Выбрать главу

- Nie sądzę. Chociaż go nie znasz, zawsze miałeś o nim złe zdanie. Faktem jest, że gdy tylko spuszczę go z oka, robi głupstwa jak dziecko. A ponieważ jestem pewna oceny Scarpiniego, myślę, że zabawimy w Rzymie miesiąc lub dwa.

Morosiniego ogarnęła nagła wściekłość.

- Nie mów mi, że z nim zamieszkasz! Chyba że całkiem straciłaś dla niego głowę. Jesteś moją kuzynką. Płynie w nas ta sama krew ze strony ojców, a ty chcesz związać się ze służącym? Chyba sobie nie wyobrażasz, że zgodzę się na to. Mylił się, jeśli sądził, że ją zrani. Zaśmiała się tylko.

- Nie bądź głupi, Aldo! Nie będę z nim mieszkała, chociaż nie widziałabym w tym nic szokującego. Od kilku lat przebywa przecież pod moim dachem i nikomu to nie przeszkadza. To byłby absurd, gdybyśmy musieli kwaterować służących dwa lub trzy kilometry od naszych domów. Ale zdaję sobie sprawę, że skoro nie będziemy w domu, trzeba zachować pozory. Jeśli nie zamieszka u Scarpiniego, znajdę mu jakiś pensjonat, a ja liczę na gościnę u kuzynek Torlonia, które są miłośniczkami muzyki, a w szczególności bel canta i...

Kontynuowała trochę jak ktoś, kto recytuje wyuczoną lekcję, której Aldo właściwie nie słuchał. Zdawał sobie sprawę, co oznaczało to całe jej rozradowanie: rozsądna hrabina Orseolo cieszyła się na myśl szczęśliwych dni, które będzie wiodła w Rzymie u boku tego młodzieńca, zbyt pięknego i zbyt młodego. Morosini mógłby przysiąc, że przepełniało ją uczucie zupełnie inne niż miłość do muzyki...

Nadal rozgniewany, przerwał rozmowę, wymawiając się spotkaniem u notariusza. Wstał i odprowadził kuzynkę do czekającej na nią gondoli, po czym życzył udanej podróży.

- Prześlij jakąś wiadomość od czasu do czasu - poprosił.

Wrócił do siebie bardziej niezadowolony, niż chciał się do tego przyznać. Na Boga, której kobiecie mógł zawierzyć, jeśli wzór do naśladowania pośród weneckich wdów, Adriana o surowej urodzie zamyślonej madonny, zbliżająca się do pięćdziesiątki, uganiała się za lokajem jak jakaś pierwsza lepsza.

Ponieważ bardzo lubił kuzynkę, szybko zaczął sobie wyrzucać śmiały osąd i natknąwszy się w holu na pytający wzrok wiernego Zachariasza, wzruszył ramionami, wykrzywił twarz w uśmiechu i westchnął:

- No tak! Będę musiał poradzić sobie inaczej i poszukać kogoś do pomocy dla pana Buteau, kiedy już będzie mógł wrócić do pracy. Nasza hrabina wyjeżdża do Rzymu, gdzie zostanie ponad miesiąc.

Nie zdążył dorzucić już nic więcej,.gdyż w rozległym pomieszczeniu dał się słyszeć wściekły głos:

- Najświętsza Panienko! Nie uwierzyłabym, że dożyję takiego skandalu! Pani Adriana chyba postradała zmysły! Trudno uwierzyć, że taka wielka dama może tak niecnie się prowadzić!

Niczym przystrojona flagami fregata wpływająca do portu, Cecina w kolorowej, szerokiej spódnicy podtrzymywanej przez biały, wykrochmalony fartuch, który opinał jej potężną sylwetkę, i w czepku, którego wstążki trzepotały na wietrze, wkroczyła prosto z ogródka do kuchni. Jej mąż Zachariasz usiłował ją zatrzymać, ale odepchnęła go mocną ręką i stanęła przed Aldem, wybuchając:

- I ty, jej kuzyn, pozwalasz na to?

Nie warto było pytać, co oznacza „to". Cecina uznawana za najlepszą kucharkę w Wenecji miała wielu informatorów, którzy donosili jej o wszystkim, co dzieje się w mieście.

- Uspokój się, moja droga Cecino - powiedział Aldo, zmuszając się do swobodnego tonu. - No i nie słuchaj tych wszystkich plotkarek. Wymyślają niestworzone rzeczy, a prawda jest całkiem inna: pani Adriana wyjeżdża na kilka dni do Rzymu, aby zawieźć swojego służącego na przesłuchanie do słynnego mistrza śpiewu...

- Swojego służącego? - zapytała neapolitanka z sarkazmem w głosie. - Chyba chciałeś powiedzieć: kochanka!

- Cecino! - zbeształ kucharkę Morosini. - Wiem, że jesteś gadatliwa, ale nie wiedziałem, że lubisz obgadywać innych. Gdzie złowiłaś taką wiadomość?

- Nie musiałam jej nigdzie łowić. Cała Wenecja o tym huczy. Jeśli ci mówię, że ona zadaje się z tym Spiridionem, to tylko dlatego, że biedna stara Ginewra przyszła dzisiaj rano, aby wypłakać mi się w fartuch. Wiedząc, że pani Adriana je dzisiaj z tobą obiad, miała nadzieję, że przynajmniej ty zdołasz przemówić jej do rozsądku! A ty życzyłeś jej dobrej podróży i nie zrobiłeś nic, aby ją powstrzymać!

- A niby jak miałem ją powstrzymać? Przecież jest wolna i do tego pełnoletnia.

- Pełnoletnia? No tak... i to od dawna! Jestem pewna, że twoja matka, nasza biedna księżna Izabela, wiedziałaby, co jej powiedzieć, i brzmiałoby to tak:

pięćdziesięcioletnia kobieta i trzydziestoletni młokos. To się nie godzi...

- Nie powinnaś wierzyć w opowieści starych dewotek - stwierdził Morosini. - Ginewra, nie pierwszej młodości, jest zazdrosna o wpływy tego chłopaka, ale to wcale nie oznacza, że jest on kochankiem pani Adriany.

- Ale ona ich widziała! - wykrzyknęła Cecina dramatycznym tonem. - Widziała tę, którą nazywa swoją małą madonną, w ramionach tego, jak go nazywa, Amalekity. To było tej nocy, kiedy reumatyzm nie dał jej zasnąć. Zeszła do kuchni, żeby zagrzać sobie mleka. Było bardzo późno i Ginewra myślała, że wszyscy już śpią. Przechodząc obok niedomkniętych drzwi sypialni donny Adriany, zobaczyła, że pali się tam światło, i usłyszała jakiś dziwny hałas. Westchnienia, jęki. Trochę zaniepokojona, bo przecież księżna mogła poczuć się źle, popchnęła drzwi...

- ...i zajrzała do środka? - spytał Aldo drwiącym tonem. - Pewnie z czystej ciekawości, bo nie wierzę, że się niepokoiła. Jeśli hałas, który usłyszała, był tym, czego się domyślam, nie miał nic wspólnego z bólem, i ty o tym dobrze wiesz.

- No pewnie, że wiem. Ona też od razu się domyśliła, co oni tam wyprawiają. To ją tak wyprowadziło z równowagi, że szybko stamtąd uciekła.

- Pomimo reumatyzmu? To chyba można mówić o cudownym uzdrowieniu! - stwierdził ironicznie Morosini, z trudem hamując złość, bo ani przez chwilę nie wątpił w prawdziwość słów Ginewry, należącej do grupy wiernych sług starej daty, oddanych ciałem i duszą tym, którym służą.

- Nie ma się z czego śmiać! - zaprotestowała Cecina. - Biedaczka nie ośmieliła się wrócić do swego pokoju. Została w kuchni aż do pierwszej mszy w Santa Maria Formosa, gdzie poszła się wypłakać. A teraz zostawiają ją samą w tym wielkim domu, gdzie z pewnością będzie umierała ze strachu i myślała o tym, że jej droga pani szlaja się w Rzymie.

- A nie ma tam kogoś innego do pilnowania? Ta biedaczka nie nadaje się już przecież do wykonywania prac domowych.

- Codziennie rano przychodziła kobieta do sprzątania, ale teraz pani Adriana z niej zrezygnowała. Wszędzie założono pokrowce i zamknięto salon. Ginewra i tak będzie musiała sprzątać kuchnię i swój pokój...

Aldo nie mógł już dłużej tego słuchać. Odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego gabinetu. Podniósł słuchawkę telefonu i kazał połączyć się z kuzynką, mając nadzieję, że nie trafi na Amalekitę. Na szczęście odebrała Adriana. Była lekko zdyszana, gdyż z pewnością biegła po schodach.

- Powiedz, Adriano, kiedy wyjeżdżasz?

- Przecież ci mówiłam. Pojutrze.

- I zostawiasz dom pod opieką tej nieszczęsnej Ginewry, która ledwo trzyma się na nogach? Nie poradzi sobie z takim zadaniem. Przecież masz w domu jeszcze mnóstwo cennych przedmiotów.

Nastała cisza, a po chwili usłyszał lekko wzburzony głos:

- Nie mam pieniędzy na zatrudnienie dodatkowego personelu. Muszę się zadowolić zamknięciem tego wszystkiego i liczyć, że Bóg będzie nad nami czuwał.