pokazała mu radio.

— Zanim odejdę, zobaczę się jeszcze z Courtnee i moim tatą. Mam też przyjaciół, którzy poszli na farmy. Kiedy tylko znajdę drugie radio, poślę ci je przez kogoś. I ładowarkę. Jeśli znajdę silos, który was przygarnie, dam ci znać.

Erik kiwnął głową. Zaczął coś mówić, ale wokół wciąż kręcili się ludzie, więc machnięciem ręki poprosił ją na stronę. Juliette oddała radio Raphowi i poszła za nim.

Po paru krokach Erik rozejrzał się i dał jej znak, żeby poszła trochę dalej. A potem jeszcze trochę, aż wreszcie znaleźli się na końcu pasa, gdzie kołysała się i mrugała ostatnia żarówka.

— Słyszałem, co niektórzy gadają — zagaił Erik. — Chcę, żebyś wiedziała, że to gówno prawda, jasne?

Juliette zrobiła zdezorientowaną minę. Erik wziął głęboki oddech, spoglądając spode łba na robotników.

— Moja żona pracowała na sto dwudziestych, kiedy się zaczęło. Wszyscy biegli w górę, a ona, choć chciała do nich dołączyć, pobiegła na dół, prosto do dzieci. Tylko ona jedna z całego piętra się uratowała. Przedarła się przez niekiepski tłum. Ludziom całkiem odbiło.

Juliette uścisnęła go za ramię.

— Cieszę się, że jej się udało. — Patrzyła na błyski rozkołysanej żarówki w oczach Erika.

— Jules, do cholery, słuchaj co mam do powiedzenia. Tego ranka obudziłem się na zardzewiałej stalowej płycie. Kark mi zdrętwiał, boli jak diabli, dzieciaki leżą na mnie jak na materacu, tyłka prawie nie czuję od tego chłodu…

Juliette zaśmiała się.

— …ale Lesley leży i na mnie patrzy. Jakby gapiła się już od dłuższego czasu. A moja żona spogląda na nas jak tkwimy w tej pordzewiałej norze i mówi „dzięki Bogu, że mieliśmy dokąd uciec”.

Juliette odwróciła się i otarła łzy. Erik chwycił ją za rękę i zmusił ją, by spojrzała mu w oczy. Nie zamierzał pozwolić, aby się wycofała.

— Nie znosiła tego podkopu. Nienawidziła go. Nie cierpiała tego, że brałem drugą zmianę, nie cierpiała go, bo ja ciągle biadoliłem, że kazałaś powyciągać dźwigary i zasypać szóstkę. Nienawidziła podkopu, bo ja go nienawidziłem. Rozumiesz?

Juliette kiwnęła głową.

— No jasne, wiem jak każdy inny, że jesteśmy udupieni. Nie sądzę, żeby pomysł z drugim tunelem wypalił, ale zajmie nas to do chwili, gdy i na nas przyjdzie pora. Do tego czasu będę budził się obolały obok kobiety, którą kocham z nadzieją, że następnego ranka też się obok niej obudzę, a każdy z takich poranków to dar. To nie jest piekło. To jest coś, co następuje przed nim. A ty nam to ofiarowałaś.

Juliette wytarła łzy z policzków. Część niej nienawidziła się za to, że płakała przed Erikiem. Inna część pragnęła zarzucić mu ręce na szyję i zaczął szlochać. W tej chwili tęskniła za Lukasem bardziej niż mogłaby to sobie wyobrazić.

— Nie wiem, jak się skończy ta twoja wyprawa, ale bierz wszystko, czego ci potrzeba. Jeśli będę przez to musiał kopać gołymi rękami, niech tak będzie. Dorwij tych skurwieli. Chcę ich zastać w piekle, kiedy już się tam znajdę.

48

Juliette odszukała swojego ojca w zaimprowizowanej klinice w opustoszałym, zardzewiałym magazynie. Raylee, elektryk z drugiej zmiany w dziewiątym miesiącu ciąży, leżała na śpiworze z mężem u boku, oboje z rękami na jej brzuchu. Juliette przywitała się z nimi i pomyślała, że ich dziecko może okazać się pierwszym w historii człowiekiem urodzonym w innym silosie niż jego rodzice. To dziecko nigdy nie pozna błyszczącej Maszynowni, w której pracowali i żyli, nigdy nie zawędruje na bazar, żeby posłuchać muzyki albo obejrzeć sztukę, może nigdy nie spojrzy na działający ekran wyświetlający obraz zewnętrznego świata. A jeśli to dziewczynka, istnieje ryzyko, że będzie miała własne dzieci tak jak Hannah, bo nikt jej nie ostrzeże.