Przy jednym z ognisk nie powstano na jego widok, w ogóle nie został tam zauważony. Młodzi przeważnie legioniści otaczali ścisłym kręgiem siedzącego na pniaku starca w powłóczystym chitonie; dzierżył w ręku pięciostrunną lirę i opowiadał coś z przejęciem, szarpiąc od czasu do czasu za struny. Sewer, zaciekawiony, przystanął i nadstawił ucha, z trudem łapiąc chropawe sklawińskie słowa.
– Tak się stało w Calisji, w gospodzie starego Greka – zawodził smętnie dziad lirnik. – Quietus chrześcijanin rzekł „pragnę”, a zdrajca Marcus napoił go pivem. Wezwał potem demona ciemności, aby zabił Quietusa, nim ten wyrzeknie Słowo, które przyniósł Wenedom od starych bogów, Słowo, które niesie nadzieję i światło Prawdy. Ale nie upadajcie na duchu, bracia, albowiem on wróci i Słowo zostanie ogłoszone, tak jak przepowiedzieli Cyryl i Metody, którzy to na własne oczy widzieli i uwierzyli, tak jak i wy winniście uwierzyć...
Sewer słyszał i rozumiał każde słowo, ale wprost nie mieściło mu się to w głowie. Kunon co prawda donosił w raportach, że sekta wyznawców Quietusa rozrasta się i zyskuje na znaczeniu, pokazali się wędrowni lirnicy, głoszący jego rychły powrót i związaną z tym wielką odmianę losu Wenedów, brał to wszakże za przejaw ostatnio nasilonej sektomanii. W całym imperium odżywały stare i powstawały setki nowych sekt, bardzo niekiedy dziwacznych, żerujących na dręczącej ludzi niepewności. Nigdy by nie przypuszczał, że ów osobliwy kult Quietusa dotrze nawet do wojska. Co takiego zobaczyli w karczmie Agamemnona owi posługacze, że stało się zaczynem nowej religii? Parę dni temu mówił coś o niej Tytus... Chrześcijanin sam rozpoczął nawracanie Wenedów na swoją wiarę i natknął się na głoszących swe zdumiewające przesłanie quietystów. Pozostawał też krzyż, przypadkiem przez nich znaleziony w opuszczonym sklawińskim chramie... Na smoczy łeb Kadmosa, czym to się skończy?
Usłyszał za sobą gwałtowny tętent, ktoś najwidoczniej usiłował go dogonić. Zerknął do tyłu i zobaczył Lucjusza, jak pędził z rozwianą togą. Rozglądał się gorączkowo, krzycząc coś do mijanych wojów. Sewer wyjechał spomiędzy namiotów i pozwolił, aby Lucjusz go zobaczył.
– O co chodzi? – spytał, niezadowolony, że nie może dłużej posłuchać lirnika.
Sekretarz dyszał ciężko, nie mogąc złapać tchu.
– W twoim namiocie czekają Afraniusz i Lentullus – wykrztusił wreszcie. – Wyglądają na bardzo zdenerwowanych i koniecznie chcą z tobą rozmawiać. Widocznie Tajna Służba zebrała już przeciwko nim dowody...
– A więc nasi Pizonowie stanęli przed swoim Rubikonem – powiedział Sewer. Wiadomość wcale go nie zaskoczyła; wiedział, że jest dla spiskowców zbyt cennym pionkiem w tej grze, aby mogli go zostawić na uboczu. – Jedźmy tam zatem.
Spięli konie i zawrócili na szeroką aleję, przebiegającą przez obozowiska wszystkich trzech legionów. Sztab i kwatera namiestnika znajdowały się w obozie Legii Polonia, rekrutowanej z rodzimej dziedziny rodu Dagona. Tam, pośród swoich współplemieńców, Sewer czuł się najpewniej.
Przed namiotami sztabowymi kręciło się niespokojnie kilku jeźdźców z gwardii galijskiej. Nie odprowadzili koni, tylko nerwowo dreptali przy nich, trzymając krótko uzdy, czujni i gotowi do natychmiastowego odjazdu. Sewer ze swojego wierzchowca zeskoczył prawie w biegu, pozostawiając troskę o niego żołnierzom ze straży przybocznej. Do namiotu wszedł jednak spokojnym, godnym krokiem senatora imperium.
Oczekujący na niego Afraniusz i Lentullus, obaj w zbrojach, spoczywali na ławie ustawionej obok wejścia i rozmawiali ze sobą cicho. Na jego widok poderwali się na równe nogi. Sewer nie witając się z nimi, obszedł wielki stół, służący do narad wojennych i zawalony mnóstwem raportów, i usiadł na krześle po jego przeciwnej stronie. Świadomie chciał postawić tamtych w sytuacji petentów. W istocie przecież nimi byli.
– Czy tu można rozmawiać? – zapytał Afraniusz. – Myślę o niepowołanych uszach...
Sewer klasnął w dłonie. Wszedł Lucjusz i patrzył na niego pytająco.
– Zadbaj o spokój – polecił.
Sekretarz skinął głową i bez słowa wyszedł. Usłyszeli za ścianą namiotu gwar, potem zapadła cisza.
– Z czym zatem przybywacie, szlachetni senatorowie? – zapytał Sewer, poprawiając się na krześle. Nie prosił, aby ponownie usiedli.
Afraniusz postąpił krok i oparł się obiema rękami o krawędź stołu, pochylając do przodu dla nadania wagi wypowiadanym słowom. W nabijanej srebrnymi guzami zbroi wyglądał groźnie i marsowo, niczym sam bóg wojny.
– Decyzje już zapadły. Dziś w nocy nasi ludzie zabiją Juliana, a galijskie i brytyjskie legiony okrzykną przywrócenie republiki i objęcie władzy przez senat.
Sewer zasępił się, marszcząc brwi – w końcu postanowili to zrobić. Ostatnie wieści, jakie dotarły doń z kręgów spiskowych, mówiły o możliwości zachowania monarchii, z czymś w rodzaju kolegialnego cesarza, obieranego przez zreformowany senat. Z tego, co oświadczył teraz Afraniusz, wynikało jasno, że definitywnie zwyciężył model klasycznie republikański. Przypadek Kasjusza Cherei, który za czasów Kaliguli próbował identycznego rozwiązania, najwidoczniej niczego ich nie nauczył. A może nauczył aż nadto?
– I co z tego? – zapytał, udając całkowitą obojętność.
Oparte o stół ręce Afraniusza zacisnęły się w pięści. Dopiero teraz Sewer zauważył, że są ogromne, w sam raz zdatne dla dusiciela.
– Potrzebna nam twoja pomoc. Postawa wenedyjskich legionów może przeważyć szalę... W zamian za to otrzymasz stanowisko dyktatora i... będziesz dowodził bitwą.
Sewer milczał, obserwując Afraniusza i czyhając choćby na cień fałszu, ale Gal mówił poważnym, spiętym głosem. Wstał więc, okrążył stół i wskazał na stertę raportów piętrzących się pośrodku.
– Armia nipuańska zakończyła koncentrację pod Viminacium – powiedział. – Przekroczyli Dunaj i maszerują wprost na nas. Nie mogę sobie wyobrazić lepszego momentu na zmianę dowództwa – dodał z przekąsem.
– To ostatni moment na zmianę dowództwa – powtórzył z naciskiem Afraniusz. – Jeżeli tego nie zrobimy w ciągu najbliższych godzin, możemy w ogóle nie zaczynać.
– Świetny pomysł. – Sewer podniósł wieczko leżącej obok stosu raportów szkatuły i wyjął sztylet, którym usiłował go – a prędzej udawał, że usiłuje – zabić rzekomy agent Tajnej Służby. Od niechcenia sprawdził kciukiem ostrze, po czym rzucił nóż między zaciśnięte pięści Afraniusza. – Dziękuję za bardzo przekonujące ponaglenie.
Afraniusz podniósł sztylet i patrząc Sewerowi twardo w oczy, wsunął go za pas. Nie wyglądał wcale na zakłopotanego.
– Masz czas do północy. Wiesz, gdzie nas szukać. – Obrócił się na pięcie i bez pożegnania wyszedł wraz z Lentullusem. Do namiotu zajrzał Lucjusz.
– Słyszałeś? – zapytał Sewer.
Sekretarz skinął potwierdzająco głową. Dziwnie był dzisiaj mało rozmowny.
– Poślij za nimi jakiegoś sprytnego człowieka, chcę wiedzieć, gdzie dalej stąd pojadą.
Kiedy został sam, ponownie zaczął roztrząsać swoją sytuację. Nie był pewny, czy dobrze czyni, odrzucając propozycję spiskowców. Rozpaczliwie potrzebowali jego poparcia, a przynajmniej życzliwej neutralności – trzy wenedyjskie legiony stanowiły w tej grze atut nie do pogardzenia. „Germanie na pewno poprą Juliana” – myślał, bezwiednie przeglądając i porządkując raporty. „Podobnie pretorianie, związani z osobą panującego cesarza na życie i śmierć. Tym republikańskie pomysły nie przypadną raczej do gustu”. Ale już legie syryjskie, co prawda zdziesiątkowane, mogły okazać się nielojalne, Syryjczycy byli wściekli za baty, jakie zebrali pod Edessą i potem pod Tarsusem. Zostali pozostawieni sam na sam z Nipuańczykami, kiedy ci szli wzdłuż Tygrysu i Eufratu, obracając w perzynę małoazjatyckie prowincje. Nie dostali żadnego wsparcia, Julian bał się ruszyć z Zachodu bodaj pół legionu. Zostali rozbici w puch, cud prawdziwy, że aż tylu udało się uratować.