Выбрать главу

– Dzień dobry – powitał ją z niepewnym uśmiechem.

– Och, to tak to się nazywa? – odpowiedziała, wpuszczając go do środka.

– Co masz na myśli? – zapytał, próbując dojrzeć jej oczy za dużymi, bursztynowymi okularami przeciwsłonecznymi, siedzącymi na jej małym nosie. Chciał zorientować się, w jakim jest nastroju.

– To znaczy – powiedziała sztywno – że jeśli to jest dobry dzień, to zamykam się w szafie, żeby nie dowiedzieć się, jak będzie wyglądał jutrzejszy.

– Jesteś zdenerwowana – zauważył.

– Ja? – powiedziała z sarkazmem, wskazując na siebie. Ja, zdenerwowana? Tylko dlatego, że jestem więźniem w swoim własnym domu, że nie mogę znaleźć się w pobliżu gazety, radia czy telewizora, żeby nie trafić na nas występujących w charakterze sensacji dnia. Dlaczego, na Boga, miałoby to mnie denerwować?

Matt próbował ukryć uśmiech, sprowokowany przez jej pełen oburzenia ton.

– Nawet nie waż się śmiać! – ostrzegła go poirytowana. – To wszystko twoja wina. Zawsze, kiedy pojawiasz się w pobliżu mnie, zaczynają mi się przydarzać dziwne rzeczy!

– Co ci się przydarza? – zapytał głosem drżącym śmiechem, marząc o wzięciu jej w ramiona.

Wyrzuciła ręce w górę.

– Wszystko oszalało! W pracy wydarzają się rzeczy, które nigdy się nie zdarzały… mam do czynienia z groźbami ataków terrorystycznych, nasze akcje są niestabilne. Jeśli o dzisiaj chodzi, to rano został skradziony mój samochód, ktoś zajął moje miejsce parkingowe, a ja dowiaduję się, że moja przyjaciółka i mój narzeczony spędzili razem noc!

Zaśmiał się, słysząc logiczny wywód na temat jej problemów.

– I uważasz, że to wszystko to moja wina?

– No cóż, a jak inaczej to wytłumaczysz?

– Kosmiczny zbieg okoliczności?

– Chciałeś powiedzieć kosmiczna katastrofa – poprawiła go, opierając ręce biodrach. – Jeszcze miesiąc temu prowadziłam przyjemne życie. Spokojne, godne życie! Chodziłam na bale dobroczynne i tańczyłam. Teraz chodzę do barów i uczestniczę w bójkach, a potem jestem szaleńczo wieziona ulicami limuzyną, prowadzoną przez zwariowanego kierowcę, który uspokaja mnie tym, że ma gnata! Mówię o rewolwerze… śmiercionośnej broni, z której można kogoś zastrzelić!

Wyglądała tak ślicznie, a jednocześnie była tak poruszona i poirytowana, że ramiona Matta zaczęły drżeć od tłumionego śmiechu.

– To już wszystko?

– Nie. Jest jeszcze jeden drobiazg co do wczorajszego wieczoru, o którym nie wspomniałam.

– Co to takiego?

– To… – oświadczyła triumfalnie, zdejmując okulary. – Mam podbite oko! Śliwę. Czy…

Matt, nie wiedząc, czy śmiać się, czy użalać nad nią, uniósł dłoń i dotknął delikatnie niewielkiej niebieskawej smugi w okolicy zewnętrznego kącika jej oka.

– To – powiedział ze współczującym uśmiechem – nie zasługuje na miano śliwy czy podbitego oka. To tylko niewielki siniaczek.

– No świetnie – powiedziała – poznałam jeszcze jedno nowe określenie.

Ignorując jej zgryźliwość, Matt oglądał z podziwem dobrze zatuszowanego, niewielkiego siniaka.

– Ledwo go widać. Czego użyłaś, żeby go ukryć?

– Pudru – odpowiedziała zaniepokojona tym pytaniem. – Dlaczego pytasz?

Tłumiąc śmiech, zdjął okulary.

– Myślisz, że mogłabyś użyczyć mi czegoś takiego?

Z niedowierzaniem wpatrywała się w identyczny ślad w kąciku jego oka i nagle jej emocje zmieniły się gwałtownie w rozweselenie. Zobaczyła, że on uśmiecha się niepewnie, i sama zaczęła chichotać. Zasłoniła ręką usta, żeby wyciszyć ten odgłos, ale nie mogła się już powstrzymać. Śmiała się tak bardzo, że z oczu płynęły jej łzy. Matt też zaczął się śmiać. Wyciągnął ręce i przytulił ją do siebie, a ona oparła się o niego i śmiała się jeszcze bardziej.

Objął ją mocniej i zanurzył swoją roześmianą twarz w jej włosach, razem z nią dając upust radości. Pomimo powierzchownej nonszalancji, jaką zaprezentował wcześniej, zdawał sobie sprawę, że większość jej oskarżeń była prawdziwa. Czuł się winny, kiedy zobaczył poranne gazety. Wywracał jej życie do góry nogami i jeśli była na niego wściekła, to zasłużył sobie na to. Czuł głęboką wdzięczność, widząc, że dostrzega humor sytuacji, zdając sobie sprawę z jej niebagatelnych konsekwencji.

Kiedy minęła jej największa wesołość, odchyliła się w jego ramionach.

– Czy – zapytała, powstrzymując kolejny, nie dający się opanować chichot – to Parker jest autorem twojego… siniaczka?

– Czułbym się o wiele mniej upokorzony, gdyby tak było – droczył się Matt. – To jednak twoja przyjaciółka Lisa przyszpiliła mnie swoim prawym sierpowym. A skąd wziął się twój?

– To twoja sprawka. Przestał się uśmiechać.

– Nie zrobiłem tego.

– Owszem, zrobiłeś. – Wyglądała na w dalszym ciągu rozbawioną. – Uderzyłeś mnie łokciem, kiedy pochyliłam się, żeby pomóc Parkerowi, chociaż gdyby to wszystko wydarzyło się dzisiaj, to prawdopodobnie, zamiast mu pomagać, skoczyłabym na niego obydwiema nogami!

Matt uśmiechnął się z wielkim zadowoleniem.

– Naprawdę? Dlaczego?

– Powiedziałam ci. Zadzwoniłam dzisiaj rano do Lisy, żeby zapytać, czy z nią wszystko w porządku, i okazało się, że byli obydwoje w łóżku.

– Jestem zszokowany. Sądziłem, że ona ma lepszy gust. Meredith przygryzła wargę, żeby się nie śmiać.

– To naprawdę okropne, wyobraź sobie: twoja najlepsza przyjaciółka w łóżku z twoim narzeczonym.

– To zniewaga! – zadeklarował z udawaną złością.

– Tak – przyznała, uśmiechając się z rezygnacją na widok jego śmiejących się oczu.

– Musisz odpłacić im pięknym za nadobne.

– Nie mogę – powiedziała z przyduszonym chichotem.

– Dlaczego?

– Dlatego – odparła, poddając się kolejnemu wybuchowi śmiechu – że Lisa nie ma narzeczonego!

Znowu pogrążyła się w jego ramionach, rozbrojona absurdalnością tego pomysłu. Oparła na jego piersi śmiejącą się twarz i tak jak to kiedyś robiła, odruchowo splotła ręce na jego karku. Przywarła do niego instynktownie, tak jak to się działo w czasie dawno minionych, pełnych namiętności nocy. Matt uświadomił sobie, że jej ciało wiedziało, że ona należy w dalszym ciągu do niego. Objął ją mocniej i niskim, bardzo sugestywnym głosem powiedział:

– Jest sposób na wyrównanie rachunków.

– Jaki?

– Możesz w rewanżu iść do łóżka ze mną.

Zesztywniała i cofnęła się gwałtownie o krok do tyłu. Ciągle uśmiechała się, ale teraz już bardziej ze świadomością całej sytuacji niż z rozweselania.

– Ja… muszę zadzwonić na policję w sprawie samochodu – pospiesznie zmieniła temat rozmowy. Szybko skierowała się w stronę biurka, a przechodząc obok okna, wyjrzała przez nie. – O, dobrze, przyjechała już ciężarówka do holowania – powiedziała radośnie, podnosząc słuchawkę, żeby zadzwonić na policję. – Kazałam strażnikowi odholować ten samochód z mojego miejsca.

Była zbyt zajęta tym, że podążał za nią, żeby zwrócić uwagę na dziwny wyraz jego twarzy. Kiedy wyciągnął rękę i zdecydowanie nacisnął widełki aparatu, spojrzała na niego zaniepokojona. Wiedziała, że nie zrezygnował z wmanewrowania jej do łóżka, a jej opór właściwie przestał istnieć. Był tak pociągający i tak dobrze było śmiać się razem z nim… Zamiast przytulić ją, czego właściwie oczekiwała, zapytał łagodnie:

– Jaki jest numer do strażnika na dole?

Powiedziała mu i skonsternowana patrzyła, jak go wykręca.