Выбрать главу

Przypuszczał, że policjant go zrozumie. I rzeczywiście zapytał natychmiast:

- Ale nie miał pan czasem zamiaru popełnić samobójstwa?

- Gdybym miał taki zamiar, z pewnością nie byłoby mnie dziś tutaj. Skaliste wybrzeże idealnie się do tego nadaje. Proszę posłuchać, sierżancie, wszystko, czego teraz pragnę, to napić się czegoś ciepłego lub czegoś mocniejszego, a potem pójść do hotelu i przebrać się przed podróżą do Londynu.

- Dobrze. Zapraszam do siebie. Pani Potter, moja żona, zaparzy wam dobrej herbaty, a ja sprowadzę samochód. W jakim hotelu jesteście panowie zakwaterowani?

- W Terminusie. Ulokowaliśmy się w pierwszym lepszym, jaki się trafił po wyjściu z dworca.

- Książę powinien był sobie znaleźć coś lepszego. Mamy tutaj najlepsze hotele w kraju: Cavendish, Grand, Burlington...

Domyślając się, że będzie musiał wysłuchać nazw wszystkich hoteli oraz zapoznać się ze szczegółowym opisem uroków Eastbourne, Aldo zaczął udawać, że źle się czuje. Otrzymał kilka cucących klepnięć w policzki, a następnie obaj mężczyźni poprowadzili go pod rękę do domu sierżanta Pottera, gdzie młoda kobieta, jego żona, przypominająca dorodne jabłuszko, zaparzyła gościom herbaty. Książę nie omieszkał zwracać się do niej jak do prawdziwej damy.

Mimo nieco ociężałego wyglądu jej małżonek nie był aż tak głupi, na jakiego wyglądał. Kiedy samochód policyjny wiózł ich z powrotem do hotelu, zadał kolejne pytanie wskazujące na to, że wyjaśnienia Aida nie przekonały go do końca.

- Jeśli dobrze zrozumiałem, przyjechał pan z sekretarzem tylko po to, aby pospacerować po skalistym wybrzeżu, i teraz pan wyjeżdża do Londynu?

- Wiem, że to może wydawać się dziwne, ale miałem ochotę na taką romantyczną przechadzkę. Wprawdzie jestem cudzoziemcem, lecz angielski styl życia bardzo mi odpowiada i wiele słyszałem o urokach Eastbourne. Chciałem się o nich przekonać osobiście. Zastanawiam się, czy w przyszłym sezonie letnim czegoś tu nie kupić lub nie wynająć...

- Rozumiem. O jaki rodzaj domu panu chodzi? O wiejski domek, taki jak mój?

Samochód jechał przez Grand Paradę. Aldo wpadł na pewien pomysł i zwlekał z odpowiedzią, dopóki nie dostrzegł fasady domu, który trudno byłoby mu zapomnieć.

- Pański domek jest czarujący - powiedział w końcu - ale potrzebowałbym czegoś większego, gdzie mógłbym zapraszać przyjaciół. Lubię gości, więc odpowiedni dla mnie byłby... proszę popatrzeć! Taki dom jak ten! Wydaje się doskonały.

Początkowo nieco zaskoczony, sierżant Potter wybuchnął gromkim śmiechem.

- No, no, rzeczywiście! Nie jest pan wcale wybredny! Tylko że ten dom nie jest ani na sprzedaż, ani do wynajęcia.

- Jest pan pewien? - zapytał Morosini. - Może gdybym zaproponował wysoką cenę?

- Może pan proponować miliony, to niemożliwe! Pragnę pana poinformować, sir, że willa ta należy do Jej Wysokości księżnej Danvers...

- No tak, oczywiście! - rzekł Aldo, drapiąc się po brodzie, aby ukryć zaskoczenie. - W tej sytuacji muszę poszukać czegoś innego. * * *

Kilka godzin później, siedząc tuż przy kominku w wygodnym fotelu z czarnej skóry w salonie w Chelsea, Adalbert przysłuchiwał się opowieści przyjaciela o jego zadziwiającej wyprawie i nawet przez chwilę nie starał się ukryć zaskoczenia.

- Dom księżnej służy za schronienie dla domniemanego zabójcy Ferralsa? Przecież wiadomo, że ona bardzo go lubiła, a on wspomagał ją finansowo, aby mogła prowadzić życie na poziomie godnym jej rangi. To jakaś szalona historia.

- Zastanawiałem się nad tym w drodze powrotnej do Londynu i doszedłem do wniosku, że nie jest to, być może, całkiem pozbawione sensu. Jeśli dobrze zrozumiałem rozmowę mężczyzn, którzy o mało mnie nie zabili, Władysław czeka na statek, którym popłynie do Polski z dostawą broni. Nadążasz?

- To pewne, taka rezydencja jest idealnym miejscem na prowadzenie potajemnego handlu, nawet jeśli wydaje się to trudne do wyobrażenia.

- No właśnie. Sir Eryk sprzedawał broń oficjalnie. Przynajmniej tak się wydawało. Ale może to był jedynie czubek góry lodowej, jeśli mogę tak powiedzieć. Jestem jednak przekonany, że duża część jego działalności była prowadzona nielegalnie i że księżna mu w tym pomagała, prawdopodobnie nieświadomie...

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Ze wydaje mi się zbyt głupia na to, aby zajmować się tak delikatnymi sprawami. Ale o czymś sobie przypomniałem. Ci dwaj mężczyźni rozmawiali o jakimś Simpsonie, z którym mieli się skontaktować możliwie jak najszybciej.

- Znasz go?

- Powiedzmy, że go już spotkałem, właśnie u lady Danvers. To jej majordomus.

Odświeżony, jakby nie spędził nocy na skalnym urwisku, lecz we własnym łóżku, do salonu wkroczył Teobald, niosąc tacę z kawą. Usłyszawszy ostatnie zdanie, powiedział:

- Za przeproszeniem, po tym, co książę opowiedział mi w pociągu, ośmielam się przypuszczać, że Jej Wysokość nie ma pojęcia, co dzieje się w jej domu.

- Przecież nie może być aż tak naiwna! - stwierdził Vidal-Pellicorne, rozkoszując się zapachem kawy. - Chyba musiała zdawać sobie sprawę, skąd pochodzą pieniądze, które otrzymywała?

- Pewnie tak. Może Simpson kontynuuje ten lukratywny proceder nawet teraz, po śmierci sir Eryka.

- Podzielam zdanie Teobalda - stwierdził Morosini. - Trzeba się dowiedzieć, u kogo zaopatrują się nasi spiskowcy.

- Może Sutton coś wie na ten temat. Mechanizm takiej sprawy jak ta musi być bardzo złożony i skomplikowany. W każdym razie jedno jest pewne - podsumował Adalbert - musisz powiedzieć wszystko Warrenowi!

- Wiem. Myślę o tym od rana, ale nie mam do tego prawa. Obiecałem Anielce, że nic nie powiem policji.

- Dobre sobie! A co zrobiłbyś z Władysławem, gdyby ci się udało zabrać go z willi?

- Mówi, że nie ma nic wspólnego z zabójstwem.

- Może to prawda. Ale musisz się zdecydować, komu chcesz wierzyć: jej czy jemu, i przede wszystkim, kogo chcesz uratować. Przecież Anielka musi sobie zdawać sprawę, że jeśli uda ci się złapać tego chłopaka, oddasz go w ręce policji.

- Pod warunkiem, że to właśnie ja go złapię, a nie policja.

- Aby nie mógł się domyślić, że został przez nią wydany? Tak, to subtelna różnica! - mruknął Adalbert. - Tylko że teraz, kiedy w sprawę zamieszana jest też księżna, wszystko zaszło za daleko! Pomyśl, że zachowując milczenie, możesz zostać uznany za wspólnika w sprawie dotyczącej handlu bronią. Wiesz, gdzie to cię może zaprowadzić. Kilkadziesiąt lat w Pentomdlle lub w Dartmoor, czy to by ci się spodobało?

Aldo zastanawiał się przez chwilę, a następnie postanowił zmienić temat rozmowy, aby jeszcze raz wszystko przemyśleć.

- No a ty? Czy ten wypad do Whitechapel przyniósł jakieś rezultaty?

- Nie zmieniaj tematu! To, co mam ci do powiedzenia, może poczekać do wieczora... Idziesz do komisarza, czy ja mam to zrobić?

- Nie - westchnął Aldo - zaraz tam pójdę. Muszę go odwiedzić osobiście, opiszę napastników. Mam jedynie nadzieję, że komisarz obieca, iż będzie działał dyskretnie i wezwie mnie, gdy uda mu się zatrzymać tego Polaka. Chyba może mi wyświadczyć taką przysługę. Sądzę, że ucieszy się z tego, o czym mu opowiem.

Ale takie podejście do sprawy było bardzo naiwne i nadzieje Morosiniego, kiedy znalazł się w Scotland Yardzie, runęły szybciej niż mury Jerycha na dźwięk trąb. Pterodaktył nie okazał zbyt wielkiej radości na widok księcia, a kiedy ten zaczął mu opowiadać o swojej nadmorskiej przygodzie, porzucił uprzejmą obojętność.

- Jak to! - wrzasnął. - Ma pan informacje tak wielkiej wagi i przychodzi z nimi dopiero teraz, kiedy zdążył już pan wszystko popsuć? Czy pan wie, że mogę pana zatrzymać za utrudnianie działań policji?