Выбрать главу

Gdyby nad Morosinim wziął górę włoski temperament, zacząłby krzyczeć ze szczęścia. Już dawno nie odczuwał takiej radości.

- To wspaniale! - wykrzyknął. - Będzie więc pan mógł uwolnić lady Ferrals? Och, błagam, proszę mi pozwolić zanieść jej tę dobrą nowinę!

- Najpierw muszę poinformować adwokata Korony i sir Desmonda, więc proszę, żeby się pan uspokoił. W tej chwili nie może być mowy o uwolnieniu. Zarzuty, które na niej ciążą, są bardzo poważne.

- Ale przecież ma pan już dowód, że to nie ta nieszczęsna saszetka z lekarstwem go zabiła.

- Bez wątpienia, co nie znaczy, że to nie lady Ferrals jest morderczynią lub wspólniczką. Zresztą pan Sutton podtrzymuje oskarżenie, opierając się na rozmowie, której był świadkiem.

- Sądziłem - stwierdził Aldo z goryczą - że zgodnie z angielskim prawem każdy podejrzany uznawany jest za niewinnego, dopóki nie udowodni mu się winy.

- Bez wątpienia, ale dopóki nie znajdziemy Polaka, lady Ferrals pozostanie w więzieniu. Pozwalam panu ją odwiedzić. Proszę spróbować dowiedzieć się o tym człowieku czegoś więcej. Jestem przekonany - dorzucił Warren łagodniejszym tonem - że to on jest mordercą, ale dopóki go nie złapiemy...

- Niech pan posłucha, komisarzu, to niesprawiedliwe i nieludzkie! Dowiedziałem się, że lady Ferrals jest chora, że coraz gorzej znosi więzienie... nie ma przecież nawet dwudziestu lat! Czy nie może wyjść na wolność za kaucją?

- To nie leży w mojej gestii. Niech pan porozmawia z jej adwokatem... no i niech ją pan odwiedzi.

Ale kiedy Aldo pojawił się w Brkton, nie udało mu się zobaczyć z Anielką.

Rozchorowała się i została przeniesiona do szpitala więziennego.

Aldo odszedł więc sprzed bramy więzienia z rozpaczą w duszy.

Rozdział siódmy

Liza

Kolejne trzy dni Aldo Morosini przeżył w niewesołym nastroju graniczącym z depresją. Zrobiwszy wszystko, co było w jego mocy, aby pomóc Anielce, powinien, zgodnie z radą Szymona Aronowa, zaufać talentom Scotland Yardu, sędziom, a nawet samemu Panu Bogu. Ale nie było to możliwe. Obawiał się o los młodej kobiety, a jego strach był dowodem na to, że ciągle jeszcze miała nad nim wielką władzę. Nie wierzył już w miłość, którą, jak twierdziła, żywiła do niego, bo ponownie została kochanką Wosińskiego. Ale jego szlachetna dusza pragnęła z całych sił, aby Anielka odzyskała wolność. Wielki ciężar spadłby mu z serca i mógłby spokojnie, wraz z Vidal-Pellicorne'em oddać się poszukiwaniom Róży Yorku. Jednak w obecnej sytuacji było to niemożliwe: Anielka zawładnęła jego umysłem i stawał się coraz bardziej nieszczęśliwy.

Dwa spotkania z Desmondem nie popchnęły sprawy do przodu i dały Morosiniemu jedynie gorzką satysfakcję z możliwości rozmowy o Anielce, chociaż adwokat zdawał się bardziej zatroskany stanem psychicznym swej klientki niż stanem jej zdrowia. Według niego znacznie lepiej by się czuła, gdyby więcej jadła.

- Odmawia jedzenia? - zaniepokoił się Morosini.

- Niezupełnie, ale je bardzo mało. Wydaje się jej, że jak będzie osłabiona, to wszyscy dadzą jej spokój. Dopóki jest w szpitalu, nikt nie może jej odwiedzać oprócz mnie. Mogę panu powiedzieć, że gdy tylko wspomnę imię Władysława, zamyka się w sobie jak ostryga.

- Czy kocha go do tego stopnia?

- Sądzę raczej, że się go obawia. .Strażniczka znalazła w jej łóżku bilecik napisany po polsku, w którym grożono jej śmiercią, jeśli zacznie mówić.

- A jej ojciec? Czy coś robi? Czy coś mówi?

- Jest wściekły. To głównie z jego powodu, jak sądzę, zdecydowała się uciec w chorobę, aby nie mógł jej odwiedzać. Jak tylko ją widział, brał ją na spytki. Jest przekonany, że córka wie, gdzie ukrywa się Wosiński. Zadręczał ją pytaniami.

- A pan? Co pan o tym myśli?

- Że Solmański się nie myli. Ona coś ukrywa.

Tego samego zdania był Adalbert, z tą jednak różnicą, że według niego nie należało Anielki ponaglać. Powinno się zaufać Scotland Yardowi i Warrenowi, którzy z pewnością, wcześniej czy później, złapią Polaka,

- Gdyby dopadli całą grupę terrorystów, byłoby jeszcze lepiej, twoja przyjaciółeczka mogłaby odetchnąć z ulgą. Ale odradzam działania na własną rękę.

Od czasu sprawy z lodówką archeolog traktował przyjaciela z respektem. Morosiniemu przypadło to bardzo do gustu, więc spoglądając na Adalberta przenikliwie, szepnął:

- Miałbyś sumienie mnie zostawić? Zawsze uważałem, że tworzymy zespół.

- W sprawie dotyczącej diamentu - tak, ale przecież nie znajduję się w gronie rycerzy służących czarującej Anielce.

- Przyznaję, że w ostatnich dniach trochę cię zaniedbałem, ale, chociaż nie wiem dlaczego, wydaje mi się, że te dwie sprawy jakoś się łączą. A ty na jakim jesteś etapie?

- Działam, działam! Sądzę, że Szymon Aronow ma rację, twierdząc, iż Róża Yorku nigdy nie opuściła Anglii. Książę de Saint Albans odziedziczył ją po matce, ale nie przekazał swojemu następcy. W jakiś cudowny sposób, dzięki mojemu przyjacielowi, archeologowi Barclayowi, odnalazłem jej ślad w XIX wieku. Książę Regent ofiarował ją swej ulubionej kochance, pani Fitzherbert. A potem znowu nic nie wiadomo. Lecz to odkrycie dodało mi energii i mam nadzieję, że uda mi się jeszcze czegoś dowiedzieć. To ciekawe, że ten królewski klejnot trafiał zwykle w ręce faworyt. A tak już zupełnie z innej beczki: czy nie chciałbyś się przeprowadzić? Mam dość tego hotelowego życia. A poza tym, biorąc pod uwagę naszą działalność mniej lub bardziej... legalną, czulibyśmy się swobodniej.

Propozycja przeprowadzki nie zachwyciła Morosiniego. Oprócz tego, że zawsze lubił wspaniałą atmosferę hoteli Ritz, nie znajdował żadnego ważnego powodu, aby się przenieść do jakiegoś nieznanego domu, który z pewnością nie byłby w jego guście, z koniecznością szukania służby i innymi niedogodnościami, które niewątpliwie by się pojawiły.

- To miałoby jakiś sens, gdybyśmy zamierzali zostać w Anglii przez kilka miesięcy, ale jeśli o mnie chodzi, wkrótce wracam do Wenecji. Mam tam przecież antykwariat, którego muszę doglądać. Co do fałszywego diamentu, Warren zajmuje się tym osobiście. Powiedzieliśmy mu wszystko, co wiemy, teraz musi chronić lorda Desmonda i unieszkodliwić piękną Mary i Yuan Changa. Natomiast my szukamy prawdziwego diamentu, fałszywy nas nie interesuje.

- Chcesz wyjechać przed rozpoczęciem procesu? Przecież możesz zostać powołany na świadka.

- Nie wyjadę przed procesem. Jak sądzisz, kiedy może się rozpocząć?

- Poinformowano mnie, że prawdopodobnie nie wcześniej niż w styczniu. I tak możemy mówić o szczęściu. Gdyby chodziło o żonę para angielskiego, zabrałoby to o wiele więcej czasu, gdyż musiałby się zebrać parlament. W przypadku zwykłego baroneta, nawet bardzo znanego, odbywa się to znacznie szybciej. Co do poszukiwań Róży Yorku obawiam się, że to jeszcze trochę potrwa, bo petarda przygotowana przez Aronowa wystrzeliła nam w twarz. Więc ja jednak szukam mieszkania i sprowadzam wiernego Teobalda, którego dodatkowo może wspomóc brat bliźniak. W przypadku problemów w dwójkę stanowią siłę nie do pogardzenia.

Aldo zastanawiał się nad tym pomysłem przez kilka chwil. Nie był on taki zły, gdyż znacznie zredukowałby wydatki, a dałby większą swobodę działania.

- Zgoda! - oświadczył w końcu. - Ale zostanę w hotelu jeszcze przez kilka dni, bo czekam na Hieronima Buteau, który ma przywieźć kamień, o którym wspomniałem lady Ribblesdale. Nie ukrywam też, że bardzo intryguje mnie Kledermann. Bankier rangi międzynarodowej prowadzący wielkie sprawy jest nadal w Londynie, chociaż zdaje się nie mieć tutaj nic do roboty. Jaki może być tego powód?