Выбрать главу

- To dziecinnie proste - odrzekł zadowolony Adalbert. - Ten zamek nie był skomplikowany.

- A poradziłbyś sobie z kasą pancerną?

- Nie wiem, ale cicho sza! Nie przyszliśmy tutaj, aby ucinać sobie pogawędkę.

W korytarzu znaleźli tylko jedne, osadzone w brudnej ścianie, drzwi. Za nimi znajdowała się sala gier. Dobiegał stamtąd czyjś głos i chociaż Aldo niczego nie rozumiał, wydawało mu się, że rozpoznaje Yuan Changa. Nagle dał się słyszeć jeszcze inny głos. Zniekształcony, kobiecy, w którym pobrzmiewała złość:

- Nie żartuj sobie ze mnie, stary człowieku! Zapłaciłam za usługę, a nie dostałam nic w zamian. Chcę to, co mi pan obiecał.

- Zbyt się pani spieszy, milady. Taka impulsywność jest bardzo niebezpieczna. Pojawiła się pani tutaj, nie czekając na mój znak.

- Czy pan nie rozumie mojego zniecierpliwienia?

- Niecierpliwość nie jest dobrym doradcą. Proszę do mnie nie przychodzić na skargę, jeśli po wyjściu stąd zostanie pani znowu zaatakowana.

- Jest pan pewien, że nie miał z tym napadem nic wspólnego?

Nastąpiła cisza, która wydała się Morosiniemu bardziej niepokojąca niż krzyki. Nie było wątpliwości - to Mary Saint Albans. Aldo poczuł się trochę zaskoczony jej śmiałością. Sprawa musiała być bardzo ważna, skoro ta kobieta ośmieliła się potraktować w ten sposób Chińczyka bardziej niebezpiecznego niż wąż dusiciel. Aldo machinalnie dotknął rewolweru w kieszeni. Nie zawahałby się go użyć, gdyby trzeba było biec Mary na pomoc.

Nagle dał się słyszeć odgłos przesuwanego krzesła i skrzypienie podłogi. Bez wątpienia Yuan Chang zbliżył się do kobiety, gdyż jego głos był teraz lepiej słyszalny.

- Czy mogę zapytać, co pani przez to rozumie?

- To jasne, mogłam się domyślić, że wystawi mnie pan do wiatru. Nie zapłaciłam wystarczająco dużo, nieprawdaż?

- To ja podałem cenę. W istocie była umiarkowana...

- Była umiarkowana, bo pan nieźle sobie to wszystko zaplanował. To takie proste! Przyniosłam pieniądze, pan dał mi to, po co przyszłam, a następnie nasłał na mnie swoich ludzi, aby odzyskali diament.

Dwaj podsłuchujący mężczyźni o mało nie krzyknęli z zaskoczenia.

Yuan Chang się roześmiał.

- Jak na kobietę jest pani dość inteligentna. No i bardzo zachłanna - dodał z pogardą. - Ale proszę się nie cieszyć, bo zrobiła pani dokładnie to, czego oczekiwałem.

- A więc przyznaje się pan?

- Czemu miałbym sobie zadawać trud, aby zaprzeczyć? Czy nie zrozumiała pani, że suma, o którą prosiłem, była niewystarczająca jak na zapłatę za śmierć człowieka?

- Nie było mowy o zabijaniu. Sądziłam...

- Pani zupełnie nie panuje nad sobą, jeśli chodzi o klejnoty. A teraz nie tylko jubiler, ale jeszcze dwie inne osoby straciły życie. Musiałem zlecić egzekucję braci Wu, moich wiernych sług, bo po odebraniu pani klejnotu nie dostarczyli go mnie. Pokusa okazała się zbyt wielka. Na szczęście moi ludzie ich pilnowali i dopadli w chwili, kiedy ci głupcy chcieli wsiąść na statek, by odpłynąć na kontynent. Niedorzeczny pomysł, który bardzo drogo ich kosztował. Policja rzeczna znalazła ciała w Tamizie.

- Czytałam o tym w gazecie i powinnam była się domyślić, że to pana sprawka, ale to mnie nie interesuje. Proszę oddać mi diament.

- Chce pani przeżyć kolejny napad? Chciałbym zachować ten kamień jeszcze przez jakiś czas i jestem nawet gotów oddać pani pieniądze.

- Czy to oznacza, że chce pan czegoś innego? Ale czego?

- Ach! Nareszcie pani zrozumiała. Rzeczywiście zna mnie pani na tyle, by się domyślić, że nie zależy mi na przetrzymywaniu diamentu, na który ma pani taką ochotę. Te zachodnie świecidełka nic dla mnie nie znaczą.

- Do diabła! - szepnął Adalbert. - Śmiało sobie poczyna!

- Natomiast - kontynuował Chińczyk - celem mojego nędznego żywota jest odnajdywanie skarbów naszych wielkich przodków. Część klejnotów znajduje się u pani. W zamian za tę błyskotkę chcę otrzymać kolekcję jaspisów będących w posiadaniu szanownego małżonka.

Cios musiał być równie okrutny, co nieoczekiwany. Zapadła cisza, a po chwili lady Mary coś wyjąkała; w jej głosie po raz pierwszy zabrzmiał strach.

- Chce pan, abym okradła męża? Ależ to niemożliwe...

- Ukraść diament pod nosem Scotland Yardu było równie niemożliwe.

- Zgadzam się. Ale nigdy to by się nie udało bez mojej pomocy.

- Nikt temu nie zaprzecza. Bardzo dobrze odegrała pani swoją rolę, więc nie mam wcale zamiaru dokonać tego pani rękami. Proszę nam tylko ułatwić zadanie, informując, gdzie znajduje się kolekcja.

- W naszym zamku w Kent. W Exton Manor.

- Dobrze, ale taka wiadomość nie jest wystarczająca. Muszę dostać wskazówki i plany, które pozwolą mi skutecznie przeprowadzić całą akcję odzyskania skarbów skradzionych nam dawno temu. Kiedy odzyskam cesarskie jaspisy, oddam pani ten kamień.

  - Czemu wcześniej mi pan o tym nie powiedział?

- Jestem biegły w sztuce wędkarskiej; aby złapać rybę, trzeba mieć dobrą przynętę, a zanim się zdobycz wyciągnie z wody, trzeba zadać sobie trud i trochę ją pomęczyć. I właśnie tak postąpiłem, bo znam panią, lady Mary, i to od wielu lat, więc wydawało mi się, że być może nie zgodzi się pani na taki układ. Musiała pani dojrzeć jak owoc, który nie daje się zerwać, gdy jest jeszcze zielony, ale gdy dojrzeje, sam wpada do ręki. Ale, ale... zamyśliła się pani. Czyżby mój plan nie był dość dobry?

- Jak mógłby mi się spodobać, skoro namawia mnie pan do okradzenia człowieka, którego...

- ...którego nigdy pani nie kochała. Jedynym, który poruszył pani twarde serce, był chyba ten młody oficer marynarki spotkany na balu u gubernatora Hongkongu. Była pani w nim szaleńczo zakochana, ale pani ojciec nie chciał o nim słyszeć i nie dopuścił, zresztą bardzo słusznie, do waszego związku.

- Skąd pan wie o tym wszystkim? - wyszeptała kobieta.

- Nie ma w tym nic dziwnego, Hongkong to mała wyspa i bez trudu można się dowiedzieć wszystkiego o wysoko postawionych osobach. A pani już wtedy interesowała się hazardem, więc ja zainteresowałem się panią. Później zgodziła się pani wyjść za Saint Albansa ze względu na jego majątek. Dzięki temu mogła się pani oddać swej pasji kupowania kamieni szlachetnych. Teraz jako żona jednego z najbogatszych mężczyzn w Anglii może mieć pani wszystko, czego zapragnie.

- Myli się pan! Nie jestem nawet pewna, czy Desmond mnie kocha. Jest ze mnie dumny, bo jestem piękna. Jeśli zaś chodzi o moją pasję, jak pan to nazwał, nie przeszkadza mu to, ale sam wydaje o wiele więcej na uzupełnienie swoich zbiorów. Sądzę, że na jaspisach zależy mu najbardziej na świecie.

- Tym gorzej dla niego! Czy zgadza się pani mi pomóc? Tym razem Mary odpowiedziała natychmiast zdecydowanym głosem:

- Tak. O ile będę w stanie coś zrobić.

- Kiedy chce się coś osiągnąć, trzeba sobie zadać nieco trudu. Czyż chrześcijanie nie mówią, że wiara czyni cuda? Więc zadam pytanie inaczej:

Czy nadal chce pani mieć ten diament?

Odpowiedź była natychmiastowa i stanowcza:

- Tak. Ponad wszystko, i pan o tym dobrze wie. Ale proszę zostawić mi trochę czasu, abym mogła to przemyśleć i się przygotować. Co będzie panu potrzebne?

- Dokładny plan domu, liczba służących i zakres ich obowiązków, informacja o zwyczajach panujących w posiadłości, opis jej otoczenia i wszystko, co dotyczy ochrony. W tego typu przedsięwzięciach trzeba być bardzo dokładnym. Liczę, że z pani pomocą wszystko się uda.

- Zrobię, co będę mogła. Niestety nie znam kombinacji cyfr, które otwierają drzwi do pomieszczenia z jaspisami.