lgi. Był jeszcze dokładnie taki, jak go zostawiła. Wyglądało na to, jakby tamta zawsze liczyła się z tym, że córka jeszcze kiedyś znajdzie się z powrotem Pod skrzydłami mamusi. (Stało to wciąż na jej półce). Położyłem swoje ubranie na krzesełku o śmiesznych nóżkach, które nazywała kiedyś Spłoszonym Jelonkiem i w którym z wypiekami na twarzy czytała w napięciu o Uparciuszce, jak sobie ścinała warkocze w internacie. l wziąłem się do szukania miejsca, gdzie rozcięła nożyczkami firankę, kiedy pewnego razu z jedną koleżaneczką przytrzymały na łóżku grubą dziewczynkę sąsiadów i zdjęły jej spodnie, a wtem weszła matka z miseczką czekoladek. Z rozdrażnienia i zawstydzenia z powodu tego półnagiego grubego dziecka wzięła wtedy nożyczki i ciachnęła nimi raz firankę. Otwarcie, że zobaczyła to matka. Dostała za to straszne lanie. Nie mogłem znaleźć tej dziury. Firanki musiały być nowe albo to się zdarzyło w poprzednim mieszkaniu nad kanałem, o czym opowiadała, że woda odbijała słońce na sufit i że to było takie uspokajające. Że mogła leżeć na łóżku jak przymurowana i się godzinami na to patrzeć. W środku nocy poszedłem sprawdzić drzwi sypialni Olgi, ale były zamknięte, jak się spodziewałem. Zastukałem najpierw leciutko, ale kiedy zacząłem stukać mocniej, usłyszałem, jak matka zapala u siebie światło. Szybko wszedłem do ubikacji, gdzie wciąż jeszcze do drzwi była przyklejona kartka, na której jej ojciec niekształtnymi kapitalikami napisał: CHCESZ COŚ PRZEŻYĆ NIESPODZIANIE, TO SPUŚĆ WODĘ, ZANIM WSTANIESZ! Na pewno nie mogli tego oderwać, bo inaczej już by znikło razem z jego zasmarkanym fotelikiem. A ponieważ dałbym sobie głowę uciąć, że jeszcze nikt nie skorzystał z jego szelmowskiej propozycji, pozostałem na sedesie pociągając za łańcuszek Zwróciłem do łóżka z zimnym i mokrym tyłkiem. Ale jednak nie mogłem spać. Owionęła mnie cała jej młodość w tym pokoiku ze wszystkimi śmiotkami z dawna, książkami na półce i nade mną na pulpicie tapczanu-półki. Jej wszystkie pluszowe misie i wazoniki, garnuszki i inne pierdółki. Ale ani jednej lalki. Biedna wiewióreczka. Stanęła mi przed oczami jako dziewczynka, tak jak ją znałem ze zdjęć. Z wyłamanymi siekaczami, których nie mogła ukryć, bo zawsze się śmiała do aparatu. Znowu usłyszałem chłopaków z jej klasy, jak ją przezywają: „Lampka z Abażurem"! A Pietje Golhof napalony mówi, próbując wcisnąć palce między jej zaciśnięte uda: „Jedenasty paluszek Jasia w drugą buzię Marysi". Zobaczyłem ją, jak na tym samym łóżku czochrały się z koleżankami jedna o drugą w trakcie zabawy w Złamanego Kutasa i trzeba było co rusz którejś z dziewczyn przylepiać z plasteliny nowego. Tutaj z nimi śpiewała: „Raz, dwa, trzy, cztery, Dzwoni dzwonek na koniec przerwy, Teraz na sali gimnastycznej Będą jebnięcia praktyczno-techniczne. Pan profesor pokazuje, Jak się pizdę jebie chujem. Młode jebury z długimi chujami Już też się pierdolą z koleżankami. Proszę pana, proszę pana, Ja byłam tylko raz ruchana. Raz, dwa, trzy, Jebiesz ty". Usłyszałem, jak Nancy, która w ferie wielkanocne mieszkała u ciotki w dzielnicy czerwonych świateł, szepcze je znowu do ucha: „Wychodzą ci stamtąd tacy czerwoni na twarzy. A na podeście jeszcze jakoś tak niepewnie idą. Żeby tam nie wiem co, muszę się dowiedzieć, co to jest", l ojca, jak zdyszany po przebyciu schodów i rozradowany po spacerze jak dziecko, wtacza się do jej pokoju i bez tchu woła: „Czarny łabędź jadł mi z ręki". Zapamiętała to na zawsze, bo tamtego dnia miała pierwszy raz w życiu miesiączkę i w strachu siedziała u siebie, bo matki nie było w domu, a sama nie wiedziała, co z tym zrobić. Co jakiś czas zapadałem w jakiś półsen, z którego budziło mnie wściekłe podniecenie. Zdawało mi się, że jak pies czuję na odległość wielu metrów zapach jej cipy. Ale już nie miałem odwagi ruszyć jej drzwiami. Bo wiedziałem, że tamten cerber w skórze matki waruje tam z uszami w szpic. To znowu moją rozespaną głowę nawiedzały napawające strachem widzenia: słyszałem spuszczanie wody, prześlizgiwałem się na dół i w chwili, gdy czubki moich palców wyczuły miękki materiał jej nocnej koszuli, atakowałem, l dopiero jak po szamotaninie podarłem to na strzępy i w niej siedziałem, zorientowałem się, że to była ta wstrętna suka. Zresztą ją pierwszą zobaczyłem, kiedy tamtego rana, chory po nie przespanej nocy, wyjrzałem na dwór. Szła pasem zieleni z głową w papilotach jak Meduza, prowadząc za sobą spasione suczysko, które opędzała kijem od szczotki, bo tamta klucha miała cieczkę. Prędko zbiegłem na dół i sprawdziłem drzwi do sypialni Olgi. Były otwarte. Spała znów tak samo jak kiedyś z kciukiem w ustach, z wypuczoną dupą na cała szerokość łóżka. Błyskawicznie-ściągnąłem z siebie bieliznę i wsunąłem się koło niej. Ostrożnie przepchnąłem ją tak, żeby mieć ją w wygodnej pozycji. Koszula nocna była już przez obracanie się z boku na bok podkasana. Była okręcona wokół jej korpusu jak draperia bogini z Panteonu. Wtedy na nią wszedłem, delikatnie rozchyliłem kolanami jej uda i wbiłem się w nią. Najpierw leżała bezwładnie i ciężko, tylko jej lepkie wargi, spomiędzy których wysunął się kciuk, wydęły się wyuzdanie. Ale nagle zesztywniała, zanim jeszcze otworzyła oczy. Natychmiast schwyciłem ją w objęcia i przycisnąłem usta do jej warg. Nie tylko dlatego, żeby ją pocałować, ale głównie po to, aby nie mogła krzyczeć l podczas tych zmagań owego zwierzęcia o dwóch grzbietach, które zdawało się nie wiedzieć, do czego zmierza, dziko i zapalczywie ją ujeżdżałem. Kiedy wyrwała się spod moich ust, myślałem, że zacznie krzyczeć. A ona powiedziała, że, jeżeli natychmiast jej nie puszczę i sobie nie pójdę, to zawoła matkę. Zabrzmiało to tak idiotycznie, że nie mogłem powstrzymać śmiechu i mało się z niej nie wyśliznąłem. Kiedy powiedziałem, że nic by to nie dało, bo tamta wyszła z psem, naraz się rozluźniła i dała mi wolną rękę. Ale jednak tak samo histerycznie jak poprzedniego wieczora zaczęła głośno szeptać, że miał ją już ktoś inny. l ja sam zacząłem prawie becząc odkrzykiwać jej, że nic mnie to nie obchodzi. Że tak nieprzytomnie i do szaleństwa ją kocham, że byłbym w stanie wylizywać jej z pizdy nasienie kochanków, l prawie od samych moich słów się spuściła, tak się mimo woli rozbujała. A ja się powstrzymywałem, bo chciałem jej tak dogodzić, żeby nieprędko zapomniała. To wtedy znowu zaczęła krzyczeć, żebym uważał. Zwłaszcza teraz. Nawet by nie wiedziała, z kim zaszła w ciążę. Ale ja pchałem się dalej, wtedy się rozluźniła i poszła na całość. Kiedyśmy się oboje prawie zwalali, nagle ode drzwi dobiegło głośne bębnienie. Całe ciało Olgi nagle stwardniało jak kamień. Wszystko się ścisnęło i mój kutas uwiązł w środku. Wtedy wpadła z krzykiem matka. Zaczęła w niepoważny sposób bić po kocu, co wyglądało na przesadny wschodni rytuał żałobny, a przy tym wymyślała, mi od łobuzów, gwałcicieli i groziła policją, jeżeli natychmiast się nie wyniosę. Wreszcie zdarła z nas koc. W tej samej chwili poczułem, jak moja zakleszczona część wraz z buchaniem mojej krwi tryska w jej zesztywniałe ciało, l usłyszałem tuż koło ucha, jak mimo całego strachu i skurczu Olga stęknęła „aaa". Zdaje się, że jej matka poznała po moich kurczących się pośladkach, że się zwaliłem w jej córę, bo zaczęła mnie szarpać i ciągnąć za kostki. l od razu Olga od nowa zaczęła mi się wyrywać i bębnić o pierś pięściami. Wyszarpnąłem się z szamotaniny, wygarnąłem spod łóżka swoją bieliznę i z kutasem ociekającym jeszcze spermą wyszedłem z pokoju. Zanim zamknąłem za sobą drzwi, zobaczyłem jeszcze, jak Olga siedzi na łóżku z podciągniętymi kolanami i osłaniając ramionami głowę, jakby się bała, że zostanie oćwiczona. Nawet w łazience przy szumie wody z dużego kranu słyszałem jeszcze przeraźliwy wrzask tej przekupy. Ale ja czułem się wspaniale, jak po tryumfie. Bo mała zakrzyczała z rozkoszy na oczach matki. l kiedy pysznie się wykąpałem w chmurach piany i jak nowo narodzony w ubraniu wyszedłem z łazienki, jej matka stała blada z wściekłości czekając na mnie w hallu. Powiedziałem, że chcę się pożegnać z Olgą, i podszedłem pod drzwi sypialni. Najpierw chciała mnie powstrzymać. Z wargami zaciśniętymi do bladości. Odepchnąłem ją na bok, ale to niewiele pomogło, bo drzwi były zamknięte na klucz. Pukałem, waliłem, wołałem ją po imieniu i krzyczałem na nią, kiedy wciąż się nie odzywała. A przez cały czas to babsko wołało do córki, żeby nie odpowiadała słowem takiemu łobuzowi. Wreszcie poszła do pokoju, wyjrzała zza drzwi ze słuchawką w ręku i zagroziła, że zadzwoni na policję, jeżeli natychmiast się nie wyniosę. Zawołałem jeszcze do Olgi, że do niej zadzwonię, że powinna do mnie wrócić. Że nie powinna dać sobie zatruć życia tej kreaturze. Że nigdy nie przestanę jej kochać i na nią czekać. Potem, nie mówiąc tej bladej chorej czarownicy, że chce skurwić swoją córkę z tym, kto najwięcej da, i bez mściwych krzyków opuściłem ten dom, w którym potem nigdy więcej nie byłem.