Выбрать главу

- I nikt nic nie widział?

- Jak pan wie, naprzeciw pałacu znajduje się mur ogrodu. W każdym razie jedno jest pewne: nie wyłamano żadnych zamków z wyjątkiem tych w meblach. Można by powiedzieć, że złodzieje mieli klucze.

Zian w niczym nie przesadzał. W domu Adriany panowała taka atmosfera, jakby właśnie nastąpił koniec świata. Komisarz Salvati usiłował uspokoić zgromadzone osoby. Nadejście Morosiniego przyjął z widoczną ulgą, tym bardziej że jego pojawienie się ściągnęło uwagę płaczących kobiet. Ginewra, wylewająca fontanny łez, padła na kolana i chwyciła dłoń księcia, błagając, aby ukrócił występki Amalekity. Inne kumoszki poparły ją zgodnym chórem.

- Cieszę się, że pana widzę, książę! - wyrzucił z siebie Salvati. - Może panu uda się coś wydobyć z tych wariatek. I może mi pan powie, kim jest ten Amalekita.

- Zaraz wszystko wytłumaczę, ale radzę wysłać Ginewrę i jej znajome do kuchni, by napiły się kawy, a przy okazji, żeby i nam podesłały odrobinę.

Jak postanowiono, tak zrobiono. Pozbywszy się kobiet, mężczyźni przeszli przez wszystkie pomieszczenia pałacu, przed którym stali teraz dwaj karabinierzy. W kilku słowach Aldo streścił sytuację, wyjaśnił, że tajemniczym Amalekita jest utalentowany lokaj, a tłumacząc nieobecność kuzynki, podkreślał pobudki altruistyczne, którymi się kierowała. Zamiłowanie hrabiny Orseolo do muzyki było znane w całej Wenecji i pozwalało spuścić zasłonę milczenia na prawdziwy charakter jej stosunków z czarującym lokajem.

Aldo wytłumaczył również, że zobowiązał Ziana do czuwania nad spokojnym snem starej służącej i bezpieczeństwem domu, nie biorąc ani przez chwilę pod uwagę, że kradzież mogłaby mieć miejsce w biały dzień.

- Kto mógł to przewidzieć? Ginewra wychodziła kilka razy dziennie, głównie do kościoła...

- O stałych godzinach?

- Raczej tak. Rytm jej dnia określały kolejne obrządki: msza poranna, msza południowa, nieszpory i pewnie coś jeszcze. Nie jestem zbyt mocny w liturgii - dodał Aldo z przepraszającym uśmiechem.

- Ja też nie - powiedział komisarz - ale takie regularne wyjścia mogą zostać łatwo zaobserwowane. Przypuszczam, że zabierała ze sobą klucze?

- Tak, Zian zawsze czekał na jej powrót z mszy, a potem zajmował się swoimi obowiązkami. Ponieważ nie zatrudniam go na pełny etat, służy również klientom hotelu Danieli. Ma własną gondolę.

- Mieszka u pana?

- Tak, od wielu lat. Nie jest żonaty. Polegam na nim jak na samym sobie. W przeciwnym razie nigdy nie zaproponowałbym jego usług pani Adrianie.

- Jestem tego pewien. Co mnie jednak dziwi, to fakt, że złodzieje weszli bez żadnych problemów. Nie przeskakiwali muru, bo to byłoby w ciągu dnia zbyt widoczne, nie zniszczyli też zamków. Można by przypuszczać, że mieli klucze.

- I nikt nic nie widział?

- Około szesnastej sąsiadka wieszająca pranie dostrzegła mały wózek węglarzy stojący przed pałacem. Kiedy wchodziła do domu, widziała dwóch mężczyzn wychodzących ze środka. Na plecach mieli worki po węglu i drewnie, które musieli przed chwilą wypróżnić.

- Lub raczej napełnić! Domyślam się, że kiedy wchodzili, w jednym worku było drewno, a w drugim inne puste worki. Trzeba sprawdzić w kuchni. Następnie wzięli się do dzieła. Przecież gdyby wychodzili z pustymi workami z juty, to nie nieśliby ich na plecach, tylko by je złożyli. Ci dwaj to właśnie złodzieje.

- Sprawdzimy to, ale zdziwiłbym się, gdybyśmy coś znaleźli. Znam handlarzy węglem, to zacni ludzie...

- Najzacniejszy przedsiębiorca może zatrudnić podejrzane typy. Tym bardziej, że mogli przybyć z Mestre. Poza tym, jeśli mogę coś poradzić, panie komisarzu, proszę spróbować dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego, którego Ginewra nazywa Amalekitą: to Spiridion Melas z Korfu, uciekinier z tureckiego więzienia. Podobno był umierający z głodu, gdy został znaleziony na plaży w Lido. To wszystko, co o nim wiem.

- Sądzi pan, że hrabina Orseolo, powodowana dobrocią serca i miłością do muzyki, przyjęła pod swój dach nędznika najgorszego gatunku?

- Jestem o tym przekonany! - odparł żywo Aldo. - Cieszę się, że zostałem tak dobrze zrozumiany.

Sałvati napuszył się z dumy, że docenił go ktoś taki jak książę Morosini.

- Dziękuję. Może być pan pewien, książę, że poprowadzę śledztwo aż do skutku. Może pójdziemy jeszcze na pierwsze piętro?

- Z przyjemnością. Wątpię, że moja kuzynka była tak szalona, by zostawiać tam jakieś klejnoty, pewnie schowała je do skarbca w banku, ale na górze było wiele pięknych i cennych rzeczy.

Pokój Adriany, bardzo kobiecy i można by nawet rzec dziewiczy, z draperiami w kolorach białym i niebieskim, również stał się celem włamywaczy. Toaletka była pusta: brakowało srebrnych szczotek, emaliowanych świeczników, starych, koronkowych serwetek i tysiąca różnych cennych drobiazgów, które zdobiły pokój. Małe, wykładane kością słoniową szufladki leżały na dywanie, a na ścianach ziały pustką miejsca po obrazach przedstawiających głowy aniołów pędzla Tycjana, które do tej pory wisiały po obu stronach łoża.

Jednak coś innego zaintrygowało Morosiniego: najpiękniejszym meblem w pomieszczeniu była sekretera z XVI wieku w stylu florenckim, wykonana z hebanu, kości słoniowej, macicy perłowej i wykończona złotem. Aldo znal ją dobrze; pochodziła z pałacu Morosinich. Adriana, która otrzymała ją od księcia Enrica, ojca Aida, w prezencie ślubnym, zabrała ją do swojej siedziby. Nie zamykała się na klucz, lecz za pomocą pewnego sekretu, o którym książę antykwariusz wiedział. Otóż ten wspaniały mebel pozostał nienaruszony. Nie było na nim żadnego śladu wskazującego na to, że usiłowano go otworzyć. Jakby złodzieje otrzymali polecenie: nie należy go dotykać ani robić nic, co obniżyłoby jego wartość!

Korzystając z faktu, że Salvati sprawdzał dokładnie toaletkę stojącą między oknami, a następnie zajął się komodą, Aldo włożył rękawiczki i pochyliwszy się nad sekreterą, nacisnął na listek z kości słoniowej. Natychmiast otworzyły się dwa skrzydła małych drzwiczek, ukazując dużą liczbę szufladek i złoconą framugę stanowiącą oprawę dla posążku Minerwy z kości słoniowej, w złotym kasku, którą Adriana uważała za swój herb. Wspomnienie o tym wywołało na twarzy jej kuzyna ironiczny uśmiech. Ta wariatka w sidłach demona z Południa chyba niezbyt często spoglądała na statuetkę i pewnie zamykała drzwiczki sekretery, kiedy przyjmowała kochanka, zdradzając ich sekretny mechanizm... Co za głupota! Sam dobrze wiedział, że człowiek zakochany często popełnia głupstwa, ale przecież nie do tego stopnia!

Zapominając o dyskrecji, otwierał szufladki jedną po drugiej. Były w nich różne drobiazgi: różaniec od pierwszej komunii świętej, medaliki, pieczęcie z herbem, stare listy związane wyblakłymi wstążkami. Na niektórych kartkach rozpoznał swoje pismo. Było też kilka dokumentów rodzinnych. Całość nie wydawała się raczej interesująca. Chciał więc już zamknąć sekreterę, kiedy jego bystry wzrok dostrzegł, pod samym cokołem statuetki, wystający rąbek pożółkłego papieru.

Rzut oka w stronę komisarza upewnił go, że nie ma już zbyt wiele czasu. Właśnie podszedł do policjanta inny funkcjonariusz wyposażony w sprzęt do zdejmowania odcisków palców. Pchany nieodpartą ciekawością Aldo wyjął Minerwę i pchnął deszczułkę, na której stała, a która nie była dokładnie domknięta. Włożył rękę w powstały otwór i wyciągnął paczuszkę listów, które szybko schował do kieszeni płaszcza. Następnie doprowadził wszystko do porządku, ale nie zamknął mebla: Salvati szedł już w tę stronę i z pewnością chciał zobaczyć, co jest w środku.