Lukan tym časam razdźmuchaŭ uvieś pył z vałasoŭ Nihidyi, jakaja ad pjanasci zasnuła. Pasla zniaŭ pieraviasły zialonaje poŭsci z vazaŭ vobak dy abkruciŭ imi zasnuŭšuju, a dakanaŭšy heta, rassmiajanym dy pytajučym vokam vadziŭ pa prysutnych. Potym i sam ubraŭsia ŭ zieleń, pryhadvajučy byccam z pierakananniem: — Ci ž ja čałaviek? Ja faŭn… Piatroni nie byŭ pjany, zatoje Neron, jaki spačatku mała piŭ, škadujučy svajho «niabiesnaha» hałaska, pad kaniec pierakidaŭ čaru za čaraj, pakul nie ŭpiŭsia. Chacieŭ nat dalej piajać svaje vieršy, hetym razam hreckija, dy, na žal, zabyŭ ich i praz pamyłku zapiajaŭ piesieńku Anakreonta. Akampanijavaŭ jamu Pifahor, Dyjador i Terpnas, ale kinuli, bo nie ŭdavałasia. Neron zamiest taho pačaŭ zachaplacca, jak znaŭca i esteta, čaroŭnaju ŭradlivasciu Pifahora dy całavać jahonyja ruki. Tak pieknyja ruki jon bačyŭ tolki kaliś… u… niekaha… I, pryłažyŭšy dałoń da mokraha čała, pačaŭ sabie prypaminać. Naraz žachnuŭsia: — Aha! U maci! U Ahrypiny!..
I nahła apanavali jaho žudasnyja krozy.
— Kažuć, jana brodzić nočču miesiačnaju pa mory, kala Bajaŭ i Baŭli.
Bolš ničoha, tolki chodzić, chodzić, by čaho šukaje. A jak zblizicca da łodki, dyk pahladzić dy adyjdzie, ale rybak, na jakoha hlanuła, pamiraje.
— Ništo sabie tema, — adzyvajecca Piatroni.
Viestyn, šyju vyciahnuŭšy, jak žuraviel, tajomna šaptaŭ: — Nie vieru ŭ bahi, zatoje vieru ŭ duchi — oj!
Ale Neron nie zvažaŭ na ichnyja słovy i havaryŭ dalej:
— Ja ž i lemuralijaŭ adpraviŭ. Nie chaču ahladać jaje! Hena voś užo piaty hod.
Ja musiŭ, musiŭ jaje stracić, bo nasłała na mianie pahubnika, i kali b jaje byŭ nie ŭpiaredziŭ, nie čuli b siannia majich piesniaŭ.
— Dziakujem tabie, dziakujem ad imia horadu dy svietu! — kryčaŭ Damicyj Afer. — Vina! I chaj udarać u tympany!
Homan padniaŭsia znoŭ. Lukan, uvieś u zieleni, chočučy jaho pierakryčać, ustaŭ dy pačaŭ harłanić: — Ja nie čałaviek, ja faŭn, i žyvu oś u lesie! Ee… cho…ooo!
Spiŭsia ŭrešcie cezar, spilisia mužčyny j žančyny. Vinić nie mienš byŭ pjany za inšych, a ŭ dadatku, vobak žady, budziłasia ŭ im achvota da sprečki, heta zdarałasia jamu zaŭsiody, kali pierabiraŭ mieru. Pabladnieła jahonaje čarniavaje abličča, a jazyk u rocie ŭžo kałom stanaviŭsia, jak chacieŭ hołasna skazać: — Daj hubki! Daj uzaŭtra, usio roŭna!.. Davoli hetaha! Cezar uziaŭ ciabie ad Aŭłaŭ i padaryŭ mnie, zrazumieła? Zaŭtra na zmroku pryšlu pa ciabie, zrazumieła?.. Cezar pierad zabranniem ciabie mnie abiacaŭ… Ty musiš być majoju! Daj hubki! Nie da zaŭtra ž čakać… Daj chutka, daj!
Dy abniaŭ jaje, ale Akte pačała jaje baranić, dyj sama jana baraniłasia, jak mahła, čuła bo hibiel. Ale daremna namahałasia abiedzviuma rukami zniać z siabie jahonuju biezvałosuju ruku, daremna žałaslivym i tryvožnym hałaskom maliła jaho, kab adkasniŭsia, kab zžaliŭsia nad joju. Pierasyčanaje vinom dychannie ablivała jaje štoraz bližej, a tvar jahony zbližaŭsia da jejnaha tvaru. Nie toj užo heta byŭ Vinić, što daŭniej, byŭ to pjany luty satyr, nahaniajučy na jaje žach i abrydu.
Siły, adnak, jejnyja słabieli. Darma adchilałasia, chavała tvar, kab abaranicca ad jahonaha całunku. Jon sarvaŭsia, schapiŭ jaje ŭ abiedzvie ruki, pryciahnuŭ da siabie hołaŭ dy pačaŭ rasciskać, sapučy, jejnyja zbialełyja vusny svajimi vusnami.
Ale ŭ toj ža momant niejkaja strašennaja siła adharnuła jaho ruki z jejnaje šyi tak lohka, jak by toje byli dziciačyja ruki, a jaho adsunuła na bok, by suchuju bylinku ci kvoły listok. Što stałasia? Vinić pracior asłupiełyja vočy i bačyć nad saboju mahutnuju postać liha, zvanaha Ursusam, jakoha bačyŭ u Aŭłaŭ. Lih stajaŭ spakojna i tolki hladzieŭ na Vinicija tak dzivosna, što maładomu čałavieku až kroŭ zamirała ŭ žyłach, pasla ŭziaŭ na ruki svaju kniazioŭnu i miernym cichim krokam vyjšaŭ z tryklinijuma.
Akte ŭ toj ža chvilinie vyjšła za imi.
Vinić na mih voka strymaŭsia, by skamianieły, pasla schapiŭsia j pabieh da dzviarej.
— Lihija! Lihija!..
Ale haračka, zdumlennie, zakatnasć dy vino padciali jamu nohi. Pasłaniŭsia raz, druhi, dy, chapiŭšy za ruki adnu z bachantak, pačaŭ pytać, marhajučy vačyma: — Što stałasia?
A jana padsunuła jamu čaru z vinom, zaachvočvajučy z rassmiajanymi pamutniełymi vačyma: — Pi!
Vinić vypiŭ dy zvaliŭsia z noh. Bolšaja častka hasciej lažała ŭžo pad stałom, inšyja chadzili pjanym krokam pa tryklinijumie, inšyja spali na sofach stałovych, chrapučy dy adkazvajučy zlišak vina, a na pjanych konsułaŭ i sienataraŭ, na pjanych rycaraŭ, paetaŭ, filazofaŭ, na pjanyja tancorki j patrycyjanki, na ceły heny sviet, jašče ŭsioŭładny, ale ŭžo biazdušny, uvienčany j raspusny, ale ŭžo zhasajučy, z załatoha nievadu, raspiataha ŭhary, padali dy padali ŭsciaž ružy.
VIII
Ursusa nichto nie zatrymaŭ, nichto nie spytaŭsia nat, što robić. Tyja hosci, jakija nie lažali pad stałom, nie pilnavalisia ŭžo svajich miejscaŭ, dyk słužba, bačačy vialihura, niasučaha na rukach bankietnicu, dumała, heta jaki niavolnik vynosić pjanuju svaju spadaryniu. Dyj Akte jšła z imi, jejnaja prysutnasć addalała ŭsialakija padazrenni.
Takim čynam vyjšli z tryklinijuma ŭ sumiežnuju kamoru, a adtul na halareju, što viała ŭ pamieškannie Akte.
Lihija była tak zniamožanaj, što až lahła, by miortvaja, na rukach Ursusa.
Ale kali acviaroziła jaje čystaje chałodnaje pavietra, raspluščyła vočy. Na dvary ŭžo svitała. Idučy kalumnadaj, niezabaŭna zviarnulisia ŭ bočny portyk, što vychodziŭ nie na panadvorak, ale na pałacavyja aharody, dzie vierchaviny pinijaŭ i cyprysaŭ rumianilisia ŭžo ad ranniaj zarnicy. U henaj častcy hmachu było pusta, i adhałossie muzyki dy bankietny homan ledź da ich dachodzili. Lihiji zdavałasia, što jaje vyrvali z piekła j vyniesli na jasny božy sviet. Było adorak štości pa-za henym ahidnym tryklinijumam. Było nieba, zarnica, sviatło j cišynia. Dziaŭčo naraz pačało płakać i, tulačysia da vołata, prasicca: — Damoŭ, Ursuska, damoŭ, da Aŭłaŭ!..
— Pojdziem! — paciašaŭ Ursus.
A tym časam zajšli ŭ mały atryjum, što naležaŭ da pamieškannia Akte. Tam Ursus pasadziŭ Lihiju na marmurovaj łaŭcy voddal vadalivu. Akte pačała jaje supakojvać dy zaachvočvać da supačynku, zapeŭnivajučy, što tym časam ničoha nie pahražaje, bo pjanyja biasiedniki pasla bankietu spacimuć da viečara. Ale Lihija doŭha šče nie mahła supakojicca i, utuliŭšy ŭ dałoni tvar, jahliła pa-dziciačamu: — Dadomu, da Aŭłaŭ!..
Ursus byŭ hatovy. La bramaŭ, praŭda, stajić straža, ale jon projdzie.
Stražniki nie zatrymoŭvajuć vychodziačych. Pierad lukam rojacca lektyki.
Ludzi pačnuć vychodzić kučami. Nichto ich nie zatrymaje. Vyjduć razam z natoŭpam i pojduć prosta dadomu. Dyj što jamu! Jak kniazioŭna choča, tak pavinna być. A na što ž jon tut.
A Lihija nie ŭcichała: — Tak, Ursuska, vyjdziem.
Ale Akte dumała za ich abajich. Vyjduć! Tak! Nichto ich nie zatrymaje. Ale z domu cezara ŭciakać nie možna. Chto na heta advažycca, abražaje majestat jahony.
Vyjduć, ale viečaram centuryjon z vajackim addziełam pryniasie prysud smierci Aŭlusu, Pamponiji Hrecynie, a Lihiju zabiare nazad u pałac, i tady ŭžo niama joj ratunku. Kali Aŭły prymuć jaje ŭ svoj dom, smierć dla ich nieminučaja.
Lihija j ruki apusciła. Niama rady. Pierad joju była zhuba Płaŭtaŭ abo jejnaja. Idučy na bankiet, mieła nadzieju, što Vinić i Piatroni vyprasiać jaje ŭ cezara dy addaduć Pamponiji, a ciapier užo viedała, što heta jany nabuchtoryli cezara, kab zabraŭ jaje ad Aŭłaŭ. Niama rady. Cud chiba moh by vyrvać jaje z hetaj proćmy. Cud i Božaja moc.