Выбрать главу

Po raz pierwszy od Kazbeku poczuła się bezpieczna i zrównoważona. Biedna dziewczynka, pożałowała sobie. Czeka na powrót męża. Czeka na powrót prawdziwego męża.

9

Nowy Jork

Mark Augustine stał przed oknem małego pokoju hotelowego, trzymając na lepszy sen bourbon z wodą i lodem i słuchając sprawozdania Dickena.

Augustine był krępy i mocno zbudowany, o miłych, brązowych oczach, mocno osadzonej głowie ze skupionymi na środku szpakowatymi włosami, małym, lecz sterczącym nosie i wydatnych ustach. Cerę miał trwale ogorzałą od lat spędzonych w Afryce Równikowej i w Atlancie, głos łagodny i melodyjny. Był twardy i przedsiębiorczy, zręcznie się obracał w świecie polityki, jak przystoi dyrektorowi, i wielu w CDC uważało, że szykuje się go na następnego naczelnego lekarza kraju.

Gdy Dicken skończył, Augustine odstawił drinka.

— Bar-r-r-r-dzo ciekawe — powiedział głosem Artiego Johnsona. — Wspaniała praca, Christopherze.

Christopher uśmiechnął się, lecz czekał na dłuższą ocenę.

— W większości jest to zgodne z tym, co wiemy. Rozmawiałem z naczelną lekarz — ciągnął Augustine. — Uważa, że powinniśmy powiadamiać o sprawie małymi kroczkami i już niedługo. Zgadzam się z nią. Najpierw pozwolimy uczonym mieć swą uciechę, niech dodadzą odrobinę romantyzmu. Rozumiesz, sami maleńcy najeźdźcy z wnętrza naszych ciał to furda, nic ciekawego, a nie wiemy jeszcze, co potrafią. Takie buty. Doel i Davison z Kalifornii mogą ogłosić zarys swego odkrycia i nas uprzedzić. Zapracowali na to. Na pewno zasługują na odrobinę chwały. — Augustine podniósł znowu szklaneczkę whisky i zakolebał nią z cichym stukotem kostek lodu. — Czy doktor Mahy powiedział, kiedy zanalizują twoje próbki?

— Nie — odparł Dicken.

Augustine uśmiechnął się współczująco.

— Może powinieneś pojechać z nimi do Atlanty.

— Wolałbym, aby przylecieli tutaj i wzięli się do pracy — powiedział Dicken.

— W czwartek jadę do Waszyngtonu — zapowiedział Augustine. — Mam pomóc naczelnej lekarz w Kongresie. NIH powinien tam być. Nie zadzwoniliśmy jeszcze do sekretariatu HHS. Zabieram cię z sobą. Powiem Francis i Jonowi, aby jutro rano zapowiedzieli swą konferencję prasową. Odbędzie się za tydzień.

Dicken podziwiał go z prywatnym, lekko ironicznym uśmiechem. HHS — Health and Human Services — to Departament Zdrowia i Opieki Społecznej, nadzorujący pracę NIH, czyli National Institutes of Health, agencji rządowej zajmującej się badaniami biomedycznymi, oraz CDC — Centers for Disease Control and Prevention, kolejnej agencji rządowej z siedzibą w Atlancie w stanie Georgia, której celem jest zapobieganie i zwalczanie chorób.

— Dobrze naoliwiona maszyna — powiedział.

Augustine uznał to za komplement.

— Ciągle tkwimy po uszy w szambie. Rozjuszyliśmy Kongres naszym stanowiskiem w sprawie tytoniu i broni palnej. Ci dranie z Waszyngtonu uznali nas za wielki, gruby cel. Obcięli nam fundusze o jedną trzecią, aby pokryć koszty nowej obniżki podatków. Teraz pojawia się wielka afera i to niepochodząca z Afryki czy z dżungli. Nie ma nic wspólnego z naszym małym gwałtem na Matce Naturze. To cholerstwo, i wyszło ze środka naszych błogosławionych ciał. — Uśmiech Augustine’a nabrał wilczego charakteru. — Włosy mi się jeżą, Christopherze. To dar niebios! Musimy pokazać go z wyczuciem chwili i dramatyzmu. Jeśli nie zrobimy tego jak należy, naprawdę zawiśnie nad nami groźba, że nikt w Waszyngtonie się nie przejmie, dopóki nie stracimy całego pokolenia niemowląt.

Dicken zastanawiał się, jak może wskoczyć do tego pędzącego pociągu. Musi w jakiś sposób zebrać owoce swej pracy polowej, tylu lat szukania chimer.

— Rozważałem kwestię mutacji — powiedział z zaschniętymi ustami. Przedstawił zasłyszane na Ukrainie opowieści o zmutowanych niemowlętach i zarys swej teorii o wywołanym promieniowaniem uwolnieniu HERV.

Augustine zmrużył oczy i pokręcił głową.

— Wiemy o uszkodzeniach płodów w Czarnobylu. To nic nowego — szepnął. — Tu jednak nie było promieniowania. Nic się nie klei, Christopherze. — Otworzył okno pokoju i szmer ruchu ulicznego dziesięć pięter niżej zabrzmiał głośniej. Wiatr zakołysał białymi zasłonami.

Dicken walczył, próbując wzmacniać swe argumenty i mając przy tym świadomość, że jego dowody są żałośnie wątłe.

— Istnieje silne prawdopodobieństwo, że herod powoduje nie tylko poronienia. Pojawiał się przypuszczalnie w dość izolowanych populacjach. Działa co najmniej od lat sześćdziesiątych. Odpowiedź polityczna bywała często skrajna. Nikt nie starłby z ziemi całej wsi ani nie zabijał dziesiątkami matek, ojców i ich nienarodzonych dzieci, gdyby chodziło tylko o miejscowe plotki o poronieniach.

Augustine wzruszył ramionami.

— Zbyt mgliste — powiedział, patrząc na ulicę w dole.

— Wystarczające, aby wszcząć śledztwo — podsunął decyzję Dicken.

Augustine zmarszczył brwi.

— Mówimy o pustych łonach, Christopherze — stwierdził spokojnie. — Musimy zagrać naprawdę przerażającą kartą, a nie plotkami i science fiction.

10

Long Island, stan Nowy Jork

Kaye usłyszała kroki na schodach, usiadła w łóżku i zdążyła odgarnąć włosy z oczu, zanim zobaczyła Saula. Wszedł do sypialni na paluszkach, po dywanowym bieżniku, niosąc paczuszkę owiniętą w czerwoną folię i wstążkę, trzymając bukiet róż i wstrzymując oddech.

— Psiakrew — powiedział, widząc, że się obudziła. Szerokim gestem odsunął róże na bok i pochylił się nad łóżkiem, aby pocałować żonę. Jego usta były otwarte i lekko wilgotne, ale nie agresywne. Oznaczało to u niego, że jej potrzeby są ważniejsze, ale i on jest zainteresowany i to bardzo. — Witaj w domu. Tęskniłem za tobą, Mädchen.

— Dziękuję. Dobrze być tutaj.

Saul usiadł na skraju łóżka, patrząc na róże.

— Mam dobry humor. Moja pani jest w domu. — Uśmiechnął się szeroko i położył obok niej, podciągając nogi i opierając na pościeli stopy w skarpetkach. Kaye czuła zapach róż, mocny i słodki, niemal za silny jak na wczesny ranek. Podał je wraz z upominkiem. — Dla mojej błyskotliwej przyjaciółki.

Kaye usiadła, a Saul przeniósł jej poduszkę na zagłówek łóżka.

Widok męża w dobrej formie podziałał na nią jak zwykle: napawał nadzieją i radością z bycia w domu i zbliżenia się odrobinę do czegoś ważnego. Objęła go niezdarnie, składając ręce na karku.

— Och — powiedział Saul. — Teraz otwórz pudełko.

Uniosła brwi, zacisnęła usta i pociągnęła wstążkę.

— Czym na to zasłużyłam? — Zapytała.

— Nigdy tak naprawdę nie rozumiałaś, jaka jesteś cenna i wspaniała — odparł Saul. — Może właśnie za to cię kocham. Może wróciłaś akurat na specjalną okazję. Albo… Może czcimy coś innego.

— Co?

— Otwórz.

Coraz bardziej uświadamiała sobie, że nie było jej całe tygodnie. Zerwała czerwoną folię i powoli pocałowała jego dłoń z oczyma wpatrzonymi w twarz. Potem spuściła wzrok, na pudełko.

Wewnątrz był duży medal ze znanym popiersiem sławnego wytwórcy amunicji. Nagroda Nobla — zrobiona z czekolady.

Kaye zaśmiała się głośno.

— Gdzie… Gdzie to dostałeś?

Stan pożyczył mi swój i zrobiłem odcisk — wyjaśnił Saul.