Выбрать главу

Z telefonu komórkowego — linie w laboratorium odcięto — Kaye zadzwoniła pod numer Dickena w Atlancie.

25

Waszyngton, Dystrykt Columbia

— Mamy wyniki badań z czterdziestu dwóch szpitali w całym kraju — powiedział Augustine prezydentowi Stanów Zjednoczonych.

Wszystkie przypadki mutacji i wynikających z nich poronień płodów z badanego przez nas rodzaju wykazują pozytywny związek z obecnością grypy Heroda.

Prezydent siedział u czoła wielkiego stołu z polerowanego drewna klonowego, stojącego w Situation Room Białego Domu. Był wysoki i zażywny, z kędzierzawą grzywą siwych włosów lśniącą niby latarnia morska. Podczas kampanii wyborczej przezwano go pieszczotliwie „Wacik”, a ta nazwa patyczka higienicznego, używana pogardliwe przez młode kobiety w odniesieniu do starszych mężczyzn, zaczęła wyrażać dumę i sympatię. Obok niego siedzieli wiceprezydent; spiker, czyli przewodniczący Izby Reprezentantów, demokrata; przywódca większości w Senacie, republikanin; doktor Kirby; Shawbeck; sekretarz stanu resortu zdrowia i opieki społecznej; Augustine; trzej asystenci prezydenta, w tym szef jego sztabu; urzędnik łącznikowy Białego Domu do spraw służby zdrowia; liczni inni, których Dicken nie rozpoznawał. To bardzo wielki stół, a na naradę przeznaczono trzy godziny.

Dicken musiał przed wejściem zostawić komórkę, pager i palmtop w punkcie kontrolnym, podobnie jak wszyscy inni. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej wybuch „komórki” turysty spowodował znaczne uszkodzenia Białego Domu.

Trochę rozczarowało go wyposażenie Situation Room — nie było w nim żadnych najnowocześniejszych ekranów ściennych, konsoli komputerów, tablic jak z filmów science fiction. Zwykła duża sala z wielkim stołem i mnóstwem telefonów. Za to prezydent słuchał uważnie.

— SHEVA to pierwszy potwierdzony przypadek przekazywania retrowirusów endogennych pomiędzy ludźmi — ciągnął Augustine.

— Grypę Heroda powoduje SHEVA, bez najmniejszych wątpliwości. Przez całe moje życie lekarza i naukowca nigdy się nie spotkałem z czymś równie wirulentnym. Jeśli kobieta w początkach ciąży zetknie się z herodem, jej płód — dziecko — zostanie poroniony. Nasze statystyki wykazują, że temu wirusowi można przypisać już ponad dziesięć tysięcy poronień. Zgodnie z naszymi obecnymi danymi, jedynym źródłem grypy Heroda są mężczyźni.

— Co za straszna nazwa — wtrącił prezydent.

— Trafna, panie prezydencie — powiedziała doktor Kirby.

— Straszna i trafna — ustąpił prezydent.

— Nie wiemy, co powoduje ekspresję u osobników męskich — kontynuował Augustine — choć podejrzewamy rodzaj feromonu uruchamiającego cały proces, może wydzielanego przez ich partnerki. Nie mamy pojęcia, jak to powstrzymać. — Rozdał kartki papieru. — Nasi statystycy mówią, że można przewidywać w przyszłym roku ponad dwa miliony przypadków grypy Heroda. Dwa miliony możliwych poronień.

Prezydent rozważał to starannie; większości dowiedział się podczas poprzednich spotkań od Franka Shawbecka i sekretarz stanu resortu zdrowia i opieki społecznej. Powtarzanie, pomyślał Dicken, jest konieczne, aby politycy mogli choć trochę pojąć, w jak naprawdę ciemnym lesie przebywają naukowcy.

— Ciągle nie rozumiem, jak coś tkwiącego w nas samych może powodować aż tak wielkie szkody — powiedział wiceprezydent.

— Tkwiący w nas diabeł — dodał spiker Izby Reprezentantów.

— Podobne aberracje genetyczne mogą wywoływać raka — odparł Augustine. Dicken czuł, że trochę przesadził, a Shawbeck chyba też tak uważał. Nadeszła odpowiednia chwila na wyrażenie wsparcia przez niego czołowego pretendenta do stanowiska naczelnego lekarza, następcy Kirby.

— Mamy do czynienia z nowym problemem medycyny, nie budzi to żadnych wątpliwości — powiedział Shawbeck. — Przydarzył się nam jednak HIV. Wobec doświadczeń z nim jestem przekonany, że w ciągu sześciu, ośmiu miesięcy dokonamy przełomowych odkryć. W całym kraju, świecie, mamy poważne ośrodki badawcze, gotowe zmierzyć się z tym problemem. Opracowaliśmy program narodowy wykorzystujący możliwości NIH, CDC i National Center for Infectious and Allergic Diseases. Dzielimy tort, aby móc szybciej go zjeść. Nigdy, jako naród, nie byliśmy bardziej gotowi do poradzenia sobie z problemem tej wielkości. Zaraz po uruchomieniu programu do pracy przystąpi ponad pięć tysięcy badaczy z dwudziestu ośmiu ośrodków. Wezwiemy na pomoc przedsiębiorstwa prywatne i naukowców z zagranicy. Przygotowywany jest już program międzynarodowy. Wszystko zaczyna się tutaj. Panie i panowie, potrzebujemy jedynie szybkiej i skoordynowanej odpowiedzi od waszych instytucji.

— Nie przewiduję, aby ktokolwiek z obu stron Izby sprzeciwił się przyznaniu nadzwyczajnych funduszy — stwierdził spiker.

— Ani Senatu — dodał przywódca większości. — Podziwiam pracę wykonaną dotychczas, ale panowie, nie jestem tak entuzjastycznie jak chciałbym przekonany o naszych możliwościach naukowych. Panowie doktorzy Augustine, Shawbeck, minęło ponad dwadzieścia lat, zanim w ogóle zaczęliśmy radzić sobie z AIDS, pomimo wpakowania w badania dziesiątków miliardów dolarów. Pięć lat temu na AIDS zmarła moja córka. — Rozejrzał się po stole. — Skoro ta grypa Heroda jest dla nas taka nowa, skąd można oczekiwać cudów w okresie sześciu miesięcy?

— Nie cudów — odparł Shawbeck. — Początków rozumienia.

— A zatem kiedy będziemy mieli kurację? Nie pytam o lekarstwo, panowie. Ale kurację? A co najmniej szczepionkę?

Shawbeck przyznał, że nie wie.

— Możemy jedynie jak najszybciej wyzwolić potęgę nauki — stwierdził wiceprezydent i rozejrzał się po stole trochę niepewnie, zastanawiając się, czym to się może skończyć.

— Powiem raz jeszcze, mam wątpliwości — powiedział przywódca większości. — Zastanawiam się, czy to nie znak. Może nadeszła pora posprzątać dom i wejrzeć głęboko w nasze serca, pogodzić się z naszym Stwórcą. Wyraźnie widać, że uwolniliśmy jakieś potężne moce.

Prezydent dotknął palcem nosa, minę miał poważną. Shawbeck i Augustine domyślali się dość, aby zachowywać milczenie.

— Panie senatorze — powiedział prezydent — modlę się, aby się pan mylił.

Po zakończeniu narady Augustine i Dicken poszli z Shawbeckiem bocznym korytarzem obok biur w podziemiu do windy w tyle.

Shawbeck był wyraźnie zły.

— Co za hipokryzja — mruczał. — Nie znoszę, gdy przywołują Boga. — Poruszał ramionami dla rozładowania napięcia karku i cicho, urywanie zachichotał. — Sam głosowałbym za kosmitami. Można to nazwać Archiwum X.

— Chciałbym móc się śmiać, Franku — powiedział Augustine — ale jestem śmiertelnie przerażony. Znaleźliśmy się wewnątrz białej plamy. Połowa aktywowanych przez SHEVĘ białek jest nam nieznana. Nie mamy pojęcia, co robić. Może to pociągnąć nas na dno jak kamień. Ciągle się zastanawiam. Dlaczego ja, Frank?

— Bo jesteś taki ambitny, Marku — odparł Shawbeck. — Znalazłeś ten kamień i zajrzałeś pod niego. — Uśmiechał się trochę drapieżnie. — Choć nie miałeś wyboru… Na dłuższą metę.

Augustine przechylił głowę na bok. Dicken wyczuwał jego zdenerwowanie. Sam był trochę otępiały. Płyniemy pod prąd niewłaściwego strumienia, pomyślał, i wiosłujemy jak szaleńcy.