Выбрать главу

Gwałtownie wytarł rękę o spodnie, jakby to on mógł się zarazić.

30

Uniwersytet Stanu Waszyngton, Seattle

Mitch siedział na ławce, wyciągając ręce do rozmytego blasku słonecznego. Miał na sobie wełnianą koszulę marki Pendleton, sprane dżinsy, sfatygowane buty turystyczne; nie założył płaszcza.

Gołe drzewa wznosiły szare ramiona nad zdeptanym śniegiem. Wychodzone przez studentów ścieżki biegły poza chodnikami, tworząc szlaki przecinające się na zaśnieżonych trawnikach.

Z wiszących nad głowami poszarpanych, szarych mas chmur spadały powoli płatki śniegu.

Podszedł Wendell Packer, uśmiechając się niepewnie i machając ręką. Był w wieku Mitcha, pod czterdziestkę, wysoki i szczupły, z przerzedzonymi włosami i regularnymi rysami, tylko trochę popsutymi bulwiastym nosem. Nosił gruby sweter, granatową kamizelkę i małą, skórzaną torbę na ramię.

— Zawsze chciałem nakręcić film o tym dziedzińcu — powiedział Packer. Nerwowo zaciskał dłonie.

— Jakiego rodzaju? — Zapytał Mitch. Już bolało go serce. Musiał się zmusić do zadzwonienia i przyjścia na uczelnię. Próbował nauczyć się ignorować zmieszanie dawnych kolegów i przyjaciół naukowych.

— Tylko jedną scenę. Śnieg pokrywający ziemię w styczniu; kwitnące śliwy w kwietniu. Idzie ładna dziewczyna, właśnie tutaj. Obraz powoli ciemnieje: otaczają ją opadające płatki śniegu, przechodzą w płatki kwiatów. — Packer wskazał ścieżkę, którą studenci brnęli na zajęcia. Zmiótł breję z ławki i usiadł obok Mitcha. — Mogłeś przyjść do mojego pokoju, Mitch. Nie jesteś pariasem. Nikt nie zamierza wykopać cię z terenu uczelni.

Mitch wzruszył ramionami.

— Dziczeję, Wendell. Niewiele sypiam. Mam stos podręczników w mieszkaniu… Cały dzień czytam o biologii. Nie wiem, na czym powinienem się skupić najbardziej.

— No tak, pożegnaj się z élan vital. Jesteśmy teraz inżynierami.

— Chcę postawić ci obiad i zadać kilka pytań. A także wiedzieć, czy mogę wysłuchać kilku wykładów na twoim wydziale. Teksty nie przemawiają do mnie.

— Mogę popytać profesorów. Jakich dokładnie wykładów?

— Embriologia. Rozwój kręgowców. Trochę położnictwa, ale to już poza twoim wydziałem.

— Dlaczego?

Mitch patrzył przez dziedziniec na otaczające go ściany budynków z cegły barwy ochry.

— Muszę się wiele nauczyć, zanim otworzę gębę albo zrobię inny głupi ruch.

— Na przykład jaki?

— Gdybym ci powiedział, upewniłbyś się, że zwariowałem.

— Mitch, od lat rzadko spędzałem lepiej czas niż wtedy, gdy chodziliśmy z dzieciakami do Gingko Trees. Uwielbiały łazić, szukać skamielin. Godzinami wpatrywałem się w ziemię, aż od słońca spiekł mi się kark. Zrozumiałem, że to dlatego nosisz chustę z tyłu kapelusza.

Mitch się uśmiechnął.

— Nadal jestem przyjacielem, Mitch.

— To naprawdę wiele dla mnie znaczy, Wendell.

— Zimno tutaj — powiedział Packer. — Gdzie zabierasz mnie na obiad?

— Lubisz kuchnię azjatycką?

Siedzieli w restauracji Little China, w kąciku przy oknie, czekając na przyniesienie ryżu, makaronu i curry. Packer popijał gorącą herbatę; Mitch, przekornie, zamówił zimną lemoniadę. Para pokrywała szybę okna wychodzącego na szarą Ave, nazywaną tak, choć naprawdę była to biegnąca obok kampusu University Street, a nie Avenue. Trochę młodzieży w skórzanych kurtkach i luźnych portkach paliło papierosy i tuptało wokół stojaka z gazetami na łańcuchach. Śnieg ustał i ulice lśniły czernią.

— No to mów, na co są ci potrzebne te wykłady — poprosił Packer.

Mitch rozłożył trzy wycięte z gazet artykuły o Ukrainie i Gruzji. Packer przeczytał je uważnie.

— Ktoś próbował zabić matkę z jaskini. A po tysiącach lat zabijają matki z grypą Heroda.

— Aha. Myślisz, że neandertalczycy… Niemowlę znalezione w jaskini. — Packer odchylił głowę do tyłu. — Jestem trochę zaskoczony.

— Chryste, Wendell, byłem tam. Widziałem dziecko w jaskini. Naukowcy z Innsbrucku na pewno już to potwierdzili, choć nic nikomu nie mówią. Pisałem listy, ale nawet nie raczyli odpowiedzieć.

Packer zastanawiał się, głęboko marszcząc czoło, próbując złożyć pełen obraz.

— Myślisz, że natrafiłeś na przypadek punktualizmu. W Alpach.

Niska kobieta o okrągłej, ładnej twarzy przyniosła jedzenie i przy talerzach położyła pałeczki. Kiedy odeszła, Packer mówił dalej:

— Uważasz, że w Innsbrucku porównali tkanki, a jedynie nie ujawniają wyników?

Mitch przytaknął.

— Na razie to tylko domysł, tak nieprawdopodobny, że nikt nic nie mówi. Sprawa jest niezwykle delikatna. Słuchaj, nie chcę być współautorem… Nie chcę cię obarczać wszystkimi szczegółami. Daj mi tylko szansę przekonania się, czy mam rację, czy też nie. Najprawdopodobniej tak się mylę, że powinienem się zabrać do produkcji asfaltu. Ale… Byłem tam, Wendell!

Packer rozejrzał się po restauracji, odsunął pałeczki, nałożył na talerz kilka łyżek ostrego sosu z papryczek i wbił widelec w wieprzowinę z curry i ryżem. Z pełnymi ustami zapytał:

— Jeśli pozwolę ci chodzić na wykłady, czy będziesz siadał z tyłu?

— Będę stał za drzwiami — odparł Mitch.

— Żartowałem — powiedział Packer. — Chyba.

— Wiedziałem — uśmiechnął się Mitch. — Chcę cię teraz prosić o jeszcze jedną przysługę.

Packer uniósł brwi.

— Przeginasz, Mitch.

— Czy masz kogoś po doktoracie pracującego nad SHEVĄ?

— Zgadłeś — powiedział Packer. — CDC prowadzi program koordynacji badań, do którego przystąpiliśmy. Widziałeś, że wszystkie kobiety na uczelni noszą maseczki z gazy? Chcielibyśmy rzucić odrobinę światła na to wszystko. No wiesz, światła. — Spojrzał wprost na Mitcha.

Mitch wyciągnął dwie szklane fiolki.

— Są dla mnie bardzo cenne — oznajmił. — Nie chcę ich stracić.

— Trzymał je na wnętrzu dłoni. Lekko zadźwięczały, ich zawartość przypominała dwa kawałeczki suszonej wołowiny.

Packer odłożył widelec.

— Co to?

— Tkanka neandertalczyka. Jedna od samca, druga od samicy.

Packer przestał żuć.

— Ile jej potrzebujesz? — Spytał Mitch.

— Niewiele — odparł Packer z ustami pełnymi ryżu. — Jeśli mam coś zrobić.

Mitch powoli przesuwał w przód i w tył dłoń z fiolkami.

— Gdybym miał ci zaufać — dodał Packer.

— To ja muszę zaufać tobie — powiedział Mitch.

Packer zerknął na zamglone okna, młodzież nadal tkwiącą za nimi, śmiejącą się i palącą papierosy.

— Mam szukać w nich… SHEVY?

— Lub czegoś podobnego do SHEVY.

— Dlaczego? Co SHEVA ma wspólnego z ewolucją?

Mitch poklepał artykuły z gazet.

— Wyjaśnia to wszystkie gadki o dzieciach diabła. Dzieje się coś mocno niezwykłego. Musiało się dziać przedtem, znalazłem dowody.

Packer starannie wytarł usta.

— Ani trochę ci nie wierzę. — Wziął fiolki z dłoni Mitcha, przyjrzał się im uważnie. — Są tak cholernie stare. Trzy lata temu trzej moi asystenci po doktoracie badali sekwencje DNA mitochondrialnego z tkanek kości neandertalczyka. Przetrwały z niego tylko fragmenty.

— Możesz więc potwierdzić, że to jest prawdziwe — powiedział Mitch. — Wyschnięte, zdegradowane, ale przypuszczalnie pełne.