Выбрать главу

Ale trwała ostra zima, a to stado wygłodniało dostatecznie mocno, żeby zapomnieć o doborze naturalnym.

Esk przypomniała sobie, co powtarzano wszystkim dzieciom. Wejdź na drzewo. Rozpal ogień. Jeśli wszystko inne zawiedzie, poszukaj jakiegoś kija i spróbuj przynajmniej kilka zranić. Nigdy nie próbuj przed nimi uciekać.

Drzewo, przy którym stała, było bukiem — gładkim i niezdobytym.

Patrzyła przestraszona, jak długi cień oddziela się od kałuży ciemności i przesuwa bliżej. Przyklęknęła zmęczona i niezdolna do myślenia. Rozgarnęła lodowaty śnieg w poszukiwaniu kija.

Babcia Weatherwax otworzyła oczy i spojrzała na sufit, popękany i wydęty jak namiot.

* * *

Skupiła się na wspomnieniu, że ma ręce, nie skrzydła, i że nie musi skakać. Po Pożyczeniu rozsądnie jest poleżeć chwilę, żeby umysł przyzwyczaił się do ciała. Wiedziała jednak, że nie ma czasu.

. — Niech Ucho porwie tego dzieciaka — mruknęła i spróbowała pod-frunąć na poręcz łóżka.

Kruk obserwował ją z niejakim zainteresowaniem. Przeżył to już dziesiątki razy i sądził — w granicach możliwości ptasiego sądu, czyli raczej wąskich — że ciepłe gniazdo nocą i stała dieta ze skórek boczku i kuchennych resztek warta jest niewygód użyczania Babci swojego mózgu.

Babcia znalazła buty i zeszła po schodach, stanowczo się sprzeciwiając instynktowi latania. Drzwi były szeroko otwarte i na podłodze zebrała się już zaspa sypkiego śniegu.

— A niech to! — powiedziała Babcia.

Zastanowiła się, czy nie poszukać umysłu Esk. Lecz ludzkie myśli nigdy nie są tak ostre i wyraźne jak zwierzęce. Poza tym nadumysł lasu sprawiał, że poszukiwanie byłoby trudne niczym nasłuchiwanie szumu wodospadu wśród burzy z piorunami. Ale nawet nie szukając, wyczuwała stadny umysł wilków, gryzące uczucie wypełniające usta smakiem krwi.

Ledwie dostrzegała odciski małych stóp na zlodowaciałej skorupie. Wypełniały się już świeżym śniegiem. Burcząc i przeklinając, Babcia Weatherwax narzuciła chustę i ruszyła przed siebie.

* * *

Białego kota na jego osobistej półce w kuźni przebudziły jakieś odgłosy dobiegające z najciemniejszego kąta. Wychodząc z dwójką rozhisteryzowanych chłopców kowal starannie zamknął za sobą drzwi. Kot obserwował z zaciekawieniem, jak wąski cień opukuje zamek i sprawdza zawiasy. Drzwi były dębowe, utwardzone czasem i żarem ognia, ale to nie uchroniło ich przed wyłamaniem i przeleceniem na drugą stronę drogi.

Maszerujący dróżką kowal usłyszał w górze jakiś szum. Babcia również. Był to stanowczy, brzęczący odgłos, jakby przelatywało stado gęsi. Chmury wrzały i falowały, gdy je rozcinał.

Wilki usłyszały, gdy przemykał tuż nad koronami drzew i pikował na polanę. Jednak dla nich było już za późno.

Babcia Weatherwax nie musiała dłużej szukać śladów na śniegu. Kierowała się na odległe błyski niesamowitego światła, dziwne szumy i uderzenia, na skowyt przerażenia i bólu. Obok niej przemknęło kilka wilków. Gnały ze skulonymi uszami, z ponurą determinacją, by oddalić się stąd jak najszybciej, choćby nie wiadomo co stanęło im na drodze.

Trzasnęły łamane gałęzie. Coś dużego i ciężkiego wylądowało na jodle obok Babci, po czym piszcząc zsunęło się w śnieg. Drugi wilk przeleciał płaskim torem tuż nad jej głową i odbił się od pnia.

Zapadła cisza.

Babcia przecisnęła się między ośnieżonymi krzakami.

Zobaczyła biały krąg wydeptany w śniegu. Na brzegach leżało kilka wilków, martwych albo rozsądnie uznających, że lepiej się nie ruszać.

Laska stała pionowo pośrodku. Mijając ją. Babcia miała wrażenie, że odwraca się, by nie spuszczać jej z oka.

Wewnątrz kręgu leżała także zwinięta w ciasny kłębek mała kupka szmat. Babcia przyklękła z pewnym wysiłkiem i łagodnie wyciągnęła rękę.

Laska poruszyła się. Właściwie drgnęła tylko, jednak dłoń Babci znieruchomiała o włos od ramienia Esk. Babcia zmierzyła wzrokiem rzeźbienia, jakby wyzywała laskę, by ta ośmieliła się znowu poruszyć.

Powietrze zgęstniało. Po chwili laska jakby cofnęła się, chociaż nadal tkwiła w tym samym miejscu. A równocześnie coś nieokreślonego aż nadto wyraźnie dało starej czarownicy do zrozumienia, że z punktu widzenia laski to wcale nie jest porażka, a co najwyżej taktyczne ustępstwo. Laska nie chciałaby, żeby Babcia uznała się za zwycięzcę, ponieważ wcale nie zwyciężyła.

Esk zadrżała lekko. Babcia poklepała ją lekko po ramieniu.

— To ja, maleńka. Twoja stara Babcia.

Kupka nie rozwijała się.

Babcia przygryzła wargę. Nie bardzo wiedziała, jak ma się zachować w stosunku do dziecka. Dzieci uważała — przy tych rzadkich okazjach, kiedy w ogóle o nich myślała — za coś pośredniego między ludźmi a zwierzętami. Znała się na niemowlakach: z jednego końca trzeba lać mleko, a drugi utrzymywać w czystości. Dorośli są jeszcze łatwiejsi, bo sami się karmią i myją. Ale pomiędzy jednymi a drugimi istniał świat, którego nie próbowała nawet zrozumieć. O ile się orientowała, należy tylko pilnować, żeby nie złapali czegoś groźnego, i mieć nadzieję, że wszystko się dobrze skończy.

Prawdę mówiąc, Babcia nie wiedziała, co robić. Wiedziała za to, że coś zrobić musi.

— Cio, pośtlasył nas zły wilciek? — zaryzykowała. Z całkiem nieoczekiwanych powodów podejście okazało się skuteczne.

— Mam już osiem lat.

— Ośmioletni ludzie nie zwijają się w kłębek na śniegu — oznajmiła Babcia, próbując zorientować się w zawiłościach dialogu dorosłego z dzieckiem.

Kulka nie odpowiedziała.

— Mam chyba w domu trochę mleka i ciasteczka — spróbowała Babcia.

Bez dostrzegalnych efektów.

— Eskarino Kowal! Jeśli natychmiast nie zaczniesz się odpowiednio zachowywać, tak ci przyleję, że popamiętasz! Esk ostrożnie wysunęła głowę.

— Nie musicie mnie straszyć — oświadczyła. Kowal dotarł do chatki tuż za Babcią, prowadzącą Esk za rękę. Chłopcy wyglądali zza jego pleców.

— Uhm… — zaczął kowal, nie całkiem pewien, jak odzywać się do kogoś, kto podobno nie żyje. — Powiedzieli mi, że… no… jesteście chorzy.

Obejrzał się i zmierzył synów groźnym wzrokiem.

— Odpoczywałam sobie i musiałam się zdrzemnąć. Sypiam bardzo mocno.

— Tak… — mruknął kowal. — No tak. No to wszystko w porządku. Co się stało Esk?

— Trochę się przestraszyła — wyjaśniła Babcia, ściskając dłoń dziewczynki. — Cienie i takie tam różne. Musi się rozgrzać. Miałam ją położyć do swojego łóżka. Jest trochę ogłupiała. Jeśli wam to nie przeszkadza…

Kowal nie był pewien, czy mu to nie przeszkadza. Ale wiedział, że jego żona — podobnie jak wszystkie kobiety we wsi — żywi do Babci Weatherwax głęboki szacunek połączony nawet z odrobiną lęku. I jeśli zacznie oponować, szybko straci grunt pod nogami.

— Zgoda, zgoda — powiedział szybko. — Jeśli to nie kłopot… Przyślę po nią rano, dobrze?

— Oczywiście. Zaprosiłabym was do domu, ale zgasł mi ogień…

— Nie, nie. Nie ma potrzeby — zapewnił pospiesznie kowal. — W domu czeka na nas kolacja. Stygnie — dodał, spoglądając znacząco na Gultę, który otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale rozsądnie zrezygnował.