Kaye wyobraziła sobie nadętych bufonów z wyższej półki, najeżdżających dom wybrzydzającymi, bezmyślnymi parami, starannie ubranych w tweedy i drogie mokasyny albo luźne jedwabne spodnie do kolan, maskujących oznaki prawdziwej indywidualności czy intelektu, ale uznających za zbyt pospolite porady dotyczące mody w dodatkach niedzielnych do gazet. Cóż, jej zdaniem dom miał pełno takiego rodzaju uroku. Wraz z Saulem kupowała meble, zasłony i dywany, które nie zakłócały zbytnio tego właśnie wdzięku. Ich osobiste życie miało jednak zostać wymazane, zanim dom trafi na rynek.
Ich osobiste życie. Saul nie chciał, aby trwało dłużej. Kaye usuwała ślady życia spędzonego razem; AKS rozwiązało i rozdzieliło ich życie zawodowe.
Pośredniczka litościwie nie wspomniała o krwawym postępku Saula.
Jak długo potrwa poczucie winy? Przestała schodzić po schodach i ugryzła opuszkę kciuka. Obojętnie, ile razy próbowała szarpnąć lejcami swego umysłu i wrócić na drogę, jaka jej pozostała, zbaczała zawsze w labirynt skojarzeń, na emocjonalne ścieżki wiodące głębiej w las nieszczęścia. Oferta z Zespołu Specjalnego Heroda była powrotem na prostą drogę, jej własną nową drogę, chłodną i równą. Osobliwości świata przyrody pomogą jej uleczyć osobliwości własnego życia, niesamowite, ale też możliwe do przyjęcia, do uwierzenia; potrafiła sobie wyobrazić swe życie biegnące tak właśnie.
Zabrzmiał melodyjnie dzwonek u drzwi. Eleanor Rigby, wybór Saula. Kaye zeszła i otworzyła. Na ganku stała z napiętą twarzą Judith Kushner.
— Przyjechałam, jak tylko dostrzegłam wzór — powiedziała. Miała na sobie czarną wełnianą spódnicę, czarne buty i białą bluzkę. Klamry płaszcza przeciwdeszczowego marki London Fog ciągnęły się po ziemi.
— Cześć, Judith — odparła Kaye, nieco skonsternowana. Kushner złapała drzwi, spojrzała, jakby pytając o pozwolenie, i weszła do domu. Zerwała płaszcz i rzuciła go na milczącego lokaja z drewna klonowego.
— Zadzwoniłam do ośmiu osób, które znam, a Marge Cross skontaktowała się już ze wszystkimi. Pojechała osobiście tam, gdzie mieszkają, mówiąc, że udaje się na spotkanie w sprawie interesów — do licha, pięcioro mieszka wokół Nowego Jorku, wymówka jest więc dobra.
— Marge Cross… z Americol? — Spytała Kaye.
— I z Euricol. Nie myśl, że nie pociągnęła za sznurki za granicą. Chryste, Kaye, ta baba prze jak czołg — ma teraz z sobą Lindę i Herba! A to dopiero początek.
— Judith, proszę cię, zwolnij.
— Fionę trochę zamurowało, kiedy odprawiłam Cross, słowo honoru! Nienawidzę tego korporacyjnego bagna. Nienawidzę jak diabli. Nazwij mnie socjalistką, dzieckiem lat sześćdziesiątych…
— Proszę — powiedziała Kaye, wysuwając ręce, aby powstrzymać lawinę. — To potrwa w nieskończoność, jeśli będziesz w takiej złości.
Kushner urwała i popatrzyła.
— Bystra jesteś, maleńka. Zdołałaś to przewidzieć.
Kaye chwilę lub dwie mrugała oczyma.
— Marge Cross, Americol, chce kawałka SHEVY?
— Będzie mogła nie tylko wypełnić swoje szpitale, ale też dostarczać im bezpośrednio każde lekarstwo, które opracowuje „jej” zespół. Programy leczenia na wyłączność dla związanych z Americolem placówek publicznej służby zdrowia. Ponadto zapowiada zespół specjalistów z najwyższej półki, a notowania jej spółek niebotycznie wzrosną.
— Chce mnie?
— Zadzwoniła do mnie Debra Kim. Powiedziała, że Marge Cross zamierza dać jej laboratorium, wyposażyć je w jej myszy SCID, wykupić prawa patentowe na leczenie cholery — za bardzo przyzwoitą sumę, tak iż stanie się bogata. I wszystko to, zanim pojawi się kuracja. Debra chciała wiedzieć, co powinna ci przekazać.
— Debra? — Wszystko to dla Kaye toczyło się zbyt szybko.
— Marge jest magistrem psychologii. Wiem to. W latach siedemdziesiątych byłam z nią na akademii medycznej. Jednocześnie studiowała zarządzanie. Mnóstwo energii, brzydka jak diabeł, żadnych kłopotów z facetami, ma więcej czasu, który ty i ja marnujemy na randki… Rzuciła w diabły nosze w 1987 i teraz popatrz na nią.
— Czego chce ode mnie?
Kushner wzruszyła ramionami.
— Jesteś pionierem, sławą… Szlag, Saul trochę zrobił z ciebie męczennicę, zwłaszcza dla kobiet… Kobiet, które przyjdą, szukając leczenia. Masz wspaniałe referencje, wspaniałe publikacje, wiarygodność wprost ciebie przepełnia. Myślałam, Kaye, że zastrzelą posłańca. Teraz sądzę, że dadzą ci złoty medal.
— Boże. — Kaye weszła do salonu z pustymi ścianami i usiadła na świeżo oczyszczonej kanapie. Pokój pachniał mydłem, trochę olejkiem do kąpieli, jak w szpitalu.
Kushner powąchała i zmarszczyła nos.
— Pachnie, jakby mieszkały tu roboty.
— Ta z handlu nieruchomościami powiedziała, że powinno pachnieć czystością — powiedziała Kaye, zyskując dość czasu, aby wziąć się w garść. — A kiedy posprzątali na górze… Po Saulu… Został zapach. Pine-Sol. Lizol. Takie tam.
— Jezu — rzuciła cicho Kushner.
— Odprawiłaś Marge Cross? — Zapytała Kaye.
— Mam dość pracy, aby uszczęśliwiała mnie do końca życia, maleńka. Nie potrzebuję maszynki do robienia forsy. Widziałaś ją w telewizji?
Kaye przytaknęła.
— Nie wierz w jej wizerunek.
Podjazd zachrzęścił pod samochodem. Kaye wyjrzała przez boczne okno wykuszu i zobaczyła wielkiego chryslera koloru myśliwskiej zieleni. Wysiadł z niego młody mężczyzna w szarym garniturze i otworzył prawe tylne drzwiczki. Pojawiła się Debra Kim, rozejrzała wokół, osłoniła twarz przed zimną bryzą znad wody.
Zaczęły padać rzadkie płatki śniegu.
Młody mężczyzna ubrany na szaro otworzył lewe środkowe drzwiczki i wygrzebała się Marge Cross, całe jej sześć stóp wzrostu, w granatowym wełnianym płaszczu, z siwiejącymi czarnymi włosami spiętymi w skromny kok. Powiedziała coś kierowcy, ten kiwnął głową, wrócił do samochodu, oparł się o niego, gdy Cross i Debra Kim ruszyły do ganku.
— Zamurowało mnie — powiedziała Kushner. — Działa z większą prędkością niż światło.
— Nie wiedziałaś, że przyjedzie?
— Nie tak szybko. Czy mam wybiec tylnymi drzwiami?
Kaye pokręciła głową i po raz pierwszy od wielu dni nie mogła powstrzymać śmiechu.
— Nie. Chciałabym zobaczyć, jak obie kłócicie się o moją duszę.
— Kocham cię, Kaye, ale nie nadaję się do kłótni z Marge.
Kaye podeszła szybko do drzwi frontowych i otworzyła je, zanim Cross sięgnęła do dzwonka. Ta wpadła z szerokim, przyjacielskim uśmiechem; jej kanciasta twarz i zielone oczka wyrażały matczyną troskę.
Kim uśmiechała się nerwowo.
— Cześć, Kaye — powiedziała, rumieniąc się przy tym.
— Kaye Lang? Nie zostałyśmy sobie przedstawione — zapytała Cross.
O Boże, pomyślała Kaye, ona naprawdę ma głosik jak Julia Child!
Zaparzyła w starym dzbanku pachnącą wanilią kawę rozpuszczalną i rozlała ją do porcelany, którą zostawiła w domu. Ani przez chwilę Cross nie dała jej odczuć, że podaje coś nieodpowiedniego i nie dość wyśmienitego dla kobiety wartej dwadzieścia miliardów dolarów.
— Jestem tutaj, aby się z tobą spotkać osobiście. Widziałam laboratorium Debry w AKS — powiedziała Cross. — Robi bardzo ciekawe rzeczy. Mamy dla niej miejsce. Debra wspomniała o twojej sytuacji…
Kushner zerknęła na Kaye i trochę za słabo pokiwała głową.
— I szczerze, już od miesięcy chciałam ciebie poznać. Mam pięciu młodych ludzi czytających dla mnie literaturę fachową — wszyscy są bardzo przystojni i bardzo bystrzy. Jeden z najprzystojniejszych i najbystrzejszych powiedział mi: „Proszę to przeczytać”. Twój artykuł, przewidujący ekspresję dawnego prowirusa ludzkiego. Rany. Teraz jest bardziej na czasie niż kiedykolwiek. Kim powiedziała, że przyjęłaś propozycję pracy dla CDC Dla Christophera Dickena.