Выбрать главу

— Jeśli to ustrojstwo się ruszy, będzie mnóstwo ziemi do usunięcia — powiedział Bobby. — Transport urobku stąd do kruszarki w głębi kopalń narobi niezłego bałaganu i zaangażuje tylu robotników, co samo kopanie.

Myśl o kruszarce mielącej skały na pył, który odprowadzano później przewodami wentylacyjnymi przywołała bolesne wspomnienia. Juliette wycelowała latarkę w stopy Bobby’ego, starając się nie myśleć o przeszłości.

— Nie będziemy pozbywać się urobku — odparła. — Szyb szósty jest prawie dokładnie pod nami. Żeby się do niego dostać, wystarczy kopać prosto w dół.

— Chcesz zasypać szóstkę? — zapytał z niedowierzaniem Bobby.

— Złoża w szóstce i tak już są na wyczerpaniu. A gdy tylko dotrzemy do drugiego silosu, podwoimy nasze zapasy rudy.

— Erika krew zaleje. Chyba o nikim nie zapominasz, co?

Juliette zlustrowała starego przyjaciela.

— Nie zapominam?

— O nikim, kogo mogłabyś jeszcze wkurzyć.

Juliette zignorowała przytyk i zwróciła się do Hyli:

— Napisz wiadomość do Courtnee. Niech zrobi pełny przegląd generatora rezerwowego zanim go tu przytaszczą. Kiedy go już zamontujemy, nie będzie miejsca na wyciąganie głowic i sprawdzanie uszczelek. Sufit jest na to za niski.

Bobby podążył za Juliette, gdy ta kontynuowała inspekcję kopacza.

— Ale zostaniesz, żeby nadzorować, prawda? — zapytał.

Będziesz przy montażu generatora w tej bestii, co?

Pokręciła głową.

— Obawiam się, że nie. Dawson się tym zajmie. Lukas ma rację, muszę iść na górę i zrobić obchód…

— To jakieś brednie — rzucił Bobby. — O co chodzi, Jules? Nigdy nie widziałem, żebyś rzucała robotę ot, tak, w połowie. Nawet jeśli musiałaś wyrobić trzy zmiany pod rząd.

Juliette odwróciła się i rzuciła Hyli spojrzenie dobrze znane wszystkim dzieciom i cieniom. Oznaczało ono, że padną słowa nieprzeznaczone dla jej uszu. Hyla przystanęła, a dwójka starych przyjaciół ruszyła dalej.

— Mój pobyt w Maszynowni powoduje niepokoje — powiedziała Juliette, a ogrom otaczającej ich maszyny pochłaniał jej słowa. — Lukas dobrze zrobił przychodząc po mnie. — Obrzuciła starego górnika lodowatym spojrzeniem. — I złoję ci skórę, jeśli to do niego dotrze.

Zaśmiał się i uniósł otwarte dłonie.

— Nie musisz mi tego mówić. Jestem żonaty.

Juliette skinęła głową.

— Kopcie pod moją nieobecność. Jeżeli mam odwracać uwagę od waszych prac, niech tak będzie.

Dotarli do pustki, którą miał wkrótce wypełnić generator zapasowy. Juliette znów pomyślała, jakim sprytnym pomysłem było przechowanie delikatnego silnika tam, gdzie będzie pracował i podlegał konserwacji. Reszta kopacza to tylko stal i trące o siebie zęby, koła zębate pokryte smarem.

— Czy ci twoi przyjaciele — odezwał się Bobby — są warci tego wszystkiego?

— Są. — Juliette przyjrzała się staremu przyjacielowi. — Ale nie robimy tego tylko dla nich. Kopiemy również dla siebie.

Bobby przygryzł brodę.

— Nie nadążam — odparł po chwili.

— Musimy udowodnić, że to działa — wyjaśniła. — To dopiero początek.

Oczy Bobby’ego zwęziły się.

— No cóż, jeśli to nie jest początek czegoś — powiedział — to chyba oznacza koniec czegoś innego.

8

Juliette przystanęła pod drzwiami warsztatu Walkera i zapukała zanim weszła. Słyszała opowieści o tym, że opuścił swoją pieczarę w trakcie powstania, lecz był to trybik, który nie pasował do pozostałych kół zębatych w głowie Juliette. Dla niej te rewelacje pozostawały w sferze legend, w które się nie wierzy, dopóki nie przekona się na własne oczy — podobnie, przeszło jej przez myśl, jak to miało miejsce z jej przechadzką między silosami, która wielu osobom nie mieściła się w głowie. Pogłoska. Mit. Kim jest ta kobieta-mechanik, która twierdzi, że widziała inny świat? Takie historie odrzucano jako nieprawdziwe — chyba że ziarno legendy trafiło na podatny grunt i wykiełkowała z niego religia.

— Jules! — Walker podniósł wzrok znad biurka. Szkło powiększające sprawiało, że jedno oko miał wielkie jak pomidor. Ściągnął soczewkę, a oko skurczyło się do normalnych rozmiarów. — Świetnie, świetnie. Miło cię widzieć. — Zaprosił ją gestem do środka. W powietrzu unosił się zapach spalonych włosów, jakby starzec znów pochylał się przy lutowaniu nie dbając o swoje długie, siwe kosmyki.

— Przyszłam nadać coś do Solo — powiedziała. — I dać ci znać, że nie będzie mnie przez kilka dni.

— Tak? — Walker zmarszczył brwi. Wsunął parę drobnych narzędzi do odpowiednich kieszonek swojego skórzanego fartucha i położył lutownicę na wilgotnej gąbce. Syk pary przypomniał Juliette o zadziornym kocie, który kiedyś mieszkał w pompowni i prychał na nią z ciemności. — Ten twój Lukas zabiera cię do siebie? — zapytał.

Juliette przypomniała sobie, że Walker wprawdzie nie lubił otwartych przestrzeni, ale przyjaźnił się z tragarzami. Oni z kolei przyjaźnili się z jego pieniędzmi.

— To też — przyznała. Wzięła sobie stołek i opadła na niego, przyglądając się swoim podrapanym, poplamionym smarem dłoniom. — Poza tym, to całe kopanie zajmie trochę czasu, a wiesz jak nie lubię siedzieć bezczynnie na tyłku. Po głowie chodzi mi inny projekt. Będzie chyba jeszcze mniej popularny niż obecny.

Walker przyglądał jej się przez chwilę, a potem podniósł wzrok na sufit, szeroko otwierając oczy. Jakimś sposobem momentalnie domyślił się, co planowała.

— Jesteś jak to chili, które gotuje Courtnee — szepnął. — Sprawiasz kłopoty na obu końcach.

Juliette roześmiała się, ale i poczuła ukłucie rozczarowania, że tak łatwo ją rozgryźć. Że jest tak przewidywalna.

— Nie mówiłam jeszcze Lukasowi — ostrzegła go. — Ani Peterowi.

Walker zmarszczył brwi na to drugie imię.

— Billings — podpowiedziała. — Nowy szeryf.

— A, racja. — Odłączył lutownicę od prądu i znów dotknął nią wilgotnej gąbki. — Zapominam, że to już nie twoja posada.

Praktycznie nigdy nie była moja, miała ochotę odpowiedzieć.

— Przyszłam powiedzieć Solo, że już niedługo zaczynamy kopać. Muszę się upewnić, że kontrolują poziom wody. — Wskazała radio, które, jak wiedziała, potrafiło o wiele więcej niż nadawać w obrębie jednego silosu. Podobnie jak radiostacja pod serwerami w IT, skonstruowane przez Walka urządzenie mogło nadawać do innych silosów.

— Jasna sprawa. Szkoda tylko, że nie możesz zaczekać jeszcze dzień albo dwa. Przenośne radio jest prawie gotowe. — Wskazał na plastikowe pudełko nieco większe od tych, które ona i zastępcy szeryfa nosili u biodra. Ze środka wciąż sterczały luźne kable połączone z wielką, zewnętrzną baterią. — Kiedy skończę, będzie można pokrętłem zmieniać kanały. Łapie sygnał powtarzaczy w obu silosach.

Ostrożnie podniosła urządzenie; nie miała pojęcia, o czym mowa. Walker pokazał jej pokrętło, na którym widniały trzydzieści dwie ponumerowane pozycje. To akurat rozumiała doskonale.

— Muszę jeszcze tylko zmusić te stare akumulatorki, żeby współgrały z resztą. Potem wyreguluję napięcie.

— Jesteś niesamowity — szepnęła Juliette.

Walker rozpromienił się.

— Niesamowici byli ludzie, którzy stworzyli je jako pierwsi. Nie mieści mi się w głowie, do czego byli zdolni setki lat temu. Ludzie w tamtych czasach nie byli tacy głupi jak mogłoby się wydawać.