— Tylko tak mówią ankieterom — mruknęła Cross.
— Na pewno dzieje się tak w wielu przypadkach. RU-486 to wypróbowany i sprawdzony środek. Stał się trzymaną w domu ostatnią deską ratunku dla zdesperowanych.
— Nie jest zabezpieczeniem — rzucił niezadowolony Jackson.
— Wśród tych, które nie używały pigułki wczesnoporonnej, aż połowa wierzy, że rząd próbuje narzucić narodowi, może światu, hurtową aborcję — powiedziała Nilson. — Ktokolwiek wymyślił nazwę „Herod”, naprawdę dużo schrzanił.
— Augustine ją wybrał — wyjaśniła Cross.
— Marge, nadciąga wielka katastrofa społeczna: niewiedza zmieszana z seksem i martwymi niemowlętami. Skoro wielka liczba kobiet z SHEVĄ powstrzymuje się od seksu ze swymi partnerami i mimo to zachodzi w ciążę, to zdaniem naszych socjologów dojdzie do nasilenia przemocy domowej, jak też wielkiego wzrostu liczby przerwanych ciąż, w tym także zwykłych.
— Są inne możliwości — powiedziała Kaye. — Widziałam ich skutki.
— Mów — zachęciła Cross.
— Wypadki na Kaukazie w latach dziewięćdziesiątych. Masakry.
— Z nimi też się zapoznałam — powiedziała rzeczowo Nilson, przerzucając swe notatki. — Nawet teraz nie wiemy zbyt wiele. U miejscowej ludności występowała SHEVA…
— Sprawa jest znacznie bardziej złożona — przerwała jej Kaye załamującym się głosem — niż ktokolwiek z nas może sobie wyobrazić. Nie mamy do czynienia z charakterystyką choroby. Chodzi o przekazywanie poziome instrukcji genetycznych prowadzących do fazy przejściowej.
— Znowu? Nie rozumiem — powiedziała Nilson.
— SHEVA nie jest czynnikiem chorobotwórczym.
— Bzdura — rzucił zdumiony Jackson.
Marge kiwnęła mu ostrzegawczo ręką.
— Ciągle odgradzamy się murami od tego tematu. Dłużej już nie wytrzymam, Marge. Zespół Specjalny od samego początku odrzucał tę możliwość.
— Nie wiem, co jest odrzucane — powiedziała Cross. — Kaye, zreferuj pokrótce.
— Widzimy wirusa, choćby pochodzącego z naszego własnego genomu, i przyjmujemy, że wywołuje chorobę. Patrzymy na wszystko pod tym kątem.
— Kaye, nie spotkałem się nigdy z wirusem, który nie wywoływałby kłopotów — powiedział Jackson, patrząc spod ciężkich powiek. Jeśli próbował ją ostrzec, że stąpa po cienkim lodzie, to tym razem nadaremnie.
— Mamy przed oczyma prawdę, ale nie pasuje ona do naszych prymitywnych poglądów na sposoby, w jakie działa przyroda.
— Prymitywnych? — Spytał Jackson. — Powiedz to o ospie wietrznej.
— Gdyby spotkało nas to za trzydzieści lat — ciągnęła uparcie Kaye — może bylibyśmy przygotowani, ale teraz postępujemy jak nierozumne dzieci. Dzieci, które nigdy nie poznały prawdy o życiu.
— Co przegapiliśmy? — Pytała cierpliwie Cross.
Jackson bębnił palcami po stole.
— Już to omawialiśmy.
— Co? — Powtórzyła Cross.
— Nigdy na poważnie — odparła Kaye Jacksonowi.
— Co, jeśli łaska?
— Kaye chce nam powiedzieć, że SHEVA jest częścią przetasowania biologicznego. Transpozony skaczą sobie i wpływają na fenotyp. Wrze teraz u stażystów, którzy czytali artykuły Kaye.
— Co to znaczy?
— Pozwolę sobie na przewidywania — skrzywił się Jackson. — Jeśli dopuścimy na narodzin nowych dzieci, wszystkie będą wielkogłowymi nadludźmi. Cudownymi istotami o włosach blond, wysyłających promienie oczach i zdolnościach telepatycznych. Zabiją nas wszystkich i przejmą Ziemię.
Oszołomiona, bliska łez Kaye patrzyła na Jacksona. Uśmiechał się trochę przepraszająco, promieniejąc jednocześnie, bo uciął w zarodku wszelką dyskusję.
— To strata czasu — powiedział. — A nie mamy go wiele.
Nilson patrzyła na Kaye z niepewnym współczuciem. Marge podniosła głowę i wpatrywała się w sufit.
— Czy ktoś będzie łaskaw powiedzieć mi, w co wdepnęłam?
— W świeże gówno — szepnął Jackson pod nosem, poprawiając serwetkę.
Kelner przyniósł im jedzenie.
Nilson położyła dłoń na ręce Kaye.
— Wybacz nam, Kaye. Robert potrafi być bardzo przekonujący.
— Powstrzymuje mnie własna niepewność, a nie obronne grubiaństwo Roberta — powiedziała Kaye. — Marge, wpojono mi zasady współczesnej biologii. Zajmuję się ścisłym odczytywaniem danych. Oto mocne podwaliny współczesnej biologii, wzniesione starannie cegła po cegle… — Wyciągniętą ręką pokazała mur. — I oto nadciąga sztormowa fala zwana genetyką. Rysujemy plan hali fabrycznej żywej komórki. Odkrywamy, że przyroda jest nie tylko zaskakująca, ale i oszałamiająco nieortodoksyjna. Ma w nosie, co myślimy, jakie są nasze paradygmaty.
— Wszystko bardzo ładnie — stwierdził Jackson — ale nauka to organizacja naszej pracy i zapobieganie marnowaniu czasu.
— To dyskusja, Robercie — powiedziała Cross.
— Nie mogę przepraszać za coś, co w głębi duszy uważam za prawdę — upierała się Kaye. — Wolę stracić wszystko niż skłamać.
— Godne podziwu — powiedział Jackson. — „A jednak się kręci”, czyż nie tak, Kaye?
— Robercie, nie bądź dupkiem — rzuciła Nilson.
— Jestem przegłosowany, moje panie. — Jackson w złości odsunął krzesło. Położył serwetkę na talerzu, ale nie odchodził. Założył jedynie ręce i podniósł głowę, jakby zachęcając — lub wyzywając — Kaye, by mówiła dalej.
— Zachowujemy się jak dzieci, które nie wiedzą nawet, skąd biorą się dzieci — ciągnęła. — Jesteśmy świadkami odmiennego rodzaju ciąży. Nie jest nowy, zdarzał się już po wielekroć. To ewolucja, ale kierowana, krótkoterminowa, natychmiastowa, nieciągła, i nie mam pojęcia, jakie dzieci się narodzą. Nie będą jednak potworami i nie zjedzą swoich rodziców.
Jackson podniósł rękę jak uczeń w klasie.
— Jeśli pracuje nad nami ręka jakiegoś szybko działającego, mistrzowskiego rzemieślnika, jeśli naszą ewolucją kieruje teraz Bóg, to moim zdaniem pora wynająć jakiegoś kosmicznego prawnika. To najbardziej podstawowy błąd w sztuce. Dziecko C było jedną wielką fuszerką.
— Miało opryszczkę — powiedziała Kaye.
— Opryszczka tak nie działa — odparł Jackson. — Wiesz o tym równie dobrze jak ja.
— SHEVA wywołuje u płodów szczególną wrażliwość na zakażenia wirusowe. To błąd, błąd naturalny.
— Nie mamy na to żadnych dowodów. Dowody, pani Lang!
— CDC… — Zaczęła Kaye.
— Dziecko C było potworkiem Heroda drugiego stadium, z dodatkiem opryszczki jako przystawką — powiedział Jackson.
— Naprawdę, drogie panie, mam dosyć. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Sam jestem wykończony. — Wstał, skłonił się szybko i wyszedł z jadalni.
Marge grzebała widelcem w sałatce.
— Wygląda mi to na problem pojęciowy. Zwołam zebranie.
— Wysłuchamy twoich dowodów, szczegółowo. Poproszę też Roberta o sprowadzenie swoich ekspertów.
— Nie sądzę, abym znalazła wielu takich, którzy otwarcie mnie wesprą — powiedziała Kaye. — Na pewno nie teraz. Sytuacja jest bardzo napięta.
— Sprawa jest bardzo ważna ze względu na odbiór społeczny — dodała Nilson z naciskiem.
— Dlaczego? — Spytała Cross.
— Jeśli jakaś grupa, sekta czy organizacja uzna, że Kaye ma rację, będziemy się musieli z tym zmierzyć.
Kaye poczuła się nagle całkowicie odkryta, odsłonięta ze wszystkich stron.