Выбрать главу

Przewód i wąż spełzały po kwadratowych schodkach. Jimmy podążył za nimi, uważając, by się nie pośliznąć. Woda skapywała tu i ówdzie z rur i przewodów pod sufitem, spadając mu na barki i głowę. Kropelki lśniły w blasku latarki. Wszystko inne było ciemne. Jimmy spróbował wyobrazić sobie, że pomieszczenie wypełnia woda — i nie potrafił. Przyprawiało o dreszcze nawet wtedy, gdy było suche.

Kolejnych parę kropel skapnęło mu na sam środek głowy, a potem spłynęło strumyczkiem po twarzy, by wsiąknąć w brodę.

— To znaczy, w większości suche — poprawił się na głos, kierując swoje słowa w stronę sufitu. Dotarł do podstawy schodów. Teraz prowadził go już tylko przewód, który ciężko było dojrzeć. Jimmy szedł dalej, chlupiąc w cieniutkiej warstewce wody pokrywającej podłogę korytarza. Juliette podkreślała, że kiedy pompa skończy osuszanie, ktoś powinien tu być, aby ją włączać i wyłączać. Woda nadal będzie się przesączać, a więc pompa nadał będzie potrzebna, ale praca na sucho mogłaby jej zaszkodzić. Juliette powiedziała, że rzecz zwana „wirnikiem” by się spaliła.

Jimmy znalazł pompę, która grzechotała z niezadowoleniem. Wielka rura była przewieszona przez brzeg studni — Juliette przestrzegła go, by uważał i nie wpadł do środka — z której dobiegał gulgoczący odgłos ssania. Jimmy skierował latarkę w głąb studni i zauważył, że jest niemal zupełnie pusta. Na dnia kłębiła się najwyżej stopa wody nieustannie mąconej bezowocnymi wysiłkami pompy.

Wyjął z kieszeni na piersi nożyce do drutu i wyłowił przewód z cienkiej warstwy wody. Pompa warczała wściekle, metal łomotał o metal, w powietrzu unosił się zapach rozgrzanej elektryki, a znad cylindrycznej obudowy zasilacza unosiła się para. Jimmy rozdzielił żyły przewodu i przeciął nożycami jedną z nich. Pompa kontynuowała pracę jeszcze przez moment, ale szybko zaczęła zwalniać. Juliette wyjaśniła mu, co powinien zrobić. Odarł przecięty przewód z izolacji i skręcił końce. Kiedy szyb znów się napełni, Jimmy zetknie ze sobą kable i ręcznie odpali maszynę, tak jak zrobiła to Jules. On i dzieciaki będą tu schodzić na zmianę. Zamieszkają nad piętrami zniszczonymi przez powódź, zajmą się uprawą Dziczy i zadbają o suchość silosu do powrotu Juliette.

7

Silos 18

Kłótnia z Shirly nie poszła najlepiej. Juliette wprawdzie postawiła na swoim, ale była daleka od poczucia triumfu. Patrzyła, jak jej przyjaciółka odchodzi gniewnie i próbowała postawić się na jej miejscu. Minęło zaledwie parę miesięcy odkąd zginął jej mąż, Marck. Po stracie George’a Juliette była wrakiem człowieka przez okrągły rok. A teraz jeszcze jakaś pani burmistrz żądała od szefowej Maszynowni, by ta oddała zapasowy generator. To zakrawało na kradzież. I pozostawiało silos na łasce i niełasce byle usterki. Niechby jeden ząb odłamał się z jednej przekładni, a wszystkie piętra pogrążą się w ciemnościach i wszystkie pompy zamilkną do czasu usunięcia awarii.

Juliette nie potrzebowała słuchać argumentów Shirly. Sama potrafiłaby je wymienić jednym tchem. A teraz stała w półmroku korytarza, wsłuchana w cichnące kroki przyjaciółki, zastanawiając się, co u diabła wyprawia. Nawet najbliżsi przestawali jej ufać. I po co to wszystko? Żeby dotrzymać słowa? A może po prostu była uparta?

Podrapała swędzące ramię — jedna z blizn dawała o sobie znać. Juliette wspomniała pierwszą rozmowę z ojcem po niemal dwudziestu latach zawziętego milczenia. Żadne z nich nie przyznało, jak głupio się zachowali, ale niewypowiedziane słowa wisiały w powietrzu jak rodzinna makatka. Oto ich śmiertelny grzech, źródło ogromnej ambicji, ale i przyczyna wielkiego cierpienia — ich chorobliwa duma.

Juliette odwróciła się i poszła z powrotem do sali generatora. Metaliczny hałas przywiódł jej na myśl bardziej… niezrównoważony okres w jej życiu. Dźwięk kopania przypominał odgłosy domagającego się napraw generatora: młodego, rozgrzanego, niebezpiecznego.

Prace nad generatorem zapasowym już trwały. Dawson i jego ekipa zdążyli pozdejmować złączki rur odprowadzających spaliny. Raph odkręcał wielkim kluczem nakrętkę z pręta mocującego, oddzielając generator od jego starożytnej podstawy. Do Juliette dotarło, że naprawdę to robiła. Shirly miała prawo się wściec.

Przemierzyła pomieszczenie i przeszła przez jeden z otworów w ścianie, schylona, by nie uderzyć głową o pręty. Wewnątrz, na tyłach potężnego kopacza, zastała Bobby’ego, który właśnie skrobał się po brodzie. Bobby był postawnym mężczyzną. Długie włosy nosił ciasno upięte w warkocze, jak to zwykli robić górnicy. Na jego ciemnej jak węgiel cerze trudno było dostrzec pył i błoto, przez co stanowił całkowite przeciwieństwo Rapha. Hyla, jego córka i jednocześnie cień, stała u jego boku.

— Jak idzie? — zapytała Juliette.

— Praca? Czy to ustrojstwo? — Bobby odwrócił się, by zmierzyć ją wzrokiem. — Powiem ci jak ono idzie, ta wielka kupa rdzy. Na wprost i ani myśli skręcać. Jest wycelowana w jednym kierunku jak metalowy pręt. Żadnego sterowania nie przewidziano.

Juliette przywitała się z Hylą i podeszła, by ocenić postęp prac. Maszyna dawała się łatwo oczyścić, była w zadziwiająco dobrym stanie. Juliette położyła Bobby’emu rękę na ramieniu.

— Damy sobie radę ze sterowaniem — zapewniła. — Wetkniemy żelazne kliny między nią a prawą ścianę. — Wskazała miejsce ręką. Górnicze reflektory rzęsiście oświetlały ciemne skały. — Kiedy tylna część oprze się o te kliny, popchnie przód w tę stronę. — Uniosła dłoń w powietrze udając, że to kopacz, a potem nacisnęła na nadgarstek i przekrzywiła ją w przeciwną stronę, demonstrując działanie swojego patentu.

Bobby przytaknął z ociąganiem.

— Trochę to potrwa, ale powinno zadziałać. — Rozwinął płachtę cienkiego papieru, mapę obrazującą położenie wszystkich silosów, i prześledził wyrysowaną przez Juliette linię. Jules wykradła ten schemat z ukrytego biura Lukasa, a zaproponowana przez nią trasa podkopu biegła łagodnym łukiem z silosu osiemnastego do siedemnastego, z jednej sali generatora do drugiej. — Będziemy też musieli pokierować maszynę w dół — powiedział Bobby. — Jest ustawiona pod kątem, jakby korciło ją, żeby iść w górę.

— Nie szkodzi. Co ze wspornikami?

Hyla przyglądała się obojgu dorosłych, ściskając w jednej ręce kawałeczek węgla, a w drugiej tabliczkę. Bobby podniósł oczy ku sklepieniu i spochmurniał.

— Erikowi nie uśmiecha się dzielić tym, co ma. Mówi, że może nam odstąpić dźwigary na tysiąc jardów chodnika. Powiedziałem mu, że będziesz chciała pięć albo i dziesięć razy tyle.

— W takim razie trzeba powyciągać trochę dźwigarów z kopalni. — Juliette dała znak Hyli, by zapisała to na tabliczce.

— Ty chyba chcesz rozpętać kolejną wojnę, co? — Bobby przeczesał brodę, wyraźnie poirytowany. Hyla przestała skrobać litery na tabliczce i zaczęła przeskakiwać wzrokiem z jednego przełożonego na drugiego, niepewna co ma robić.

— Porozmawiam z Erikiem — powiedziała Juliette. — Kiedy obiecam mu stertę stalowych dźwigarów, które znajdziemy w drugim silosie, na sto procent się ugnie.

Bobby uniósł brew.

— Kiepski dobór słów.

Zaśmiał się nerwowo, a Juliette znów skinęła na jego córkę.

— Będziemy potrzebować trzydziestu sześciu stropnic i siedemdziesięciu dwóch podpór — powiedziała.

Hyla zerknęła ze skruchą na Bobby’ego, po czym zanotowała liczby.