Выбрать главу

— Wypali się? — zapytał Raph, spoglądając na smużki dymu.

Juliette kaszlnęła. Wciąż czuła w gardle dym, posmak spalonych kartek.

— Nie wiem — przyznała. Wbiła wzrok w lampy na suficie, upewniając się, że nie mrugają. — Cały prąd w silosie płynie pod tymi kratami.

— Więc silos może w każdej chwili zrobić się ciemny jak kopalnie? — Raph zerwał się na nogi. — Lecę po nasze torby, musimy mieć pod ręką latarki. A ty powinnaś napić się wody.

Juliette odprowadziła go wzrokiem. Czuła płonące na dole książki. Czuła topiące się w radiostacji przewody. Nie sądziła, żeby zasilanie miało wysiąść — miała nadzieję, że nie wysiądzie — ale tracili tak wiele. Z wielkiego schematu, dzięki któremu odnalazła kopacza został już być może tylko popiół. Przepadły schematy, które pomogłyby jej podjąć decyzję, z którym silosem się skontaktować i w kierunku którego zacząć kopać.

Wysokie, czarne maszyny szumiały i mruczały — niewzruszone giganty o kanciastych barkach. Niewzruszone z wyjątkiem jednego. Juliette podniosła się z podłogi i zlustrowała przewrócony serwer. Analogia między nimi a silosami narzucała się sama, bardziej niż dotychczas. Ten tutaj upadł, zupełnie jak jej dom. Jak dom Solo. Przyjrzała się ustawieniu serwerów i przypomniała sobie, że ich układ był identyczny z układem silosów. Raph wrócił, dźwigając obie torby. Wręczył Juliette manierkę z wodą. Upiła łyk, zatopiona w myślach.

— Przyniosłem twoją latar…

— Czekaj — przerwała mu Juliette. Zakręciwszy manierkę, przeszła się pomiędzy serwerami. Okrążyła jeden z nich i przyjrzała się srebrnej płytce nad wiązką kabli. Widniał na niej symbol silosu z trzema wymierzonymi w dół trójkątami. Pośrodku wyryto numer „29”.

— Czego szukasz? — zapytał Raph.

Juliette postukała w płytkę.

— Lukas mówił nieraz, że musi popracować nad serwerem szóstym albo trzydziestym, albo którymś tam. Pamiętam jak mi pokazywał, że są poustawiane tak jak silosy. Mamy schemat na wyciągnięcie ręki.

Ruszyła kierunku serwerów numer siedemnaście i osiemnaście. Raph podążył za nią.

— Powinniśmy się martwić o zasilanie? — zapytał.

— Nie mamy na to wpływu. Podłoga i ściany na dole nie powinny rozgrzać się na tyle, żeby się zająć. Kiedy ogień się wypali, zobaczymy… — Coś przykuło uwagę Juliette, gdy ta przemierzała trasę pomiędzy serwerami. Przewody pod kratą podłogi wychodziły ze swoich rynien ku podstawom maszyn. Tym, co ją zatrzymało była seria czerwonych kabli w gąszczu czarnych.

— Co teraz? — zapytał Raph. Spoglądał na nią jakby się o nią martwił. — Hej, dobrze się czujesz? Bo widywałem górników, którym spadł kamień na łepetynę i przez cały dzień zachowywali się dziwacznie…

— Nic mi nie jest — powiedziała Juliette. Wskazała na pęki przewodów, a potem odwróciła się i wyobraziła sobie, że kable prowadzą od jednego silosu do drugiego.

— Mapa — powiedziała.

— Tak — zgodził się Raph. — Mapa. — Wziął ją za ramię. — Może sobie usiądziesz? Nawdychałaś się mnóstwo dymu…

— Posłuchaj mnie. Dziewczyna w radiu, ta z silosu pierwszego, mówiła, że istnieje mapa z takimi czerwonymi liniami. Wspomniała o tym, gdy powiedziałam jej o kopaczu. Wydawała się podekscytowana, mówiła, że teraz już rozumie, czemu te linie odbiegały w bok i spotykały się w jednym punkcie. A potem radio przestało działać.

— No dobrze.

— To są silosy — powiedziała Juliette. Wyciągnęła ręce do wysokich serwerów. — Chodź no tu. Popatrz. — Ruszyła do następnego rzędu, spoglądając na oznaczenia. Czternaście. Szesnaście. Siedemnaście. — Tu jesteśmy. A tu jest nasz tunel. A to nasz stary silos. — Wskazała na sąsiedni serwer.

— Więc mówisz, że możemy zdecydować, do którego z nich się odezwać sprawdzając, kto jest najbliżej? Bo na dole mamy taką mapę. Erik ją ma.

— Nie, mówię, że te czerwone linie na jej mapie są jak te przewody. Widzisz? Głęboko w dole. Kopacze nie miały służyć do kopania między silosami. Bobby wspominał, jak ciężko skręcać tym molochem. On był gdzieś wycelowany.

— Gdzie?

— Nie wiem. Musiałabym zobaczyć mapę. Chyba że… — Odwróciła się do Rapha, którego blada twarz była przybrudzona dymem i sadzą. — Byłeś w ekipie kopiącej. Ile paliwa mieści się w baku kopacza?

Wzruszył ramionami.

— Nigdy nie mierzyliśmy tego w galonach. Zwyczajnie zatankowaliśmy do pełna. Court kazała parę razy sprawdzić poziom paliwa, żeby zobaczyć, ile go spalamy. Pamiętam jak mówiła, że nigdy byśmy tego wszystkiego nie wykorzystali.

— To dlatego, że zaprojektowano je, aby dotarły dalej. Znacznie dalej. Żeby mieć pewne wyobrażenie, trzeba sprawdzić pojemność baku. A z mapy Erika dowiedzielibyśmy się, w którą stronę kopacz był wycelowany na początku. Gdyby tylko… — Pstryknęła palcami. — Mamy drugiego kopacza.

— Nie nadążam. Po co nam dwa kopacze? Mam tylko jeden działający generator.

Juliette rozpromieniła się i uścisnęła go za ramię; jej umysł pracował gorączkowo.

— Nie potrzebujemy drugiego do kopania. Musimy tylko sprawdzić, gdzie jest wycelowany. Kiedy wyrysujemy tę linię na mapę i nałożymy na to pierwotny kierunek naszego własnego kopacza, obie linie powinny się spotkać. A jeśli zapas paliwa będzie odpowiadał uzyskanej odległości, to będzie swego rodzaju potwierdzenie. Dowiemy się, gdzie i jak daleko znajduje się miejsce, o którym mi mówiła. Miejsce-ziarno. Brzmiało to jak inny silos, ale taki na zewnątrz, gdzie powietrze…

Z drugiego końca pomieszczenia dobiegły ich głosy, ktoś tu wszedł z korytarza. Juliette odciągnęła Rapha pod jeden z serwerów i przyłożyła sobie palec do ust. Ale ten ktoś szedł prosto do nich, słyszeli ciche pacnięcia niczym stukot palców o metal. Juliette zwalczyła w sobie pokusę, by rzucić się do ucieczki, a potem jakiś brązowy kształt wyłonił się obok jej stóp i rozległ się syk, gdy noga się uniosła, a strumień moczu ochlapał jej buta.

— Piesku! — usłyszała krzyk Elise.

* * *

Juliette uściskała dzieciaki i Solo. Nie widziała się z nimi od upadku silosu. Przypomnieli jej, dlaczego to robiła, o co walczyła, o co było warto walczyć. Dotychczas pęczniał w niej gniew, ślepa determinacja, by drążyć tunele w ziemi i szukać odpowiedzi na zewnątrz. Jednocześnie jednak straciła z oczu te najcenniejsze, warte ocalenia rzeczy. Zbyt absorbowali ją ci, którzy zasługiwali na potępienie.

Jej gniew stopniał, gdy Elise objęła ją za szyję, a na twarzy poczuła drapanie brody Solo. Oto co mieli, co im zostało — i ochrona tych rzeczy była ważniejsza od zemsty. To właśnie odkrył ojciec Wendel. Czytał nie te fragmenty swojej księgi co trzeba, fragmenty mówiące o nienawiści zamiast tych o nadziei. A Juliette była równie zaślepiona. Była gotowa popędzić na zewnątrz i zostawić wszystkich samych sobie.

Raph dołączył do niej i dzieci. Przysiedli wokół jednego z serwerów i opowiadali sobie o przemocy, jaką widzieli na dole. Solo miał strzelbę i wciąż powtarzał, że muszą zabezpieczyć drzwi i się zabarykadować.

— Powinniśmy się tu ukryć i poczekać, aż się nawzajem pozabijają — oznajmił z dzikim spojrzeniem w oku.

— To w ten sposób przetrwałeś te wszystkie lata? — zapytał Raph.

Solo przytaknął.

— Mój ojciec mnie tu ukrył. Minęło mnóstwo czasu, zanim wyszedłem. Tak było bezpieczniej.