Выбрать главу

Saul obiecał im dostarczyć do końca roku trzy najnowsze mikroskopy skaningowe — jeśli na jednego z partnerów wybiorą EcoBacter. Aventis lub Bristol-Myers Squibb na pewno byli w stanie go przebić.

Kaye chodziła między stołami laboratoryjnymi, zerkając przez szklane drzwiczki inkubatorów na stosy szkiełek Petriego z dnem pokrytym warstwą agaru, rozdętą lub przesłoniętą koloniami bakterii, niekiedy z wyraźnymi krążkami, zwanymi płytkami, gdzie fagi zabiły wszystkie bakterie. Dzień po dniu, rok po roku, badacze instytutu analizowali i katalogowali występujące w naturze bakterie i ich fagi. Każdy bowiem szczep bakterii ma co najmniej jeden właściwy mu fag, a często setki. Kiedy zaś bakteria mutuje, aby pozbyć się tych niepożądanych gości, fagi mutują także w niekończącym się wyścigu. Instytut Eliawy przechowywał jedną z największych w świecie bibliotek bakteriofagów, mógł więc w ciągu kilku dni uzyskać fagi dla danych próbek bakteryjnych.

Na ścianie, nad nowym sprzętem laboratoryjnym, plakaty pokazywały dziwaczną, przypominającą statek kosmiczny geometryczną główkę i ogonki wszechobecnych fagów T-parzystych — T2, T4 i T6, oznaczonych tak w latach dwudziestych — wiszących nad wielkimi w porównaniu z nimi powierzchniami bakterii Escherichia coli. Stare zdjęcia, stare poglądy — fagi te po prostu żerują na bakteriach, przywłaszczając sobie ich DNA, aby tworzyło nowe fagi. Wiele bakteriofagów poprzestaje na tym, kontrolując populacje bakteryjne. Inne, tak zwane fagi lizogenne, stają się genetycznymi pasażerami na gapę, ukrywającymi się w statku-bakterii i wbudowującymi swe przesłania genetyczne w DNA gospodarza. Bardzo podobnie z większymi roślinami i zwierzętami postępują retrowirusy.

Bakteriofagi lizogenne powstrzymują ekspresję swego DNA i tkwią tylko wewnątrz DNA bakteryjnego, przekazywanego przez pokolenia. Opuszczają statek, gdy ich gospodarz wykazuje oznaki stresu, tworząc w każdej komórce setki bądź nawet tysiące fagów potomnych, opuszczających pośpiesznie gospodarza.

Fagi lizogenne prawie wcale nie przydają się w terapii fagowej. Są czymś znacznie więcej niż tylko drapieżnikami. Owi najeźdźcy wirusowi często dają swym gospodarzom odporność na inne fagi. Niekiedy przenoszą geny pomiędzy komórkami, takie geny, które mogą przekształcać bakterie. Znane są fagi lizogenne opanowujące względnie nieszkodliwe bakterie — na przykład łagodne szczepy Vibrio — i przetwarzające je w zjadliwe Vibrio cholerae. Występowanie w wołowinie śmiercionośnych szczepów E. coli przypisuje się przenoszeniu przez fagi genów tworzących toksyny. Instytut pracuje ciężko nad rozpoznawaniem tych bakteriofagów i eliminowaniem ich z preparatów.

Kaye była jednak nimi zafascynowana. Większość swej pracy spędziła na badaniach fagów lizogennych w bakteriach oraz retrowirusów u małp człekokształtnych i ludzi. Spreparowane retrowirusy są powszechnie używane w terapii genowej i w badaniach genetycznych jako wektory przekazujące poprawione geny, lecz zainteresowania Kaye miały cele mniej praktyczne.

Liczne wielokomórkowce — niebakteryjne formy życia — zawierają w swych genach uśpione resztki dawnych retrowirusów. Aż jedna trzecia genomu ludzkiego, naszego pełnego zapisu genetycznego, składa się z owych tak zwanych retrowirusów endogennych.

Napisała trzy artykuły o ludzkich retrowirusach endogennych, zwanych HERV, co stanowi skrót ich angielskiej nazwy human endogenous retrovirus, uznając, że mogą tworzyć nowe warianty genomu — i znacznie więcej. Saul zgadzał się z nią. „Wszyscy wiedzą, że przenoszą drobne tajemnice”, powiedział jej kiedyś, kiedy z sobą flirtowali. Flirt był dziwny i miły. Sam Saul był dziwny, a czasami dość miły i uprzejmy; nigdy jednak nie wiedziała, kiedy takie chwile nastąpią.

Przystanęła na chwilę przy metalowym stoliku laboratoryjnym i oparła ręce na blacie z płyty pilśniowej. Saula zawsze interesował szerszy obraz, ona zaś zadowalała się mniejszymi sukcesami, drobniejszymi strzępami wiedzy. Zbyt wielki głód rodzi mnóstwo rozczarowań. Przyglądał się w milczeniu, jak jego młodsza żona osiąga w nauce znacznie więcej od niego. Wiedziała, że to go rani. Brak ogromnego sukcesu, brak uznania przez świat za geniusza to dla Saula bolesne ciosy.

Kaye uniosła głowę i wciągnęła powietrze: spłowiały, parny upał, słaby zapach świeżej farby i desek z sąsiedniej biblioteki. Polubiła to stare laboratorium z jego zabytkami, pokorą i kilkudziesięcioma latami trudów i osiągnięć. Dni spędzone tutaj i w górach należały do najmilszych w ostatnim czasie. Tamara, Zamfira i Lado nie tylko przyjęli ją gościnnie, ale też otworzyli się natychmiast i szczodrze, włączając do swojej rodziny obcą wędrowniczkę.

Saul mógłby odnieść tutaj wielki sukces. Może podwójny. Potrzebował poczuć się kimś ważnym i przydatnym.

Odwróciła się i przez otwarte drzwi zobaczyła Tengiza, przygarbionego starego dozorcę, rozmawiającego z niskim, grubawym i młodym mężczyzną w szarych spodniach i bluzie. Stali w korytarzu łączącym laboratorium z biblioteką. Młody mężczyzna popatrzył na nią i uśmiechnął się. Tengiz również. Kiwnął potwierdzająco głową i wskazał Kaye. Nieznajomy wkroczył do laboratorium, jakby do niego należało.

— Pani Kaye Lang? — Zapytał po angielsku z wyraźnym akcentem amerykańskiego Południa. Był od niej kilka cali niższy, w jej wieku lub trochę starszy, miał rzadką czarną bródkę i kędzierzawe czarne włosy. Jego oczy, również czarne, były małe i inteligentne.

— Tak — potwierdziła.

— Miło mi. Nazywam się Christopher Dicken. Jestem z Epidemie Intelligence Service z National Center for Infectious Diseases w Atlancie w amerykańskiej Georgii, dalekiej od tej krainy, po angielsku nazywającej się tak samo, Georgia.

Kaye uśmiechnęła się i uścisnęła mu rękę.

— Nie wiedziałam, że ma pan tu przyjechać — powiedziała. — Co to jest NCID, CDC…

— Wyjechała pani do miejsca pod Gordi, dwa dni temu — przerwał jej Dicken.

— Przegnali nas — powiedziała Kaye.

— Wiem. Rozmawiałem dzisiaj z pułkownikiem Beckiem.

— Co pana interesuje?

— Powody nie są może dobre. — Zacisnął usta i uniósł brwi, potem znowu się uśmiechnął, otrząsnąwszy się z tego nastroju. — Beck powiedział, że ONZ i wszystkie rosyjskie siły pokojowe wycofały się z tego obszaru i wróciły do Tbilisi na usilną prośbę parlamentu i prezydenta Szewardnadze. Dziwne, nie sądzi pani?

— Kłopotliwe dla interesów — szepnęła Kaye. Tengiz nasłuchiwał z korytarza. Skrzywiła się, bardziej ze zdumienia niż ostrzegawczo. Odszedł.

— No — potwierdził Dicken. — Stare kłopoty. Jak stare, według pani?

— Co… Groby?

— Dicken przytaknął.

— Pięć lat. Może mniej.

— Kobiety były ciężarne.

— Taak… — Cedziła odpowiedź, starając się odgadnąć, dlaczego interesuje to kogoś z National Center for Infectious Diseases.

— Te dwie, które widziałam.

— Czy wykluczone jest błędne rozpoznanie? Może do grobu wrzucono już urodzone niemowlęta?

— Całkowicie wykluczone — odpowiedziała. — Płody miały jakieś sześć, siedem miesięcy.