Выбрать главу

— Możliwe. Przypominam sobie takiego tłustego chłopczyka. Niezbyt miłego.

— To mogłem być ja. I ja chyba przypominam sobie taką zarozumiałą dziewczynkę. Ale to było dawno temu. Bardzo dawno.

— Wtedy nie miałam jeszcze siwych włosów — szepnęła Babcia.

— Wtedy wszystko miało inny kolor.

— To prawda.

— I latem deszcz nie padał tak często.

— Zachody słońca były czerwieńsze.

— I widziało się więcej starych ludzi. Świat był ich pełen — stwierdził mag.

— Tak, pamiętam. A teraz jest pełen młodych. To właściwie zabawne. To znaczy, można by się spodziewać, że będzie odwrotnie.

— Nawet powietrze mieliśmy wtedy lepsze. Łatwiej się oddychało. Wlekli się wśród wirujących płatków śniegu, dumając nad przedziwnymi drogami Czasu i Natury.

— Bywasz w domu? — spytała Babcia. Cutangle wzruszył ramionami.

— Byłem raz. Kiedy umarł ojciec. To dziwne… Nikomu o tym nie mówiłem, ale… to przecież byli moi bracia, bo naturalnie jestem ósmym synem; mieli dzieci i nawet wnuki, a żaden z nich nie umiałby się chyba podpisać. Mógłbym kupić całą wioskę. Traktowali mnie jak księcia, ale… bywałem w takich miejscach i widziałem takie rzeczy, od których umysły by im powiędły, walczyłem ze stworzeniami dzikszymi od ich nocnych koszmarów, znam tajemnice dostępne jedynie nielicznym…

— Czułeś się osamotniony — stwierdziła Babcia. — Nic w tym dziwnego. Taki nasz los. Takiego dokonaliśmy wyboru.

— Mag nie powinien wracać do domu — orzekł Cutangle.

— Chyba nawet nie może wrócić — zgodziła się Babcia. — Nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Cutangle przemyślał tę tezę.

— Myślę, że w tym pani się myli — oświadczył. — Chyba z tysiąc razy wchodziłem do tej samej rzeki.

— Tak, ale ona nie była ta sama.

— Nie była?

— Nie.

Cutangle wzruszył ramionami.

— Wyglądała zupełnie jak ta sama piekielna rzeka.

— Nie ma powodów, żeby odzywać się niegrzecznie — pouczyła go Babcia. — Nie wiem, czemu mam wysłuchiwać takich wyrazów od maga, który nawet nie umie odpowiadać na listy!

Cutangle na chwilę zamilkł, jeśli nie liczyć kastanietowego rytmu jego zębów.

— Aha — powiedział. — Teraz rozumiem. Były od pani, tak?

— Zgadza się. Podpisałam je u dołu. To na ogół dość wyraźna wskazówka, prawda?

— Dobrze, dobrze. Po prostu myślałem, że chodzi o jakiś żart — wyznał posępnie Cutangle.

— Żart?

— Kobiety rzadko zwracają się do nas o przyjęcie na studia. Właściwie nigdy.

— Zastanawiałam się, dlaczego nie dostałam odpowiedzi — oświadczyła Babcia.

— Jeśli już musi pani wiedzieć, to wyrzucałem te listy do kosza.

— Mógłbyś przynajmniej… Tam jest!

— Gdzie? Gdzie? A, tam.

Mgła rozstąpiła się i teraz zobaczyli ją wyraźnie: fontannę śnieżnych płatków, ozdobną kolumnę zmrożonego powietrza. A pod nią…

Laska nie wmarzła w lód, ale pływała spokojnie w bulgoczącej kałuży wody.

Jednym z niezwykłych aspektów magicznego wszechświata jest istnienie przeciwieństw. Zauważono już tutaj, że ciemność nie jest przeciwieństwem światła, jest zaledwie brakiem światła. Zgodnie z tą samą zasadą, zero absolutne jest zaledwie brakiem ciepła. Gdyby ktoś chciał się przekonać, czym jest prawdziwe zimno, zimno tak intensywne, że woda nie zamarza, ale antywrze, nie musiałby szukać dalej niż ta kałuża.

Przez kilka sekund przyglądali się jej w milczeniu, zapominając o sporze. Wreszcie Cutangle rzekł:

— Jeśli wsadzić tam palce, połamią się jak marchewki.

— Myślisz, że dałbyś radę podnieść ją magicznie? — spytała Babcia.

Cutangle zaczął klepać się po kieszeniach i wkrótce znalazł kap-ciuch z tytoniem. Fachowo rozkruszył resztki kilku niedopałków na świeżą bibułkę, polizał ją i zwinął, nie odrywając wzroku od laski.

— Nie myślę — mruknął. — Ale spróbuję mimo wszystko. Zerknął tęsknie na papierosa i wsadził go sobie za ucho. Wyciągnął przed siebie ręce, rozłożył palce, a jego wargi poruszyły się bezgłośnie, gdy wymamrotał kilka słów pełnych mocy.

Laska zakręciła się w przerębli i uniosła wolno nad lód, gdzie natychmiast stała się ośrodkiem kokonu zmrożonego powietrza. Cutangle stęknął z wysiłku — bezpośrednia lewitacja to najtrudniejszy element praktycznej magii, a to z powodu nieuniknionego zagrożenia ze strony dobrze znanych zasad akcji i reakcji. Mówią one, że jeśli mag spróbuje podnieść ciężki obiekt jedynie siłą woli, musi liczyć się z perspektywą zakończenia tego ćwiczenia z mózgiem we własnych butach.

— Mógłbyś ustawić ją pionowo? — poprosiła Babcia. Z wielką ostrożnością laska wykonała powolny obrót i zawisła przed Babcią, kilka cali nad powierzchnią lodu. Szron migotał na rzeźbionych symbolach, a Cutangle'owi — przez czerwoną mgiełkę migreny przed oczami — zdawało się, że go obserwują. Z wyższością. Babcia poprawiła kapelusz i wyprostowała się gniewnie.

— No dobrze! — powiedziała.

Cutangle zachwiał się. Głos czarownicy podciął go niczym diamentowa piła. Z chłopięcych lat zapamiętał niezbyt wyraźnie, jak karciła go matka; to był ten sam ton, tylko wyrafinowany, stężony, wyostrzony kawałeczkami korundu; ton rozkazu, który nawet trupa postawiłby na baczność i przeprowadził przez połowę cmentarza, zanim ten przypomniałby sobie, że jest martwy.

Babcia stała przed zawieszoną w powietrzu laską i swym wściekłym spojrzeniem niemal topiła jej lodową powłokę.

— To uważasz za właściwe zachowanie, co? Pływasz sobie w morzu, kiedy giną ludzie? Pięknie, bardzo pięknie!

Tupiąc gniewnie okrążyła laskę. Ku zdumieniu Cutangle'a laska odwracała się za nią.

— No to cię wyrzuciła — warknęła Babcia. — Co z tego? To przecież jeszcze dziecko, a dzieci wszystkich nas odrzucają prędzej czy później. To ma być lojalna służba? Wstydu nie masz, że leżysz tu sobie i się dąsasz, kiedy w końcu mogłabyś się na coś przydać?

Pochyliła się. Jej haczykowaty nos znalazł się o parę cali od laski. Cutangle był niemal pewien, że laska próbowała wygiąć się do tyłu i odsunąć jak najdalej.

— Mam ci powiedzieć, co spotyka złośliwe laski? — syknęła Babcia. — Jeśli Esk zginie z tego świata, mam ci powiedzieć, co z tobą zrobię? Już raz uratowałaś się od ognia, bo przeniosłaś na nią swój ból. Następnym razem to nie będzie ogień.

Głos jej opadł do chłoszczącego szeptu.

— Najpierw będzie ośnik. Potem papier ścierny, potem świder, potem struganie nożem…

— Proszę się uspokoić — wtrącił Cutangle. Oczy zaszły mu łzami.

— …a to, co zostanie, wetknę w ziemię w lesie, dla huby, korników i żuków. Będziesz tam sterczeć latami.

Rzeźbienia poruszyły się. Większa ich część przesunęła się na drugą stronę laski, byle dalej od wzroku Babci.

— A teraz… — rzekła spokojniej — …teraz ci powiem, co zrobimy. Wezmę cię w rękę i wszyscy razem wrócimy na Uniwersytet. Prawda? Jak nie, to posmakujesz tępej piły.

Podwinęła rękawy i wyciągnęła rękę.

— Magu — rzuciła. — Chcę, żebyś ją uwolnił. Cutangle żałośnie skinął głową.

— Kiedy powiem: już, puszczaj. Już!

* * *

Cutangle otworzył oczy.

Babcia stała nieruchomo, wyciągając przed siebie lewą rękę. Palcami mocno obejmowała laskę. Lód odpadał od drewna w strumieniach pary.