Выбрать главу

- Niech pan przyjdzie do nas na kolację, drogi przyjacielu - powiedział do dziennikarza, chwytając go za ramię palcami jak ze stali. - Jeśli będę z pana zadowolony, to pan będzie zadowolony ze mnie. Chyba że perspektywa dwudziestu funtów w kieszeni jest panu obojętna?

- Bardzo chciałbym, ale... muszę zadzwonić i przesłać informacje do mojej redakcji... Proszę zrozumieć, Peter Larke jest chory i ja go zastępuję. Takie miałem szczęście!

- Mamy w domu telefon... i papier do pisania! A dodatkowo jeszcze szlachetną whisky!

- Dobrze, przekonał mnie pan! „Nadzieja na radość jest prawie równa radości, którą daje...". Ryszard II, akt... Ale proszę mi obiecać, że nie przeszkodzicie mi w napisaniu artykułu. Chcę napisać jeszcze kolejne!

- Jeśli będzie pan rozsądny, nic panu nie przeszkodzi! W czasie podróży samochodem Aldo nie otworzył ust, ale kiedy tylko usiedli w salonie, podczas gdy Adalbert napełniał szklaneczki, zwrócił się do Bertrama z pytaniem:

- A ta Sally Penkowski jest pana przyjaciółką?

- Znamy się od dzieciństwa, ale...

- Czy ona lubi pieniądze?

- Jak wszyscy, ale wie pan „złoto jest dla duszy ludzkiej jak..."

- Niechże pan wreszcie zostawi Szekspira w spokoju, bo nie dostanie pan ani pensa! Pańskim zdaniem, ile trzeba by jej dać, aby zgodziła się zmienić zeznanie?

- Zmienić zeznanie?! - wykrzyknął Adalbert. - Przecież to niemożliwe! Chyba oszalałeś!

- Wcale nie! Nie wiem, do jakiego celu ona zmierza, ale jestem przekonany, że ta dziewczyna kłamie, a lady Ferrals mówi prawdę. Przecież zmiana zeznań to nic trudnego dla kobiety: wyrazi skruchę, szczery żal, a jako wytłumaczenie poda chęć uwolnienia od podejrzeń tego, którego kocha. Bo przecież to oczywiste, że kocha Władysława. I nie jestem daleki od przypuszczenia, że jest to prawdziwa przyczyna tych jej karkołomnych zeznań.

- Może masz rację - westchnął Vidal-Pellicorne - ale jeśli to prawda, nie da się przekonać.

- Nawet za tysiąc funtów?

Wysokość sumy sprawiła, że obaj mężczyźni słuchający wywodów Morosiniego aż podskoczyli ze zdziwienia. Następnie Adalbert zaprotestował.

- Dobrze mówiłem: jesteś szaleńcem!

- Może, ale chcę ją uratować, rozumiesz? Chcę ją uratować za wszelką cenę. A więc, mój poczciwy Bertramie, niech pan idzie przekonywać swoją przyjaciółkę. Tutaj są pańskie pieniądze. A jeśli się panu uda, dostanie pan jeszcze...

Ale kiedy po godzinie dziennikarz powrócił, był całkowicie zbity z tropu.

- Nie da rady! - stwierdził ponuro. - Sally nie cierpi lady Ferrals, bo widzi w niej rywalkę. Byłaby szczęśliwa, gdyby jej pani została skazana.

- A ty - mruknął Adalbert, wskazując na przyjaciela oskarżycielskim palcem - możesz teraz wylądować w więzieniu za usiłowanie przekupienia świadka...

- Nie ma obawy - uciął krótko Bertram - i to z dwóch powodów. Nie powiedziałem Sally, kto mnie do niej przysłał, i sprezentowałem jej te dwadzieścia funtów.

- Dobrze pan postąpił! Muszę więc je panu zwrócić...

- Bardzo dziękuję! A teraz zmykam, bo muszę zająć się artykułem. Do zobaczenia jutro!

Przez całą noc Aldo nie zmrużył oka. Pełen obaw, które cisza nocna jeszcze wzmogła, pozostał w salonie, paląc papierosa za papierosem i przechadzając się nerwowo z kąta w kąt. Dopiero kiedy Big Ben wybił drugą, zdecydował się położyć.

Natomiast Adalbert przespał noc spokojnie.

Następnego dnia, idąc do pałacu sprawiedliwości po wypiciu kilku filiżanek kawy, Aldo był w kiepskim humorze, więc Adalbert na wszelki wypadek się nie odzywał. Jednak po chwili nie mógł już wytrzymać.

- Czy nie zauważyłeś wczoraj czegoś dziwnego?

- Gdzie? Na rozprawie?

- Tak. Nie było hrabiego Solmańskiego. Jak to możliwe, że nie uczestniczy w procesie córki?

- To musi być trudne doświadczenie dla tak wrażliwego człowieka - stwierdził Morosini z ironią w głosie. - Woli zapalać świeczki i modlić się... Chyba że los córki, która nie posłuchała jego wskazówek, tylko działała sama, przestał go interesować.

- Może. Zobaczymy, czy będzie obecny w sądzie dzisiaj. Ale na próżno obserwowali salę po zamknięciu drzwi.

Nie dostrzegli na niej groźnej twarzy i monokla wypatrywanej osoby.

Anielka chyba też nie spała zbyt dobrze. Jej twarz wydawała się jeszcze bledsza niż poprzedniego dnia, a piękne oczy były podkrążone. Wrażenie jej kruchości spowodowało, że Aldo zadrżał.

Jako pierwsza na świadka została powołana Wanda. Jej widok nie dodawał otuchy. Ubrana na czarno i trzymająca na wszelki wypadek w dłoni olbrzymią białą chustkę przypominającą flagę parlamentariusza podczas działań wojennych, wyglądała jak sama rozpacz. Kiedy tylko otworzyła usta, zaczęła wygłaszać peany na cześć swej „małej gołąbeczki", stawiając w nie najlepszym świetle osobę zmarłego Eryka Ferralsa. Była to oczywiście ostatnia rzecz, jaką winna zrobić.

- Boże - mruknął Aldo przez zęby - chroń mnie od przyjaciół, bo z wrogami sam sobie poradzę...

- No właśnie - szepnął Adalbert. - Popatrz na sir Desmonda! Nigdy nie przypuszczałbym, że człowiek może się pocić do tego stopnia!

Atmosfera na sali stała się jeszcze bardziej groteskowa, kiedy adwokat Korony nawiązał do sprawy Władysława. Wanda zamieniła się wówczas w poetkę: opowiedziała o wzruszeniach i panieńskiej miłości swej pani do tego polskiego bohatera narodowego, jak gdyby żywcem wyciągniętego z jej wyobraźni. Opisała jego gniew i rozczarowanie, gdy się dowiedział, że poślubiła mężczyznę, który zbił majątek na śmierci innych, opowiedziała o jego potrzebie pomagania Anielce i chronienia jej...

- Bardzo chciałbym w to wierzyć - przerwał jej wywody sir John - ale proszę nam powiedzieć, czy Władysław był jej kochankiem?

- Nigdy w życiu! - stwierdziła Wanda kategorycznie. - Kiedy to miałoby się stać? Byłam przy niej całymi dniami!

- A nocą? Czy śpi pani dobrze?

Błogi uśmiech rozlał się na jej szerokiej twarzy.

- O tak, Wysoki Sądzie, bardzo dobrze! Z całym szacunkiem, śpię jak niemowlę!

Sala wybuchnęła śmiechem i nawet sam sędzia pozwolił sobie na lekki uśmieszek. Sir John zadowolił się jedynie wzruszeniem ramion.

- A więc kontynuujmy! Jeśli dobrze panią rozumiem, Władysław nienawidził sir Eryka, który zgodnie z tym, co pani nam tu powiedziała, unieszczęśliwiał swoją młodą żonę. Czy wie pani, w jaki sposób chciał ją chronić?

- Myślę, że planował ją porwać i zawieźć do Polski, ale sprawy potoczyły się nie po jego myśli, co zmusiło go do zabicia tego niedobrego męża!

- ...po czym zniknął, pozostawiając tę, którą podobno kochał, w rękach wymiaru sprawiedliwości? Czy to się pani nie wydaje dziwne?

- Tak. Nie przestaję się modlić do Boga i Najświętszej Panienki z Częstochowy, aby powrócił, złożył wyjaśnienia i uwolnił tę, którą tak kocha! Ale może jest chory? Może coś mu się przytrafiło? Władysławie Wosiński, gdziekolwiek jesteś, posłuchaj mnie! Ta, którą kochasz, jest w wielkim niebezpieczeństwie, więc jeśli się nie pojawisz, postąpisz wbrew zasadom rycerskim, wbrew miłości, wbrew prawości. Obrazisz Boga wszechmogącego...

W tej sytuacji trzeba było spowodować, aby zamilkła. Zniechęcony sir Desmond zrezygnował z przesłuchania Wandy i poprosił, aby wezwać jako świadka jego klientkę.

Pomimo widocznego zmęczenia Anielka złożyła przysięgę stanowczym głosem i obrzuciła tych, którzy mieli ją przesłuchiwać, spojrzeniem, w którym czaił się wyraz lekkiego rozbawienia.