Выбрать главу

Najwyraźniejszą warsztatową konsekwencją tego paradoksu prawdy i fikcji jest w Rachatłukum, ale nie tylko tam, tak zwana totalna narracja. Nie ma w niej nic prócz opowiadania, osobne partie opisowe właściwie nie istnieją, opis jest wbudowany bez reszty w opowiadanie zdarzeń. Całą tę powieść można za Pensem określić jako „zdarzenie totalne", gdzie wszystko, co się opowiada, ma ze sobą związek i oznajmiane jest w porządku linearnym, jakby to była jedna przygoda. Narrator wyrzuca z siebie całą opowieść jednym tchem: tekst nie ma akapitów. Wewnętrznej segmentacji służą zaimki osobowe i wskazujące w funkcji anaforycznej (na ich nadużywanie uskarżają się recenzenci). Jest dużo zdań fragmentarycznych, zwykle są to zdania podrzędne, dopowiedziane po kropce, czasem po wtrąceniu zdania w innej składni. Przy okazji innej powieści powiedziano: „Poprzez opuszczanie wszystkiego, co drugorzędne, i obłuskanie opowieści tak, aby pozostały elementy w niej niezbędne, Wolkers stworzył superprecyzyjną technikę narracyjną, która zapewnia niespotykaną siłę ekspresji. Jedyną rzeczą, jaka przy tej technice czasem przeszkadza, jest to, że Wolkers, ze względu na postawione zadanie, siłą nagina język. Chce nadać mu kształt możliwie swoisty, ale dla precyzji albo ciekawego porównania musi czasem zmieścić w jednym zdaniu tyle informacji, że wyrodnieje ono w budowlę zbyt obszerną i pozbawioną naturalności. Przykładów jest mnóstwo (…)… Ale z drugiej strony nie można zaprzeczyć, że niektóre z tych «wymuszonych wysłowień" stały się perełkami sztuki słowa, jakich nikt prócz Wolkersa by nie umiał stworzyć" (J. Borre).

Inny krytyk tak reaguje na zjawienie się w nowej powieści zdania-olbrzyma: „Oto i ona, pierwsza z fraz retorycznych, w których tworzeniu tak celuje późniejszy Wolkers, poczynając od Rachatłukum, i szczególnie tam" (J. Goedegebuure).

Wolkers przełamał więc swoją twórczością nie tylko pewne tabu obyczajowe, ale i stylistyczne. Sprzeciwy w obu wypadkach były w Holandii bardzo ostre. Jeden z recenzentów posunął się do stwierdzenia: „Byłaby pora, aby wydawca Wolkersa zaczął redagować jego teksty przed wydrukowaniem" (I. Sitniakowsky). Demonstracyjnie opuszczano wieczory autorskie, ganiono „obrzydliwe sceny" i słownictwo rodem z płota. Dopiero po jakimś czasie uwierzono bodaj Wolkersowi, że „zwykłe słowa to najlepsze słowa", gdyż „są to nazwy, jakie ponadawał lud". Artyzm języka nie polega wszak na ściboleniu eufemistycznych wyszywanek, ale na obrazowości w podawaniu motywów (ktoś powiedział, że Oegstgeest byłoby nudne, gdyby nie wspaniałe obrazy). l tu smakoszy niepokoiło, gdy na przykład chory mówił, że czuje się jak druciana suszarka do naczyń. Zapomnieli, że konał spec od artykułów gospodarstwa domowego. To, że „przy całej szorstkości postacie powieściowe Wolkersa znają chwile wielkiego wzruszenia" (Itterbeek), w języku zaś oraz zachowaniach jednej osoby współistnieją tkliwość i wulgarność, dla niektórych było nie do pomyślenia. Na ogół jednak zjednywało to postaciom tych prostolinijnych buntowników sympatię publiczności (miliony czytelników w Holandii i za granicą). Obok zaś komizmu i ironii powyższa osobliwość kompozycji chroni tę prozę przed melodramatyzmem, tkwiącym w jej materiale. A czy można się z kolei dziwić, że dramatyczne relacje rodzinne to stały temat pisarza, który za punkt honoru poczytuje sobie pisać prosto o rzeczach, które każdego dotyczą? Że wraca więc do pewnych wątków, wcześniej zapowiada tematy? On wciąż chodzi po domu dzieciństwa i młodości, który ciągiem znaczących obrazów zachował się tylko w jego pamięci i jako taki nie zaistniał nigdzie więcej. Może artystą jest się nie przez to, że wszystko pod twoim dotknięciem zmienia się w złoto treści, ale że nie zapamiętuje się niczego, co nie jest znaczące, co nie skleiło się w żaden znaczący motyw i wątek. Boć przecież tworzywem nie są zdarzenia, ale sensy. l cokolwiek ma być przechowywane lub przekazane, musi być zapakowane. l tyle możesz wysłać przesyłek, ile masz opakowań. A dlaczego i dokąd wysyłać?

Pamięć istnieje przez motywy i ich zlepki, więc jest właściwie utworem.

Osoba ludzka (w odróżnieniu od natury zwierzęcej i jednostki społecznej jako dwóch innych wymiarów człowieka) polega w swoim istnieniu wyłącznie na pamięci.

Nie jestże więc każdy z nas swoim własnym utworem przez to, jaki materiał zapamiętał i jak go każdorazowo aranżuje, jakimi nićmi coś do czegoś fastryguje?

A gdy ze śmiercią rwą się nitki, czyż nie rozpadamy się znów na pojedyncze anegdoty?

Krążą jeszcze jakiś czas niczym pozostawione na tym świecie i dziczejące psy: plotka na nasz temat, świński dowcip, video-clip. Tylko spisane echa dłużej trwają.

Jak antyczni zwycięzcy olimpiad, co zamawiali ody u Pindara, wiemy, że jest tylko jeden sposób na to, żeby JA mogło przeżyć ojca i przetrwać śmierć – jest nim piękna pieśń.

Andrzej Dąbrówka

Podkowa Leśna, w listopadzie 1988

Jan WoIkers

***