Выбрать главу

- A więc to nie kasa pancerna?

- Nie. Mój mąż umieścił je w piwnicy, której mury pochodzą z XIII wieku i mają kilka cali* grubości. 

* Cal to 2,54 centymetra.

Opatrzona jest w specjalne drzwi pancerne wykonane przez fachowców. Bez znajomości cyfr nie da się ich otworzyć.

- To zła wiadomość, ale sprawę da się jakoś rozwiązać. Jeśli nie uda się zdobyć szyfru, spróbuję załatwić sprawę inaczej. Nawet najbardziej dyskretny człowiek może stać się gadatliwy, jeżeli użyje się odpowiednich sposobów.

Lady Mary krzyknęła, a w jej głosie pojawiła się trwoga.

- Chciałby pan zmusić go do mówienia?

- Wszystkie środki są dobre, aby osiągnąć cel, ale nie chciałbym tego czynić. Osobie tak inteligentnej jak pani powinno się to udać. Aha, byłbym zapomniał: niech pani sobie nie wyobraża, że złapie mnie w pułapkę, informując policję. Wiem, jak się zabezpieczyć, a wtedy już nigdy nie zobaczy pani Róży Yorku.

- Po tym, co już zrobiłam, nie mam najmniejszej ochoty informowania Scotland Yardu o naszych sprawach... nawet by uratować męża! Jak mam przekazać informacje?

- Nie ma pośpiechu! Za jakiś czas pojawi się u pani kobieta i zaproponuje francuską bieliznę. Niech się pani nie obawia, będzie to Europejka. Proszę jej przekazać zapieczętowaną kopertę. Następnie poinformuję panią, na kiedy planuję akcję, bo oczywiście musi pani być wtedy w domu, żeby nas wpuścić. A teraz proszę już iść i więcej tu nie przychodzić. Nie lubię niepotrzebnego ryzyka.

- Oczywiście. Ale zanim pójdę, czy może mi pan go jeszcze pokazać?

- Diament?

- Tak, wydaje mi się, że jego widok dodałby mi odwagi.

- Dlaczego nie? Zawsze trzymam go w pobliżu.

Stojący w korytarzu Aldo odwrócił głowę. Jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem przyjaciela. Ten sam pomysł przyszedł im do głowy: dlaczego nie skorzystać z okazji? Mogliby wedrzeć się do pomieszczenia i zabrać kamień, obezwładniając wcześniej Chińczyka i lady Mary. Wydawało się to niewiarygodnie łatwe.

Aldo wyciągał już broń i kładł dłoń na miedzianej rękojeści, kiedy Adalbert go powstrzymał i dał znak, że pora się wycofać, gdyż dały się słyszeć czyjeś kroki. Oddalili się więc dyskretnie, starannie zamykając za sobą wielkie drewniane drzwi. Chwilę później podeszli do Bertrama leżącego na dnie łódki, aby nikt nie mógł go dostrzec, gdyby przypadkiem przepływała w pobliżu jakaś inna jednostka. Gdy ich dostrzegł, z jego ust wyrwało się westchnienie ulgi, ale nic nie powiedział. Wsiedli do łodzi i zaczęli energicznie wiosłować, aby oddalić się od „Czerwonej Chryzantemy" na bezpieczną odległość. Milczeli, więc dziennikarza zżerała ciekawość.

- Ale was długo nie było! - wyrzucił w końcu z siebie, pocierając dłonie, by je rozgrzać. - Czy przynajmniej dowiedzieliście się czegoś?

- Mogę tylko powiedzieć, że było warto zaryzykować - stwierdził Morosini. - Podsłuchaliśmy rozmowę Yuan Changa z jakąś nieznaną osobą i to dało nam pewność, że diament jest w rękach Chińczyka. Yuan Chang pokazywał go nawet swojemu gościowi... ,

- ...a my z trudem powstrzymaliśmy się, aby tam nie wpaść i nie zabrać Chińczykowi diamentu - dorzucił Vidal-Pellicorne.

- Boże! Dobrze zrobiliście, bo na pewno nie udałby się wam ten atak i pewnie już pływalibyście w Tamizie. Jeśli wierzyć temu, co się mówi o domach Chińczyków, są tam zapadnie, które pozwalają pozbyć się nieproszonych gości w sposób pewny i prosty.

- Nie przesadzajmy - mruknął Morosini. - To pewnie tylko bajki.

- Jeśli chodzi o Azjatów, to nawet bajki okazują się często prawdą - stwierdził Bertram ze strachem w głosie. - Wiele słyszałem o Yuan Chengu. To dlatego tak się boję i jego, i jego otoczenia. - I zmieniwszy nagle ton, spytał: - To co teraz zrobicie? Opowiecie wszystko komisarzowi Warrenowi?

- Zastanowimy się.

- Lepiej mu powiedzcie, bo inaczej zaraz na mnie napadnie, jeśli tylko zamieszczę na ten temat jakąś wzmiankę w gazecie.

- O niczym nie pisz, mój dobry człowieku! Przynajmniej na razie - zaprotestował Adalbert. - Wydaje mi się, że zawarliśmy układ. O niczym teraz nie piszesz, tylko nam pomagasz. W zamian będziesz miał historię na wyłączność. Czy już zmieniłeś zdanie?

- Ależ nie! Tylko że cierpliwość nie jest moją mocną stroną.

- To duża wada u dziennikarza! Cierpliwość, mój drogi, to sztuka nadziei. Nie napisał tego Szekspir, ale pewien Francuz o nazwisku Vauvenargues. Proszę cię, żebyś to sobie przemyślał.

Dźwięk syreny parowca, który oświetlał rzekę, przerwał tę dyskusję, gdyż mężczyźni musieli zająć się utrzymaniem stabilności łodzi wstrząsanej przez fale powstające za statkiem. Aldo jako prawdziwy Włoch, który chętnie ustawiłby na piedestale każdą piękną kobietę, odczuwał coś w rodzaju smutku z powodu niedawnego odkrycia: lady Mary przyczyniła się do tej strasznej zbrodni i bez wątpienia brała w niej udział. Zdanie, które usłyszał, ciągle powracało: „Po tym wszystkim, co zrobiłam, nie mam ochoty informowania Scotland Yardu o naszych sprawach". Jaką więc rolę odegrała w zabójstwie Harrisona ta czarująca istota, której anielska twarz nie zdradzała istnienia tak czarnej duszy?

Nagle prawda stała się dla niego oczywista. Odegrała rolę lady Buckingham, gdyż ta prawdziwa, z przyczyn zdrowotnych, nie była w stanie udać się do sklepu przy Old Bond Street! Oczywiście był tam samochód oraz kobieta, która ją podtrzymywała. Może pielęgniarka starej damy, ta, która nie pozwoliła Warrenowi wejść do jej pokoju, informując, że jest zbyt wzburzona, aby odpowiedzieć na pytania. Czy można podejrzewać, że została wspólniczką lady Mary? Taka wersja wydarzeń wyjaśniała wiele spraw. Za jakiś czas, kiedy pozbędą się już ciekawskich uszu dziennikarza, planowali zastanowić się nad pewną kwestią: czy nie należało poinformować o tym wszystkim policji. To rozwiązanie wydawało się rozsądne; pozwoliłoby ochronić lorda Desmonda, którego życie było bardzo cenne. W obecnej sytuacji jedynie jego talent mógł uratować Anielkę od szubienicy. Lord nie może się znaleźć w centrum straszliwego skandalu, bo straciłby prawo do obrony młodej klientki. Tak więc lepiej poczekać jeszcze trochę, ponieważ planowany napad miał nastąpić dopiero za jakiś czas.

Jednak tego wieczoru Aldo nie miał możliwości podjęcia jakiejkolwiek decyzji. W momencie kiedy łódź dopłynęła do nabrzeża przy doku Świętej Katarzyny, u szczytu schodów, przy których zamierzali przycumować, pojawiła się dobrze im znana sylwetka.

- Witam panów! Czy przejażdżka była udana? Noc raczej zimna, ale na niebie jest tyle gwiazd, że pewnie chcieliście je poobserwować.

W drwiącym głosie pterodaktyla czaiły się jakieś pogróżki, które jednak nie zepsuły dobrego humoru Vidal-Pellicorne'a.

- Było wspaniale. Gwiazdy są tutaj taką rzadkością, że nie mogliśmy się powstrzymać. Wy, Anglicy, znacie słońce tylko z opowieści przodków. A więc niech będą chociaż gwiazdy!

- Och, wy, Francuzi, zawsze coś kombinujecie! No to gdzie byliście?

- I tu, i tam!

- I dopłynęliście do urokliwych brzegów Limehouse? Rozumiem was, ten ohydny zakątek działa stymuluj ąco na umysł! Ale skończmy te żarty, panowie. Myślę, że musimy przeprowadzić szczerą rozmowę. Proszę za mną.

- Jesteśmy aresztowani? - zainteresował się Morosini. - Nie ma pan do tego żadnych podstaw.

- Rzeczywiście, żadnych! Zapraszam do mojego biura w Scotland Yardzie, gdzie poczęstuję panów grogiem lub kawą. Pewnie z przyjemnością napijecie się czegoś ciepłego.

- Chętnie, ale nie chcielibyśmy panu przeszkadzać.