Выбрать главу

Przekonała się, że pan ją nadal kocha, więc jej opowieść musiała do tego nawiązywać. Może nawet nieświadomie; Anielka jest jeszcze taka młoda.

- Tak trudno uwierzyć, że mnie kocha?

- Ależ wprost przeciwnie, wierzę w to! Ale niech pan nie myśli tylko o tej sprawie. Straci pan duszę, a może i życie. Proszę mi zaufać! I skończyć, co pan zaczął. Pora opowiedzieć komisarzowi o wizycie w więzieniu, a potem wycofać się z tej sprawy. Przynajmniej na jakiś czas. Musi pan zająć się diamentem, dopóki ślady są jeszcze świeże.

- Ślady? Przecież nie ma żadnych śladów, bo kamień, dla którego zabito, był fałszywy!

- Może szukając fałszywego, trafi pan na ślad prawdziwego. Co robi teraz Adalbert?

- Spędza czas z pewnym marnym dziennikarzyną, który miał to szczęście, że widział bandytów wybiegających ze sklepu jubilera. Podobno byli to Chińczycy - dorzucił Aldo, puszczając oko w stronę szofera.

- Nie wszyscy Azjaci są Chińczykami, ale pana dziennikarz pewnie nie widzi różnicy. Wong pochodzi z Kraju Spokojnego Poranka. Jest Koreańczykiem. Wydaje mi się, że Adalbert ma rację, szukając nawet najdrobniejszych informacji.

- I może rzeczywiście lepiej, żebym ja również się tym zajął - stwierdził Aldo i po raz pierwszy na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Ale dlaczego pan sądzi, że idąc tropem fałszywego kamienia, uda nam się odnaleźć ten prawdziwy? Nie ma na to żadnego logicznego wytłumaczenia. Zabito Harrisona, aby wejść w posiadanie klejnotu, o którym sądzono, że jest tym, który należał do Burgundczyka, koniec kropka.

- Chyba że stwierdziwszy, iż kampania z anonimowymi listami nic nie dała, człowiek, którego szukamy, znalazł prosty i skuteczny sposób wycofania kamienia z obiegu, nie demaskując się.

- W tej sytuacji pewnie go już zniszczył, więc niczego nie znajdziemy.

Kulawy roześmiał się łagodnie i pobłażliwie.

- Czy aż tak słabo zna pan swoich klientów i kolegów po fachu? Skradziony klejnot to kopia, ale jakże piękna, jakże wspaniale wykonana! Jeśli zbrodnię zlecił właściciel prawdziwego diamentu, nie będzie niszczył falsyfikatu, lecz zachowa go jako ciekawostkę. Równie starannie jak oryginał.

- Powinienem wiedzieć, że pan ma odpowiedź na wszystko - stwierdził Aldo, nie starając się nawet ukryć złego humoru. - Jednak nie ma żadnych dowodów, że prawdziwy klejnot znajduje się jeszcze w Anglii. Nawet jeśli ten fałszywy wciąż tu jest. Korzystanie z pomocy Azjatów...

- .. .to rzecz bardzo prosta w Londynie, jeśli jest się wystarczająco bogatym, by im zapłacić. Pewne dzielnice wzdłuż Tamizy są pełne Chińczyków. W każdym razie droga, jaką przebył diament aż do naszych czasów, wskazuje, że Anglia była jednym z jego ulubionych kierunków...

- Czy może wie pan, jaką drogę pokonał ten kamień? Jeśli o mnie chodzi, nie mam na ten temat zadowalającej wiedzy; wiem tylko, że niegdyś stanowił centralny motyw dużej ozdoby przedstawiającej herb rodu Yorków, tak zwanej Białej Róży. Zaginął wraz z innymi klejnotami złupionymi w obozie Burgundczyka po bitwie pod Grandson w roku 1476. Miasto Bazylea zakupiło je potajemnie na podstawie porozumienia podpisanego z pozostałymi kantonami, które chciały zgromadzić cały skarb, po czym sprzedało go Fuggerom z Augsburga.

- Nie Fuggerom, tylko Jakubowi Fuggerowi, w tamtych czasach najbogatszemu mieszkańcowi Europy. Wtedy też diament, który sam miał kształt kwiatu, został wyjęty z Białej Róży. Był tak piękny, że Jakub nie chciał go sprzedać i dopiero po jego śmierci bratanek Fuggera, Mateusz, odstąpił go Henrykowi VIII Angielskiemu, wraz z rubinem należącym wcześniej do księcia Burgundii. Diament znajdował się wśród klejnotów Korony angielskiej aż do czasów Karola I, który ofiarował go swojemu faworytowi, George'owi Villiersowi, hrabiemu Buckingham, aby podziękować mu za owocne negocjacje dotyczące małżeństwa następcy tronu z francuską księżniczką Henriettą.

Róża Yorku - bo taką nazwę zaczął od tego czasu nosić diament - trafiła w ręce kolejnego hrabiego i wtedy ślad po niej zaginął. Dworskie plotki mówiły, że Buckingham przegrał ją w karty z aktorką Neli Gwyn, ówczesną faworytą króla Karola II.

- Dlaczego nie miałoby to być prawdą? Wszystko to brzmi bardzo prawdopodobnie. Czy wiadomo, co działo się potem?

- Cóż, kamień pojawił się dwa lub trzy razy u lichwiarzy, którzy, będąc Żydami, wiedzieli o tradycji związanej z pektorałem. Jedno jest pewne: od VII wieku Róża Yorku nigdy nie opuściła tej wyspy.

- Pewnie ma pan rację. Z pewnością wie pan również, jak przebiegła kradzież u Harrisona.

- Nie znam szczegółów. Byłem bardzo zaskoczony, gdy dowiedziałem się o napadzie.

- Prawdopodobnie bandyci wiedzieli, że starsza, wysoko urodzona dama chciała zobaczyć diament osobiście, zanim zostanie przewieziony do domu aukcyjnego Sotheby's. Weszli do sklepu, można by rzec, na palcach. Udało jej się uciec wraz ze służącą. Wróciła do domu i rozchorowała się. Co zwróciło moją uwagę w pana opowieści, to fakt, że owa dama nazywa się Buckingham.

- Lady Buckingham? Jest pan pewien?

- Nie ma żadnej wątpliwości. Harrison nie zgodziłby się przyjąć nieznanej mu osoby.

- Zaskakuje mnie pan bardzo, przyjacielu. Znam lady Buckingham i o ile sobie przypominam, to osoba bardzo leciwa i cierpiąca na niedowład nóg.

- Słyszałem, że właściwie nie szła o własnych siłach, tylko została przyniesiona. Często się też zdarza, że pod wpływem silnych emocji ciało odzyskuje siły witalne. A ona chciała zobaczyć kamień, który należał do jej przodka.

- No tak, lecz mimo wszystko wydaje mi się to dziwne. Wiem, że markiza wycofała się z czynnego życia, nikogo od dawna nie przyjmowała i nawet można by rzec, została przez wszystkich zapomniana. Ale oczywiście biorąc pod uwagę jej nazwisko, status społeczny i stan zdrowia, gdyby poprosiła Harrisona, ten z pewnością spełniłby jej życzenie i przywiózł diament do jej rezydencji.

- Ale przecież to byłoby wysoce nieostrożne! Potrzebna byłaby eskorta policji i takie zamieszanie ściągnęłoby dziennikarzy na próg jej domu. Więc jeśli ukrywa się przed światem...

- Pewnie ma pan rację - zgodził się Aronow - ale muszę spróbować dowiedzieć się czegoś więcej.

- Myśli pan, że to jakieś oszustwo? Wątpię. Był tam jej samochód i służący... - Nie przeczę, nie przeczę, ale trzeba wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Porozmawiajmy jednak o panu. Czy mogę mieć nadzieję, że zajmie się pan poszukiwaniem Róży Yorku?

- Oczywiście, choć nie chciałbym porzucić sprawy lady Ferrals.

- Ale tak właśnie będzie musiał pan zrobić, książę! - Łagodny, aksamitny ton Aronowa stał się teraz twardszy, niemal rozkazujący. - Na wyspie San Michele w mauzoleum pana przodków zaproponowałem, że zwolnię pana z danej obietnicy. Odmówił pan z wielką szlachetnością, co mnie wcale nie zaskoczyło. Więc teraz nie może się pan wycofać z danego słowa.

- Ależ nie mam wcale takiego zamiaru! - wykrzyknął skruszony Aldo. - Może da się po prostu jakoś pogodzić obie sprawy.

- Nie. Przecież już powiedziałem, że byłoby niedobrze, gdyby znalazł się pan w polu widzenia Solmańskiego. W chwili obecnej jest on zajęty innymi sprawami i nie ma czasu na poszukiwanie diamentu, ryzykując, że będzie miał do czynienia z policją. Trzeba to wykorzystać. Czy pan mnie zrozumiał?

- Tak, wszystko jasne, proszę się nie niepokoić. Nie zawiodę. Jeśli jednak dowiem się czegoś, co mogłoby pomóc Anielce, pomogę jej i nawet pan mi w tym nie przeszkodzi. Ani pan, ani nikt inny! - zakrzyknął Aldo dobitnie.

I znów nieprzeniknioną twarz Kulawego rozjaśnił uśmiech zabarwiony odrobiną ironii.