Выбрать главу

Ojciec, śmierć i ja

(posłowie)

Jadwidze

Dziwnym zbiegiem okoliczności prawie równocześnie ukazują się po polsku dwie najlepsze powieści holenderskiego prozaika i rzeźbiarza Jana Wolkersa: niniejsza z roku 1969 (Turks fruit) i wcześniejsza o cztery lata, którą pt. Z powrotem do Oegstgeest wydaje Państwowy Instytut Wydawniczy. Obszerne fragmenty obu były prezentowane w „Literaturze na Świecie" (1978/7) jako charakterystyczne i ważne osiągnięcie najnowszej prozy niderlandzkiej. Pod takim hasłem można je polecić również dzisiaj, kiedy oto dobiegają końca obfite w zabawne perypetie dzieje zabiegów o ich wydanie w Polsce; powiedzmy dla przykładu, że Autor już w 1979 roku na liście tłumaczeń swoich powieści jako najnowszą, dwudziestą ósmą pozycję umieścił – a miał po temu przesłanki – polskie wydanie Terug naar Oegstgeest. Gorzej było z Turks fruit, którego długo nikt nie chciał, kiedy zaś w 1983 roku znalazł się wydawca. Autor bał się powierzyć tłumaczenie piszącemu te słowa; uczynił to wreszcie w 1988 roku, przyciśnięty do muru kolejnymi komplikacjami. Może to i dobrze, bo tymczasem klimat i krajobraz literacki u nas się zmienił i już nie potrzebujemy (jak niegdyś redakcja „Literatury na Świecie") liczyć na to, że mniejszy lodołamacz WOLKERS przetrze szlak przez manowce lodowe ulicy Mysiej supertankowcowi HENRY MILLER.

Nie zmieniła się natomiast przez te lata literacka pozycja Wolkersa; w dalszym ciągu jest to nie największy zapewne, ale w pewnym sensie najbardziej znaczący współczesny pisarz holenderski. Nie ma tam drugiego prozaika, który by się cieszył równą poczytnością i wywarł tak ogromny wpływ na rodzimą prozę, a zarazem uruchomił nurt rozrachunku z tradycyjną etyką kalwińską i, szerzej, chrześcijańską.

Jej źródłem i symbolem, probierzem i legitymacją jest Biblia, czytana w rodzinach protestanckich przy obiedzie – tu i ówdzie do dziś. Oparty na niej system wartości i ocen moralnych oraz autorytarną praktykę wychowawczą uosabia u Wolkersa postać ojca: żarliwie wierzącego, silnego, ale i paskudnie nietolerancyjnego, wręcz tyrańskiego. W działaniu system pokazany jest na przykładzie rodziny i środowiska małomiasteczkowego (Oegstgeest koło Lejdy), ludzi żyjących pod niebem, które jest niczym innym, jak „spodem kamienia nagrobnego" (G. Boomsma). Taka jest sceneria większości wczesnych opowiadań, poczynając od znanego u nas, debiutanckiego Strasznego bałwana śniegowego (1957, porównaj Z Kraju Złotego Lwa, PIW 1975). To samo mamy w powieści Z powrotem do Oegstgeest, która ogarnia wątki dziecięce i chłopięce z biografii Wolkersa i stanowi klucz do całej bodaj twórczości pisarza. Książkę tę krytyka niderlandzka dość zgodnie uważa za arcydzieło w trzydziestoletnim dorobku Wolkersa i bez wahania zalicza do tuzina najlepszych powieści tej literatury w ostatnim półwieczu. Widzimy w niej, jak narrator wraz z całym pokoleniem opuszcza podupadające domostwo ojca, biorąc zaś z nim rozbrat, przyczynia się do ostatecznego krachu jego sklepiku. Fundamentaliści religijni i moralni ortodoksi tracą autorytet i zostają bez następców, a ich dom i sklepik idą do rozbiórki. Zanim jednak staniemy oko w oko ze stertami materiałów budowlanych (bystrzy czytelnicy zauważyli je w dwutorowej kompozycji powieści i charakterystycznym podziale na „wolno stojące" rozdziały), prześledzimy przypomniane drobiazgowo losy rodziny na tle historii kraju, świata (kryzys gospodarczy, zmiany polityczne, wojna); przesunie się nam przed oczami cały film Wolkersowskich motywów i wątków w ich wręcz biblijnej obfitości, charakterystyczności i drastyczności: Bóg i pobożność, władza i posłuszeństwo, wina i pokuta, niebezpieczeństwo i strach, klątwa i groza, choroba i okaleczenie, okrucieństwo i czułość, seks i miłość, a wszędzie w polu widzenia śmierć, śmierć i śmierć. Piętno na skórze, jakie ma prawie każdy bohater Wolkersa, oznacza użądlenie śmierci; piękną historyjkę na ten temat zmyśla dla dziewczyny bohater pierwszej powieści Kort Amerikaans (1962, Wydanie poprawione 1979, Krótko na jeża): „Razem ze mną urodziła się siostrzyczka (…). Byliśmy bliźniakami. Przy narodzinach była martwa. Już od miesięcy. Całkiem zgniła. Przy porodzie wszystko po prostu wypłynęło. To musiało potwornie śmierdzieć. W macicy leżała z czołem na mojej skroni, jak zgniłe jabłko, które zaraża zdrowe".

Jakie owoce mogło, wydać drzewko, któremu przyszło przeć w górę pod takim kamiennym niebem, i które było przy tym bezceremonialnie przycinane przez zadufanych ogrodników z tatusiem na czele? Człowiek w sytuacji podobnego stłumienia albo kładzie uszy po sobie (i wcześniej czy później nabawia się nerwiczki), albo czerpiąc siły z własnej witalności oraz słuchając ducha wiecznego przeczenia (co przemawia przez starszego brata, kolegę lub wuja) wybiera bunt. A to straszne słowo to tylko nazwa wyzwolenia. Zgodnie z tym upadek firmy ojca nie jest jedynym nurtem fabuły Z powrotem do Oegstgeest, nawet jeśli dodać równoległą utratę wiary. Jeśli autor gdzieś mówi: „Niewiara w Boga jest moją jedyną z Nim więzią", nie jest to jedynie żarcik. Bo jeśli nie z Nim, to z kim? Przecież nie możemy istnieć bez obcowania z absolutem. Jest naturalne, że gdy człowiek straci zaufanie do kierujących nim autorytetów i poczuje się opiłkiem żelaza w polu rozpiętym między biegunami życia i śmierci, musi najpierw sam zdecydować, co go bardziej przyciąga. Ci, którzy pozostawili nie składać się w ofierze – ani od razu, ani na raty – żywiołowi śmierci (w ich zastępstwie umrzeć może na przykład starszy brat), bęq!ą odtąd budować swoją osobowość opierając się na wartościach życia: program skromniejszy, bez przerzutki transcendentalnej, ale gwarantujący większą suwerenność (= wolność + odpowiedzialność). Wśród mnóstwa zdarzeń tej powieści można dojrzeć i taki fabularny nurt, którego sensem jest wyzwalanie się dziecka, formowanie się chłopięcego ja. Najsilniejszym nakazem staje się solidarność z życiem, odrzucone zostało, ponieważ było nie do przyjęcia, niebo, w którym nie ma miejsca dla wszystkich żywych istot, dla ukochanych zwierząt (w Kort Amerikaans młodzieńczy narrator powiedział: „Gdyby istniały tylko zwierzęta, można byłoby wierzyć w Boga. Ale człowiek wszystko psuje"). Okrucieństwo wobec zwierząt jest aktem sprawiedliwości bądź bluźnierczym naśladowaniem Boskiej wszechmocy i panowania nad życiem. Z bólu i strachu nie ucieka się, ale się je pokonuje, skupiając uwagę ha ich źródłach albo pomniejszając je dowcipkowaniem (humor to dobre zaklęcie na różnych czarowników). Dopiero jednak bezpiecznie przesterowawszy między Scyllą chemicznych rajów a Charybdą psychicznego kanibalizmu – iluż to skuszą te dwie słodkie łatwizny – córka czy syn mogą stawić czoło rodzicowi, przejąć ster życia na stałe we własne ręce.