Выбрать главу

Taka sytuacja była niezwykle dla Morosiniego kłopotliwa; musiał zamknąć antykwariat, gdyż wybierał się na dwie ważne aukcje w Mediolanie i Florencji. Oczywiście niczego nie dał po sobie poznać podczas wizyty u Hieronima, który i tak wydawał się wystarczająco zmartwiony. Odejście Miny było dla niego ciosem, a wiedząc z doświadczenia, jakiego ogromu pracy wymaga prowadzenie jednego z najsłynniejszych w Europie antykwariatów, odczuwał niepokój.

- Jak sobie z tym wszystkim poradzisz, Aldo? Będą dwa posiedzenia sądowe, w których miałem wziąć udział, i jakby tego nie dosyć, z Kartaginy przyjeżdża pan Montaldo w sprawie orientalnej ozdoby, którą kupiliśmy trzy miesiące temu...

- Nic się nie martw! Poproszę o pomoc kuzynkę Adrianę. Przecież już pomagała mi w antykwariacie, więc zajmie się panem Montaldo. Na pewno go oczaruje i być może uda się jej sprzedać mu dodatkowo inne przedmioty.

Jego optymizm nie trwał jednak zbyt długo, a mianowicie tylko do czasu, kiedy usiedli z kuzynką przy stole. Adriana przerwała kuzynowi zaraz po jego pierwszych słowach.

- Przykro mi, Aldo, ale pojutrze wyjeżdżam do Rzymu.

- Do Rzymu? Nie mów, że chcesz się przyłączyć do grupy popleczników Mussoliniego?

W ostatnich dniach października roku 1922 w Italii miały miejsce olbrzymie zmiany przeprowadzone z powodu narastającej anarchii, w którą popadał kraj od czasu wojny, a z którą król Wiktor Emanuel III nie zdołał się uporać. Byli kombatanci dotknięci nędzą i bezrobociem, drobne mieszczaństwo podupadłe z powodu spadku wartości pieniądza, coraz większe wrzenie wśród robotników - wszystko to sprawiało, że widmo bolszewizmu stawało się coraz bardziej realne. Pojawił się wówczas pewien człowiek: Benito Mussolini - nauczyciel, syn wieśniaków z regionu Emilia-Romania, dziennikarz, były kombatant. Dał się porwać wizji, że kraj zmilitaryzowany będzie najlepszą formą społeczeństwa demokratycznego. I tak 23 marca 1919 roku stworzył w Mediolanie pierwsze bojówki złożone z byłych żołnierzy, hołdujące nacjonalizmowi i republikańskiemu socjalizmowi. Faszyści ubierali się w czarne koszule i czarne furażerki, a ich ulubioną formą aktywności była przemoc. Jednak obywatele, od dawna spragnieni porządku i ożywieni pragnieniem, by osłabione Włochy podniosły się i odzyskały blask i siłę starożytnego Rzymu, akceptowali takie metody bez zastrzeżeń.

Na kongresie w Neapolu ten, który kazał nazywać siebie Duce, poczuł się wystarczająco silny, aby wezwać do rozwiązania Izby i oddania mu władzy. Następnie zorganizował marsz na Rzym (27-29 października 1922). Być może król mógłby powstrzymać tych szalonych populistów, ale trzeba by było postawić na nogi armię i ogłosić stan wojenny. Wiktor Emanuel nie zgodził się na to. 30 października poprosił Mussoliniego o uformowanie nowego rządu i w ten sposób Duce zamienił czarną koszulę na kamizelkę, prążkowane spodnie i cylinder.

Intelektualiści lewicowi i prawicowi, wolnomyśliciele, Kościół i wyższe klasy społeczne przyjmowali z niepokojem fakt, że władza znalazła się w rękach ludzi, którzy mieli zamiar wprowadzić dyktaturę równie bezlitosną, jak w kraju sowietów. Chociaż było też wielu takich, którzy z pobudek patriotycznych i żalu za minioną świetnością postanowili Mussoliniemu zaufać. Jego milicja udawała się w orszaku do Kwirynału, aby złożyć hołd królowi, następnie składała wieńce przy Grobie Nieznanego Żołnierza, wraz z nowym rządem uczestniczyła w mszy w kościele Świętej Marii od Aniołów, której przewodniczyli król i królowa. Tak, to wszystko wydawało się piękne, szlachetne, pompatyczne, nawet górnolotne, a książę Morosini nie lubił zadęcia. Podobnie jak nie lubił brutalnej, aroganckiej i pospolitej facjaty nowego szefa rządu. Zewsząd dochodziły głosy mówiące o krwawo tłumionych zamieszkach, o aresztowaniach i złym traktowaniu studentów, o nalotach przeświadczonej o swej bezkarności milicji, która sporządzała listy i kartoteki, aby lepiej nadzorować tych, którzy mieli ochotę żyć inaczej.

Poza tym Aldo przypomniał sobie, co mówił pełnym powagi głosem Szymon Aronow, kiedy spotkali się po raz pierwszy w podziemiach żydowskiej dzielnicy w Warszawie: „Już niedługo czarny zakon zaleje Europę, antyrycerstwo, całkowite zaprzeczenie najszlachetniejszych wartości ludzkich. Będzie on, a właściwie już jest, zaprzysięgłym wrogiem mego ludu, który powinien mieć się na baczności, chyba że Izrael odrodzi się na czas, by tego uniknąć...". Jakże nie wierzyć w dziwne przeczucie strażnika pektorału? Tak więc Aldo nienawidził tego Mussoliniego, bo instynkt podpowiadał mu, że należy się go obawiać.

Sarkazm zawarty w ostatnim zdaniu Morosiniego sprawił, że księżna Orseolo szeroko otworzyła oczy.

- Nie mów mi, Aldo, że teraz, kiedy Mussolini dźwiga kraj z upadku, jesteś do niego wrogo nastawiony. Trzeba docenić cel, do którego dąży. Ten człowiek chce przywrócić Italii jej wielkość. To patriota, tak jak ty. Walczył na wojnie jak ty.

- Ja walczyłem z nudą w austriackim więzieniu. Zgadzam się, że Italia była w rozsypce, że wszystko się rozpadało na skutek korupcji i komunistycznych apetytów, i czas był najwyższy, by znalazł się człowiek, który spróbuje uporządkować ten bałagan. Ale wydaje mi się, że nie dokonaliśmy najlepszego wyboru. Jego metody nie wzbudzają mojego zaufania.

- Wierz mi, przekonasz się do niego! Mam przyjaciół, którzy mówią, że to geniusz. Ale nie jadę do Rzymu, aby go zobaczyć. Jadę tam z powodu Spiridiona.

- Twojego lokaja?

- Powiedziałabym raczej - majordomusa. Nie wiem, czy ci mówiłam, że ma przepiękny głos, ale trzeba nad nim popracować, aby doprowadzić go do perfekcji. Ma przed sobą wspaniałą przyszłość i chciałabym mu w tym dopomóc. Sam maestro Scarpini zgodził się go przesłuchać, więc muszę go zawieźć do Rzymu. Jeśli spodoba się Scarpiniemu, będzie miał szansę śpiewać na największych scenach, a ja będę miała satysfakcję, że odkryłam nową gwiazdę.

Przesadny entuzjazm kuzynki nie spodobał się Morosiniemu, który nie mógł odmówić sobie ostudzenia nieco jej zapału.

- A kto zapłaci za lekcje? Przecież ten twój Scarpini nie będzie chyba uczył go za darmo?

- Oczywiście, że nie. Ja będę płaciła za te lekcje.

- A masz na to środki?

- O to się nie martw. Dzięki tobie i... pewnym lokatom, nie mam już kłopotów finansowych. Mogę więc pomóc Spiridionowi, a on spłaci mnie potem co do grosza.

- Pod warunkiem, że wszystko się uda! Wielkie głosy to rzadkość, nawet u nas. Możesz wpaść w finansowe tarapaty, dlatego radzę ci, żebyś się jeszcze zastanowiła nad moją propozycją objęcia posady asystentki. Zaplanowana podróż nie stanowi przeszkody nie do pokonania: zawieziesz tego Greka do Rzymu. Jeśli się nim zainteresują, zostawisz go tam, a jeśli nie, przywieziesz z powrotem i zaczekasz na inną okazję. Zapłacę ci za pomoc.

Adriana poprawiła woalkę otaczającą malutki kapelusik, wygładziła rękawiczki, skrzyżowała piękne nogi i uśmiechnęła się z lekkim zażenowaniem.

- Nie mam co do tego wątpliwości i bardzo chciałabym ci pomóc, ale na razie nie jest to możliwe. Nie mogę zostawić Spiridiona samego w Rzymie. Nie zna tam nikogo, więc mógłby się czuć zagubiony.

- Przecież nie jest małym chłopcem i wygląda na całkiem rozgarniętego! - stwierdził Morosini, przywołując w pamięci arogancką minę i muskularną sylwetkę Greka. - Czy aby zbyt się dla niego nie poświęcasz?