— Innej niż czyniącej z nich organizmy chorobotwórcze?
— Liczne substancje w naszych ciałach są jednocześnie korzystne i niezbędne, a mimo to niekiedy wywołują choroby — odparła Kaye. — Onkogeny to niezbędne geny, które mogą być również pobudzane do wywoływania nowotworu.
Jackson podniósł rękę.
— Chciałbym odeprzeć ten argument, patrząc na niego z perspektywy ewolucyjnej — powiedział. — Choć nie jestem biologiem ewolucyjnym, a nawet nie udawałem go nigdy w telewizji…
Chichoty wszystkich oprócz Shawbecka i wiceprezydenta, którzy zachowali kamienne twarze.
— …To jestem przekonany, że znam dostatecznie paradygmat wpojony mi w szkole i na uniwersytecie. Według tego paradygmatu ewolucja postępuje poprzez przypadkowe mutacje zachodzące w genomie. Mutacje te zmieniają rodzaj białek lub innych cząsteczek kodowanych przez nasze DNA i są zazwyczaj szkodliwe, gdyż powodują chorobę lub śmierć organizmu. W długim jednak czasie i przy zmienionych warunkach, mutacje mogą tworzyć także i takie nowe formy, które przynoszą korzyści. Chyba się na razie nie mylę, pani doktor?
— Taki jest paradygmat — potwierdziła Kaye.
— Pani jednak mówiła raczej o dotychczas nierozpoznanym mechanizmie, poprzez który genom przejmuje kontrolę nad własną ewolucją, w jakiś sposób wyczuwa, że nadeszła pora zmiany. Zgadza się?
— Na razie tak — powiedziała Kaye. — Uważam, że nasz genom jest dużo mądrzejszy aniżeli my. Dziesiątki tysięcy lat zajęło nam osiągnięcie punktu, w którym mamy nadzieję na zrozumienie, jak działa. Gatunki ziemskie ewoluują, rywalizując i współpracując, od miliardów lat. Nauczyły się przeżywać w warunkach, których nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Nawet najbardziej konserwatywni biolodzy znają różne rodzaje bakterii, które potrafią współpracować i uczyć się nawzajem — obecnie jednak wielu z nich rozumie, że różne rodzaje organizmów wielokomórkowych, roślin i zwierząt, do których i my się zaliczamy, postępują w zasadzie tak samo, odgrywając swe role w ekosystemie. Gatunki ziemskie nauczyły się przewidywać zmiany klimatyczne i zawczasu na nie reagować, zdobywać przewagę już na starcie, a w naszym przypadku, moim zdaniem, genom człowieka reaguje teraz na zmiany społeczne i wywoływany nimi stres.
Jackson udawał, że przetrawia w umyśle te idee, zanim zapytał:
— Gdyby była pani promotorem i któryś ze studentów zechciał napisać pracę doktorską o tej możliwości, czy zachęcałaby go pani?
— Nie — odparła Kaye szczerze.
— Dlaczego? — Naciskał Jackson.
— Pogląd ten nie zyskał szerokiego poparcia. Ewolucja stała się bardzo zaskorupiałą dziedziną biologii i jedynie kilku śmiałków podważa paradygmat Współczesnej Syntezy Darwinowskiej. Żaden doktorant nie powinien zajmować się tym samotnie.
— Karol Darwin się mylił, a rację ma pani?
Kaye zwróciła się do Augustine’a.
— Czy doktor Jackson prowadzi tu przesłuchanie?
Augustine wystąpił naprzód.
— Doktor Lang, ma pani dziś sposobność udzielenia odpowiedzi swym oponentom.
Kaye obróciła się, lekko zmrużonymi oczyma popatrzyła na Jacksona i obecnych.
— Nie podważam dokonań Karola Darwina, niezmiernie go szanuję. Darwin pierwszy przestrzegałby, abyśmy nie zmieniali naszych idei w niepodważalne dogmaty, dopóki nie poznamy wszystkich rządzących nimi zasad. Sama nie odrzucam zbyt wielu zasad współczesnej syntezy; niewątpliwie wszystko, co wymyśla genom, musi przechodzić test przeżycia. Mutacja jest źródłem nowości nieprzewidywalnych i niekiedy pożytecznych. Nie wystarcza jednak do wyjaśnienia wszystkiego, co dostrzegamy w przyrodzie. Współczesną syntezę opracowano w okresie, gdy dopiero zaczęliśmy poznawać naturę DNA i kłaść podwaliny dzisiejszej genetyki. Darwin byłby zafascynowany naszą dzisiejszą wiedzą o plazmidach i wymianie swobodnego DNA, o mechanizmie naprawiającym błędy w genomie, o edycji, transpozycji i ukrytych wirusach, o markerach genetycznych i budowie genu, o wszystkich zjawiskach genetycznych, z których wiele nie pasuje gładko do najbardziej sztywnej interpretacji współczesnej syntezy.
— Czy jakikolwiek szanowany naukowiec popiera pogląd, że genom jest samoświadomym „umysłem”, potrafiącym oceniać środowisko i określać przebieg własnej ewolucji?
Kaye zaczerpnęła głęboko powietrza.
— Potrzebowałabym kilku godzin na poprawianie pana i wyjaśnianie, jak naprawdę wygląda pogląd, który pan streścił, ale z grubsza odpowiedź brzmi „tak”. Niestety, nie mówię o nikim z tu obecnych.
— Czy ich poglądy nie budzą kontrowersji?
— Oczywiście, że budzą — powiedziała Kaye. — W tej dziedzinie nie ma rzeczy niekontrowersyjnych. I wolę unikać słowa „umysł”, gdyż ma konotacje osobowe i religijne, które tylko zaciemniają sprawę. Używam określenia „sieć”; postrzegająca i przystosowująca się sieć współpracujących i rywalizujących osobników.
— Czy uważa pani, że ów umysł, albo sieć, może być w jakiejś mierze odpowiednikiem Boga? — Ku jej zdziwieniu, Jackson zadał to pytanie bez tonu pychy czy wzgardy.
— Nie — odparła Kaye. — Nasze własne mózgi działają jako postrzegające i przystosowujące się sieci, a nie uważam, że jesteśmy bogami.
— Ale nasze mózgi tworzą umysły, przyzna pani?
— Sądzę, że pasuje tu słowo „tak”.
Jackson wzniósł ręce ze zdumieniem i spytał:
— Mamy więc pełen krąg. Jakiś rodzaj Umysłu — może przez duże U — steruje ewolucją?
— Jeszcze raz powtórzę, że musimy tu unikać przesady i nadużywania słów — powiedziała Kaye powoli, a potem uświadomiła sobie, że powinna była pominąć to pytanie milczeniem.
— Czy swoje teorie przedstawiła pani w szerszej postaci w artykule poddanym recenzji i opublikowanym w poważnym czasopiśmie naukowym?
— Nie — odparła Kaye. — Niektóre ich aspekty opisałam w artykułach o HERV-DL 3, które były recenzowane.
— Inne czasopisma odrzuciły wiele pani artykułów?
— Zgadza się — powiedziała Kaye.
— Na przykład „Celi”.
— Tak.
— Czy „Virology” to najbardziej szanowane czasopismo w swej dziedzinie?
— To poważne czasopismo — odparła Kaye. — Publikowało bardzo ważne artykuły.
Jackson porzucił ten wątek.
— Nie zdążyłem przeczytać całości wręczonych przez panią materiałów. Przepraszam. — Wstał. — Czy jest pani przekonana, że którykolwiek z autorów artykułów zawartych w tych materiałach poparłby w pełni pani pogląd na temat sposobów działania ewolucji?
— Na pewno nie — odpowiedziała Kaye. — Dziedzina ta dopiero zaczyna się rozwijać.
— Jeszcze się nawet nie rozwija, doktor Lang, tkwi ciągle w niemowlęctwie, przyzna pani chyba?
— Tak, jest w niemowlęctwie — przyznała śmiało Kaye. — Ale niemowlętami są także wszyscy, którzy odrzucają przekonujące dowody. — Nie mogła się powstrzymać przed zerknięciem na Dickena. Odwzajemnił jej spojrzenie z miną ponurego zdecydowania.
Augustine ponownie wystąpił i wyciągnął rękę.
— Moglibyśmy tak jeszcze całe dni. Na pewno konferencja taka byłaby ciekawa. Musimy jednak ocenić, czy takie poglądy, jakie prezentuje pani doktor Lang, mogą być szkodliwe dla zadań Zespołu Specjalnego. Naszą misją jest ochrona zdrowia narodu, a nie dyskutowanie nad oderwanymi problemami nauki zamkniętej w wieży z kości słoniowej.
— To trochę niesprawiedliwe, Mark — wtrąciła się Marge Cross, wstając. — Kaye, czy czujesz się jak postawiona przed sądem kapturowym?