Выбрать главу

- Dlaczego mielibyśmy o tym mówić? To była zabawka sir Eryka. Sam wlewał do niej wodę, sam ją obsługiwał. Pańskim zdaniem znajdowała się tam trucizna, którą mój pan się otruł? Proszę wymyślić coś innego, jeśli chce pan się z tego wywinąć.

- Ale ja wcale nie chcę się wywinąć. Byłbym bardzo zadowolony, gdyby pan zadzwonił do komisarza Warrena i poprosił go, aby dołączył do naszej wesołej kompanii. Tylko trzeba będzie znaleźć klucz.

- Sądzi pan, że opuszczę broń, żeby zająć się telefonowaniem? Proszę być pewnym, że zadzwonię do komisarza, jak tylko poda mi pan prawdziwy powód swojej obecności.

- Skąd ten upór? Czy jest pan Irlandczykiem lub Szkotem? Dobrze, sam zadzwonię do ptero... do komisarza, który z pewnością zainteresuje się tym małym urządzeniem. A na razie, jeśli pan pozwoli, opuszczę ręce i włożę buty. Niech pan strzela, jeśli chce, ale jest mi zimno w nogi.

Co powiedziawszy, Aldo się pochylił. Sekretarz wydawał się zaskoczony i mruknął pod nosem:

- To jakaś głupia historia. Sądziłem raczej, że nadal poszukuje pan tego słynnego klejnotu...

- W maszynie do lodu?

- Któż, do diabła, powiedział panu o niej?

- Będzie pan zaskoczony: księżna Danvers. Sądzi, że lód produkowany w tym urządzeniu może być szkodliwy. Ale ona nie ma na myśli trucizny; uważa, że proces produkcyjny nie jest właściwy. Ja wyciągnąłem inne wnioski.

- Jakie?

- To proste. Urządzenie nie jest zamykane na jakiś specjalny zamek, tylko na zwykły klucz, który wystarczy odnaleźć. Chyba że otworzy się go jakimś innym narzędziem. Wtedy wystarczy opróżnić zbiornik z wodą i napełnić go wodą z dodatkiem strychniny.

- To śmieszne! Sir Eryk zawsze nosił klucz przy sobie.

- I zabrał go do grobu? Przypuszczam, że przed autopsją zdjęto z nieboszczyka ubranie i oddano je rodzinie, w tym przypadku właśnie panu, bo jego żona znajdowała się już w więzieniu.

- Nie. Nie zajmowałem się tą sprawą. Jego rzeczy zabrał chyba lokaj.

- Możemy go o to zapytać.

Obserwując Suttona, który wydawał się zdezorientowany, Aldo podniósł słuchawkę telefonu i wykręcił numer Scotland Yardu. Jak się obawiał, Warrena nie zastał, ale inspektor Pointer obiecał, że przyjedzie tak szybko, jak to możliwe.

- Za pięć minut - powiedział Morosini - dowiemy się, co policja sądzi o naszej różnicy zdań. A może nie chciałby pan, aby przyjeżdżali?

- Co pan sugeruje?

- Wydaje mi się, że to jasne. Gdyby tak przypadkiem to pan dodał do wody truciznę...

Oczy Suttona zaokrągliły się, a jego twarz poczerwieniała od gwałtownego przypływu złości.

- Ja? Miałbym zabijać człowieka, którego darzyłem wielkim szacunkiem? Mam ochotę walnąć pana w gębę, książę!

Z zaciśniętymi mocno pięściami Sutton rzucił się w stronę Aida, lecz powodowany emocjami źle wyliczył skok. Morosini przesunął się w bok jak torreador, który chce uniknąć ataku byka, i sekretarz uderzył głową w drzwi lodówki. To go uspokoiło. Podnosząc się, rzucił na księcia spojrzenie pełne nienawiści.

- Pańska historyjka dla naiwnych rozpadnie się jak domek z kart i zostanie pan zatrzymany za włamanie. A teraz pokażę panu, czy ten lód jest zatruty!

Pospiesznie i niezgrabnie zaczął przerzucać zawartość szuflady i pudełek na listy, aż w końcu z czegoś, co przypominało piórnik, wyciągnął mały przedmiot.

- Oto on! - wykrzyknął.

- Co pan chce zrobić?

- Zobaczy pan.

Z niskiego stoliczka wziął butelkę whisky i szklankę, napełnił ją do połowy, a potem skierował się do maszyny, którą otworzył odnalezionym kluczem. W lodówce znajdowały się dwie lub trzy butelki piwa i zbiornik do połowy wypełniony wodą. W kryształowej czarce leżało kilka topniejących kostek lodu. Sutton zamierzał wziąć do ręki jedną z nich, ale Morosini odepchnął go, zamknął drzwi i oparł się o nie plecami.

- Proszę się nie wygłupiać, trzeba poczekać na przybycie Pointera! Nie mam ochoty, aby znalazł mnie tutaj w towarzystwie trupa.

W tym momencie dał się słyszeć dźwięk syreny policyjnej. Wystraszony Sutton usiadł i jednym haustem opróżnił szklankę whisky, podczas gdy Aldo wyjął papierosa, zapalił i zaciągnął się.

- Myśli pan, że tam naprawdę jest trucizna? - zapytał sekretarz słabym głosem.

- Nie mogę tego stwierdzić z całą pewnością, ale zgodzi się pan, że warto sprawdzić tę hipotezę. Ta historia z saszetką i środkiem przeciwbólowym wydaje mi się trochę naciągana.

- Zrobi pan wszystko, aby pomóc tej małej ladacznicy...

- Staram się tylko dociec prawdy. Jeśli mam rację, nie będzie już żadnych powodów do przetrzymywania jej w więzieniu.

- Chyba pan w to nie wierzy. Fakty są takie, że sprowadziła tutaj kochanka i oboje uknuli spisek, w którego efekcie sir Eryk zmarł. A klucz można ukraść lub dorobić. Niech pan też nie zapomina o tym, co słyszałem, i o tym, że wspólnik zbiegł. A ją zatrzymano, bo została oskarżona o morderstwo i o podżeganie do morderstwa. Z pewnością nie zostanie uniewinniona.

- I pan się z tego cieszy! - rzekł Aldo, zaczynając się obawiać, że Sutton ma rację.

- Ależ oczywiście! Może pan myśleć, co pan chce! Nigdy nie ukrywałem, że jej nienawidzę. Zabiła lub kazała zabić cudownego, hojnego i dobrego człowieka...

- Biorąc pod uwagę pochodzenie jego majątku, mam pewne wątpliwości.

- Niech pan sobie myśli, co chce! Nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia! O, są już nasi goście.

- Ucieszy się pan, jak mnie zatrzymają.

- Wcale nie. Pan mnie nie interesuje. Powiem im o wątpliwościach księżnej Danvers i o tym, że przyszedł pan tak późno z wizytą, aby podzielić się ze mną swoimi podejrzeniami.

- Jaka wielkoduszność! Nie jestem jednak skłonny za nią podziękować.

Inspektor Pointer, poinformowany o całej sprawie, wyraził ubolewanie, że nie pomyślano o zbadaniu tak interesującego przedmiotu należącego do ofiary i pochwalił obu mężczyzn za inicjatywę w dążeniu do prawdy. Potem razem z towarzyszącym mu sierżantem wzięli się do pracy.

Zbiornik i czarka z lodem zostały wyciągnięte z dużą ostrożnością i włożone do miedniczki, którą owinięto w dwa ręczniki i zabrano do laboratorium Scotland Yardu.

Ulubiony asystent Warrena oświadczył z szerokim uśmiechem, który odsłonił królicze zęby, że jeśli o niego chodzi, to nie wierzy w obecność trucizny w lodzie, gdyż tylko sir Eryk miał do niego dostęp.

- Nie wiem, co na to powie komisarz Warren - podsumował przed wyjściem - ale jestem raczej pewien, że cała ta sprawa go ubawi.

Morosini nie brał pod uwagę zabawnej strony całej sprawy. Ale odzyskał trochę nadziei, kiedy nazajutrz odebrał telefon wzywający go do siedziby policji, a dokładnie do Warrena. Udał się tam czym prędzej.

- To ciekawy pomysł - stwierdził komisarz, ściskając mu dłoń. - Jak pan na to wpadł?

- Nigdy bym o tym nie pomyślał, gdyby nie poddała mi go księżna Danvers. Tylko że ona nie miała na myśli trucizny. Dziwi mnie też, że nikt nie wspomniał o tym w odpowiednim czasie, jakby istniała jakaś zmowa milczenia. Zastanawiam się, czy Pointer nie uznał mnie wczoraj za wariata.

- Czego pan teraz oczekuje? Przeprosin? - warknął Warren. - To pewne, że były zaniedbania. Być może zamierzone ze strony świadków...

- Muszę stanąć w obronie lady Danvers. Nie zrobiła niczego z rozmysłem.

- Nie sądzę, aby jej inteligencja pozwoliła na zrobienie czegoś z rozmysłem, a wracając do zaniedbań, trudno je wybaczyć moim ludziom. Z przykrością to mówię, lecz miał pan rację: w tym urządzeniu było tyle strychniny, że zabiłaby konia. Albo wszystkich domowników, gdyby mieli dostęp do kostek lodu sir Eryka.