Выбрать главу

— Czy działasz tak na wszystkie kobiety?

— Nigdy.

— Bzdura. Ładnie pachniesz — powiedziała.

Dzielił ich niecały krok. Mitch pokonał tę odległość, dotknął jej podbródka, podniósł go. Pocałował ją lekko. Kaye cofnęła się kilka cali, potem chwyciła jego brodę między kciuk i palec wskazujący, ściągnęła w dół, pocałowała z większą mocą.

— Chyba można sobie z tobą pożartować — powiedziała. Z Saulem nigdy nie miała pewności, jak zareaguje. Nauczyła się narzucać granice swemu postępowaniu.

— Proszę bardzo.

— Jesteś mocny — uznała. Dotykała spowodowane słońcem zmarszczki na jego twarzy, przedwczesne kurze łapki. Miał młodą twarz i bystre oczy, ale mądrą skórę, która wiele doświadczyła.

— Jestem szalony, ale mocno.

— Świat się toczy, nasze instynkty pozostają niezmienne — powiedziała Kaye; jej wzrok stracił ostrość. — Nie panujemy nad nimi. — Pewnej jej cząstce, która od bardzo dawna się nie odzywała, podobała się jego twarz.

Mitch dotknął jej czołem.

— Słyszysz to? Głęboko w sobie?

— Chyba tak — odparła. Postanowiła zarzucić wędkę. — Jak pachnę?

Mitch pochylił się nad jej włosami. Kaye wstrzymała oddech, gdy nosem dotknął ucha.

— Czysto i odżywczo, jak plaża w deszczu — powiedział.

— A ty jak lew — stwierdziła. Mitch musnął nosem jej usta, przyłożył ucho do skroni, jakby nasłuchiwał. — Co słyszysz? — Zapytała.

— Jesteś głodna — odparł Mitch i rozjaśnił się ogarniającym wszystko, tysiącwatowym chłopięcym uśmiechem.

Było to w tak oczywisty sposób nieoczekiwane, że Kaye w zadziwieniu dotknęła palcem jego ust, zanim z powrotem przywołał na twarz opiekuńczy, ujmujący, ale ostatecznie maskujący, niedbały uśmiech. Odsunęła się od niego.

— Racja. Jedzenie. Najpierw poproszę o wino. — Otworzyła lodówkę. Wręczyła mu butelkę semillon blanc.

Mitch wyjął z kieszeni spodni szwajcarski scyzoryk, wysunął korkociąg, zręcznie wydobył korek.

— Na wykopaliskach piliśmy piwo, a wino po ich zakończeniu — powiedział, napełniając jej kieliszek.

— Jakie piwo?

— Coors. Budweiser. Każde niezbyt ciężkie.

— Wszyscy znani mi mężczyźni wolą piwo typu ale albo z minibrowaru.

— Nigdy w życiu — powiedział.

— Gdzie się zatrzymałeś? — Zapytała.

— W YMCA.

— Nigdy nie znałam nikogo, kto mieszkałby w YMCA.

— Nie jest tam tak źle.

Spróbowała wina, zwilżyła wargi, przysunęła się bliżej, wspięła na palce, pocałowała go. Smakował wino z jej języka, jeszcze trochę schłodzone.

— Zostań tutaj — powiedziała.

— Co pomyśli napuszony byczek?

Kaye pokręciła głową, pocałowała ponownie, a on otoczył ją ramionami, nadal trzymając kieliszek i butelkę. Odrobina wina splamiła jej sukienkę. Obrócił ją i odstawił kieliszek, a potem butelkę.

— Nie wiem, kiedy przestać — powiedziała Kaye.

— Ani ja — odparł. — Wiem jednak, jak należy uważać.

— Takie czasy — stwierdziła Kaye z żalem i wyciągnęła mu koszulę ze spodni. Nie była najpiękniejszą kobietą, jaką Mitch widział nago, ani najbardziej żywiołową w łóżku. Taka była Tilde, która choć się dystansowała, działała ogromnie podniecająco. U Kaye najbardziej go uderzyło, że podobało mu się w niej absolutnie wszystko, od małych i trochę obwisłych piersi, wąskiej klatki piersiowej, szerokich bioder, bujnego puszku łonowego, długich nóg — lepszych niż u Tilde, pomyślał — po poważny i baczny wzrok, gdy się z nią kochał. Jej zapach wypełniał mu nos, wypełniał mózg, aż Mitch poczuł, że unosi się na ciepłym i podtrzymującym oceanie niezbędnej rozkoszy. Przez prezerwatywę czuł bardzo niewiele, ale odwzajemniały to wszystkie pozostałe zmysły, zaś dotyk jej piersi, twardych jak pestki wiśni sutków, wyniósł go ponad i poza falę. Nadal poruszał się w niej, instynktownie wzmacniając ostatki swego przypływu, aż spojrzała z wielkim zdumieniem, wierzgnęła pod nim, zacisnęła powieki i zawołała: — O Boże, rżnij, rżnij!

Do tej pory przeważnie milczała, więc popatrzył na nią zdziwiony. Odwróciła twarz i przytuliła go mocno do siebie, pociągnęła w dół, owinęła nogami, otarła się mocno. Chciał się wycofać, zanim prezerwatywa popuści, ale Kaye poruszała się nadal, a on znów poczuł, że twardnieje, korzystał z tego, aż wydała urwany krzyk, tym razem z otwartymi oczami; twarz miała wykrzywioną, jakby w wielkiej potrzebie czy cierpieniu. Potem oblicze się wygładziło, ciało odprężyło i zamknęła oczy. Mitch wycofał się i sprawdził: prezerwatywa trzymała mocno. Zdjął ją i zręcznie związał, wyrzucił obok łóżka, aby później pozbyć się jej całkowicie.

— Nie mogę mówić — szepnęła Kaye.

Leżał obok niej, wchłaniając ich zmieszane zapachy. Nie pragnął niczego więcej. Po raz pierwszy od lat był szczęśliwy.

— Jak to było z neandertalczykami? — Spytała Kaye. Na dworze pogłębiał się zmierzch. Ciszę mieszkania zakłócały tylko odległe, stłumione odgłosy ruchu ulicznego.

Mitch podniósł się na łokciu.

— Już o tym rozmawialiśmy.

Kaye leżała na plecach, naga od pasa w górę, z prześcieradłem podciągniętym do pępka, wsłuchując się w coś bardziej odległego niż ruch uliczny.

— W San Diego — powiedziała. — Pamiętam. O tym, że mieli maski. I o mężczyźnie, który został z nimi. Uważałeś, że musiał bardzo ją kochać.

— Zgadza się — potwierdził Mitch.

— Musiał być kimś rzadkim. Wyjątkowym. Kobieta na terenie NIH. Jej chłopak nie uwierzył, że to jego dziecko. — Słowa zaczęły z niej płynąć obficie. — Laura Nilson, kierownik działu kadr w Americolu, powiedziała nam, że mężczyźni przeważnie nie wierzą, iż to ich dzieci. Większość kobiet prędzej zdecyduje się na aborcję, niż podejmie takie ryzyko. To dlatego chcą zalecać pigułkę „dzień po”. Jeśli wystąpią problemy ze szczepionką, pozostanie ten sposób powstrzymywania epidemii.

Mitch wyglądał na niezadowolonego.

— Czy nie możemy na chwilę o tym zapomnieć?

— Nie — odparła. — Nie wytrzymam dłużej. Zamierzamy zabić wszystkich pierworodnych, jak faraon w Egipcie. Jeśli się uda, nigdy się nie dowiemy, jak będzie wyglądało następne pokolenie. Wymrze całkowicie. Czy chcesz, aby tak się stało?

— Nie — rzekł Mitch. — Nie oznacza to jednak, że nie jestem równie przerażony jak każdy inny facet. — Pokręcił głową. — Ciekaw jestem, jak bym postąpił na miejscu tamtego, wówczas, piętnaście tysięcy lat temu. Plemię musiało ich wyrzucić. A może uciekli. Może tylko szli sobie i wpadli na grupę pościgową, a kobieta została ranna.

— Wierzysz w to?

— Nie — odparł Mitch. — Naprawdę nie wiem. Nie jestem szurnięty.

— Psuję nastrój, tak?

— Mhm — wymruczał.

— Nasze życie nie należy do nas — powiedziała Kaye. Przesuwała palcami po jego sutkach, muskała sztywne włosy na piersiach.

— Na krótko możemy jednak wznieść mur. Zostajesz dzisiaj?

Mitch pocałował ją w czoło, potem nos, policzki.

— Warunki są znacznie lepsze niż w YMCA.

— Chodź tu — powiedziała Kaye.

— Nie mogę być bliżej.

— Spróbuj.

Kaye Lang leżała drżąca w ciemnościach. Była przekonana, że Mitch śpi, ale dla pewności lekko puknęła go w plecy. Otrząsnął się, ale nie odpowiedział. Dobrze się czuł. Dobrze mu było z nią.