Выбрать главу

- Co za wspaniała rzecz! - westchnął. - Jak się panu udało go otworzyć?

- To przecież mój zawód - zaśmiał się Morosini. - Jako antykwariusz oglądałem wiele mebli tego typu, które dawniej przyniosły w Europie sławę naszym stolarzom. Zresztą ten pochodzi z kolekcji należącej do mojej rodziny - był to prezent ślubny ofiarowany kuzynce przez moich rodziców.

Poczekał, aż Salvati zbada zawartość szufladek; okazał też wielką uprzejmość, pokazując komisarzowi skrytkę, do której dostępu broniła Minerwa. Nie znaleziono nic istotnego, a policjant nawet nie dotknął listów związanych niebieskimi, satynowymi wstążkami.

Po powrocie Morosini obiecał domownikom, że przy kolacji opowie wszystko, co się wydarzyło, i udał się do swojego pokoju, aby wziąć kąpiel, którą przygotował mu Zachariasz. Nie zabawił w niej zbyt długo. Włożył płaszcz kąpielowy i udał się do pokoju, gdzie służący przygotował mu już na łóżku koszulę i smoking na wieczór.

Kiedy Hieronim Buteau był w szpitalu, a Mina wyjechała, kilka salonów i wielka jadalnia nadająca się na bankiety wydawały mu się zbyt duże. Aldo odczuwał gwałtowną potrzebę ciepła, a to ciepło, jak nikt inny, umiała mu dać właśnie Cecina.

Rzut oka na zegar ścienny uświadomił mu, że ma jeszcze trzy kwadranse do kolacji z gośćmi.

- Możesz mnie zostawić - powiedział do Zachariasza. - Ubiorę się za chwilę. Chcę trochę odpocząć.

- Nie pójdzie pan odwiedzić pana Buteau? Czekał na pański powrót z taką niecierpliwością!

- O Boże!

Z powodu całej tej historii zapomniał o przyjacielu!

- Idź i powiedz mu, że jak tylko będę gotowy, wpadnę do niego przed kolacją. Jak długo musi jeszcze pozostawać w łóżku?

- Doktor Licci mówi, że pod koniec tygodnia będzie już mógł zejść po schodach, mimo że może odczuwać lekki ból.

- Pomożemy mu, a jak będzie trzeba, to go zniesiemy na dół. Chyba strasznie się nudzi. Idź teraz do niego i powiedz, że zaraz przyjdę.

Gdy tylko Zachariasz wyszedł, Aldo wziął do rąk małą paczuszkę, którą, wchodząc do pokoju, wrzucił do swojego dawnego biurka. Potem usiadł w fotelu i zaczął czytać. Chciał poprzestać na kilku linijkach; były to listy miłosne z dwóch pierwszych lat wojny. Uważał, że nie ma prawa naruszać w ten sposób prywatności kuzynki. A jednak przeczytał je w całości, powodowany czymś innym niż zwykła ciekawość i przeżywając coś w rodzaju niezwykłej fascynacji...

Miało to związek z tonem listów. Pisane były dużym, zamaszystym pismem i pochodziły zapewne od namiętnego kochanka, lecz i apodyktycznego człowieka. W miarę czytania kolejnych zdań Aldo odnosił dziwne wrażenie, że ich ton staje się coraz bardziej rozkazujący. Tajemniczy R. - nie było żadnego innego podpisu - nawiązywał do pewnej sprawy, której był oddany.

Chociaż nie zachowała się żadna koperta, w treści wymienione były różne szwajcarskie miasta: Genewa, Lozanna, Interlaken, a przede wszystkim Locarno, gdzie prawdopodobnie miłość Adriany i tajemniczego R. się zaczęła. Ostatni list pochodzący z sierpnia 1918 roku nadszedł właśnie stamtąd. Był jeszcze bardziej tajemniczy, jeszcze bardziej autorytarny:

Już nadszedł czas; wojna skończy się wkrótce i on powróci. Musisz zrobić to dla sprawy. Wiedz, że jesteś dla mnie całym życiem i że od Ciebie zależy nawet więcej niż ode mnie. Spiridion Ci pomoże. Jest przy Tobie tylko po to... R.

Morosiniemu wydało się nagłe, że sufit z kasetonami spadnie mu na głowę. Przez kilka minut Aldo siedział nieruchomo, trzymając list w opuszczonej dłoni. Miał wrażenie, że jeden z piekielnych kręgów Dantego otworzył przed nim swą czeluść. Odkrył właśnie, że Adriana, którą kochał jak starszą siostrę, a nawet przez pewien czas podkochiwał się w niej, prowadzi podwójne, tajemne życie, które zalatuje siarką. Co to była za sprawa, której miała się oddać, a w zamian otrzymać gorące zadośćuczynienie? I jakie zadanie miała wykonać? Kim był ów R.?... Skąd się wziął piękny Spiridion, który - jak się okazuje - wcale nie zosta! znaleziony na plaży w Lido?... Przysłał go tajemniczy kochanek i wydaje się, że to on zajął teraz miejsce w łożu Adriany. Może na polecenie swojego pana?... Może R. posłużył się nim, aby wymusić na hrabinie spełnienie życzenia i aby pozbyć się kochanki, która stała się dla niego ciężarem? To było raczej dziwne, że ostatni list pochodził sprzed czterech lat.

Pytania napływały, ale pozostawały bez odpowiedzi. Morosiniemu coraz mniej podobała się zbieżność w czasie między tak podejrzanymi rzymskimi lekcjami Greka a wybuchem faszyzmu w wydaniu Mussoliniego, do którego Adriana nie wydawała się wrogo nastawiona. Czy to możliwe, żeby ta słynna „sprawa", to było właśnie to, a w takim razie, na czym polegało zadanie, którego oczekiwano od hrabiny Orseolo? Najważniejszą rzeczą było odkrycie, kim jest tajemniczy R., człowiek, do którego Adriana zdawała się należeć ciałem i duszą...

Z samym tylko inicjałem trudno by było znaleźć rozwiązanie zagadki, ale osoba tak mocno kochająca Szwajcarię zapewne należała do jakiejś komórki rewolucyjnej, którą rozruchy we własnym kraju zmusiły do szukania schronienia za granicą.

Dźwięk dzwonka wzywającego na kolację wyrwał Morosiniego z gorzkiej zadumy. Pochwycił koszulę i strój wieczorowy, niezbyt starannie zawiązując krawat. Czas upłynął mu tak szybko, że staremu Hieronimowi Aldo mógł teraz poświęcić zaledwie minutę.

Wkładając lakierki niemal w biegu, co było niezwykle trudnym zadaniem, wyskoczył z sypialni i udał się w stronę pokoju dawnego nauczyciela, który stał w progu wsparty na lasce, trochę blady i elegancko ubrany.

- Hieronimie! - wykrzyknął Aldo. - Czy pan oszalał? Powinien pan być w łóżku.

- Mam już dość łóżka, drogi Aldo! A poza tym - dodał z miłym i trochę nieśmiałym uśmiechem, przypominającym Morosiniemu młodego, świeżo upieczonego nauczyciela z Burgundii, któremu oddano pod opiekę małego chłopca - coś mi mówiło, że mnie potrzebujesz.

- Przede wszystkim potrzebuję, żeby pan wyzdrowiał! Jak się panu udało wstać i włożyć ubranie?

- Trochę pomógł mi Zachariasz. Poprosiłem go również, aby nakryto dla mnie w jadalni. W obecności markizy de Sommieres, panny Marii Andżeliny, no i oczywiście twojej, mój chłopcze, z pewnością szybciej wrócę do zdrowia. A jeśli jeszcze na stole stanie jakaś butelczyna dobrego, starego wina z Beaune...!

- Jeśli będzie trzeba, wyciągnę wszystkie butelki, które mam w piwnicy. Tak bardzo się cieszę, że pana widzę! - wykrzyknął rozradowany Morosini. - Proszę wesprzeć się na moim ramieniu.

I ręka w rękę obaj mężczyźni udali się do salonu, gdzie oczekiwała na nich pani de Sommieres w sukni koloru biskupiego, Maria Andżelina w skromnym, szarym kostiumie z krepdeszynu i... butelka szampana, którego korek wystrzelił z hukiem.

Pomimo trosk Aldo uczestniczył z przyjemnością w tej rodzinnej kolacji ożywionej uszczypliwościami ciotki Amelii. Tym bardziej że nagromadziło się wiele tematów do rozmowy. Dyskutowali oczywiście o zabójstwie sir Eryka Ferralsa, o oskarżeniach ciążących na jego żonie i o zadziwiającej transformacji Miny van Zelden, surowej Holenderki, a w rzeczywistości córki szwajcarskiego miliardera.

- Przyznasz, że miałam przeczucie - powiedziała markiza. - Czyż nie mówiłam, że na twoim miejscu starałabym się zobaczyć, co siedzi pod tą jej surową skorupą?

- Ale nie powiedziała mi ciocia dokładnie, co ma na myśli - westchnął Aldo.

- Nie wiem, co mogłabym jeszcze dodać. Powinieneś był się wykazać większą przenikliwością, gdy tylko przekazałam ci moje odczucia...