Выбрать главу

W Chicago, w śródmiejskim sklepie „Bancrofta”, mężczyzna wjeżdżał ruchomymi schodami do działu zabawek. Był obładowany zakupami z Marshall Field. Jedną małą paczuszkę wepchnął pod krawędź domku Świętego Mikołaja, przy którym stała kolejka dzieci czekających na zdjęcie na kolanach Mikołaja.

W mieszkaniu Meredith o kilka kilometrów dalej i w kilka godzin później Matt zerknął na zegarek, po czym podniósł się i pomógł Meredith uprzątnąć pozostałości posiłku, który zjedli po kolejnej porcji miłości przed kominkiem. Wcześniej wzięli jej samochód na jazdę próbną, zatrzymali się przy małej włoskiej restauracji i przywieźli do domu jedzenie. Chcieli być sami, tylko we dwoje.

Meredith wkładała ostatnie naczynia do zmywarki, kiedy cicho stanął za jej plecami. Jeszcze zanim jego dłonie znalazły się na jej talii, wyczuła jego obecność. Przyciągnął ją do siebie.

– Szczęśliwa? – zapytał głębokim głosem, muskając jej czoło pocałunkiem.

– Bardzo szczęśliwa – szepnęła, uśmiechając się.

– Jest dziesiąta.

– Wiem – uśmiechnęła się niepewnie, przygotowując się na słowa, które jak podejrzewała, padną za chwilę. Miała rację.

– Moje łóżko jest większe niż twoje. Tak samo jak i moje mieszkanie. Jutro rano mogę tu przysłać samochód do przeprowadzki.

Odetchnęła głęboko, powoli, próbując nabrać pewności siebie. Obróciła się, ciągle w jego uścisku i dotknęła dłonią jego twarzy, chcąc w ten sposób złagodzić cios, jakim będzie jej odmowa.

– Nie mogę przeprowadzić się do ciebie… jeszcze nie teraz.

Poczuła, jak pod jej palcami napinają się mięśnie jego szczęki.

– Nie możesz czy raczej nie chcesz?

– Nie mogę.

Skinął głową, ale przestał ją obejmować.

– Może powiesz mi, dlaczego sądzisz, że nie możesz. Wcisnęła ręce w głębokie kieszenie szlafroka, zrobiła krok do tyłu i zaczęła wyliczać powody.

– Mogę zacząć od tego, że jeszcze w ubiegłym tygodniu stałam obok Parkera i pozwalałam mu oświadczyć, że pobierzemy się, jak tylko załatwione zostaną sprawy rozwodowe. Jeśli teraz przeprowadzę się do ciebie, Parker wyjdzie na głupca, a ja na idiotkę, która nie wie, czego chce… albo jeszcze lepiej na kobietę, która jest tak beznadziejnie głupia, że rzuca się w ramiona tego, który wygra walkę na pięści.

Czekała na jego kontrargument bądź przyznanie jej racji. Tymczasem Matt z nieodgadnionym wyrazem twarzy przysiadł na brzegu stojącego za jego plecami stołu. Meredith uświadomiła sobie, że prawdopodobnie jego lekceważący stosunek do opinii publicznej sprawił, że jej obiekcje wydają mu się trywialne. Podjęła więc inny, znacznie poważniejszy temat:

– Matt, nie chciałam myśleć o konsekwencjach wczorajszego zajścia, ale już teraz jestem właściwie na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewna, że zostanę wezwana przez zarząd do złożenia wyjaśnień. Nie rozumiesz, w jak kompromitującej sytuacji się znajduję? Bancroft i S – ka to istniejąca od bardzo dawna, szacowna firma. Członkowie zarządu są bardzo surowi i niechętnie patrzą na mnie zasiadającą w prezydenckim fotelu. Przed kilkoma dniami wystąpiłam na konferencji prasowej przeprowadzonej w Bancroft i S – ka i powiedziałam, że ledwo się znamy i że nie ma żadnej szansy na to, że się pogodzimy. Jeśli teraz zamieszkam z tobą, to moja wiarygodność jako członka kadry kierowniczej „Bancrofta” dozna takiego samego, wielkiego uszczerbku, jak i moja uczciwość jako zwykłego człowieka. A to jeszcze nie wszystko. Wczorajszego wieczoru brałam udział i byłam przyczyną bójki… z powodu której mogliśmy się wszyscy znaleźć w więzieniu, jeśli wezwano by policję. Będę miała szczęście, jeśli zarząd nie zagrozi, że powoła się na klauzulę moralności ujętą w moim kontrakcie, i nie poprosi, żebym ustąpiła ze stanowiska.

– Nie odważyliby się powoływać na tę klauzulę z powodu sprawy tego typu! – powiedział Matt bardziej zbulwersowany niż zaniepokojony tym pomysłem.

– Mają do tego prawo i mogą to zrobić.

– Na twoim miejscu sprokurowałbym sobie nowy zarząd.

– Chciałabym, żeby tak mogło się stać – powiedziała z nikłym uśmiechem. – Założę się, że twój zarząd w większości robi to, co ty chcesz, żeby robili. – Westchnęła, kiedy potaknął. – Niestety, ani mój ojciec, ani ja nie kontrolujemy zarządu. Rzecz w tym, że jestem kobietą i jestem młoda, a przede wszystkim, nikt z nich nie jest zachwycony tym, że objęłam tymczasową prezydenturę. Rozumiesz teraz, dlaczego jestem zaniepokojona tym, co oni sobie o tym wszystkim pomyślą?

– Jesteś kompetentnym dyrektorem i to tylko powinno ich interesować. Jeśli będą ci grozić klauzulą moralności, nie broń się, ale sama ich zaatakuj. Nie handlowałaś narkotykami ani nie prowadziłaś domu uciech cielesnych. Byłaś tylko obecna w momencie wymiany ciosów.

– Powiedziałbyś im właśnie to… że nie handlowałeś narkotykami, coś w tym stylu? – zapytała, zafascynowana jego podejściem do problemu.

– Nie – powiedział bezceremonialnie. – Ja powiedziałbym im, żeby się odpieprzyli.

Meredith zdusiła śmiech, wyobrażając sobie komizm sytuacji, gdyby rzeczywiście powiedział coś takiego wobec dwunastu konserwatywnych biznesmenów.

– Chyba nie sugerujesz, żebym naprawdę to powiedziała? – dodała, widząc, że nie podziela jej zdania na temat tej sytuacji.

– Sugeruję dokładnie to. Możesz lekko zmodyfikować słownictwo, jeśli uważasz, że to konieczne, ale prawda jest taka: nie możesz kierować się w życiu tym, żeby spełniało ono wymogi stawiane ci przez innych. Im bardziej będziesz próbowała się dostosować, tym więcej obostrzeń będą na ciebie nakładać, tylko dla przyjemności oglądania, jak podskakujesz, żeby im sprostać.

Wiedziała, że Matt ma rację, ale to, co mówił, nie dałoby się zastosować w jej sytuacji. Z jednej strony, nie chciała prowokować zarządu, z drugiej zaś, wykorzystywała tę trudną sytuację jako wymówkę umożliwiającą jej zwlekanie z zadeklarowaniem tego, czego chciał Matt. Kochała go, ale pod wieloma względami był dla niej w dalszym ciągu zupełnie obcym człowiekiem. Nie była gotowa oddać mu się całkowicie. Jeszcze nie teraz. Nie zrobi tego aż do chwili, kiedy będzie absolutnie pewna, że raj, który jej obiecywał w ich wspólnym życiu, naprawdę istnieje. Sądząc z wyrazu twarzy Matta, miała okropne uczucie, że podejrzewał ją o celowe zwlekanie. Jego następne słowa potwierdzały, że wie dokładnie, co ona robi, i że nie podoba mu się to.

– Wcześniej czy później będziesz musiała zaryzykować i zaufać mi całkowicie. Aż do tej chwili oszukujesz i mnie, i siebie. Nie przechytrzysz losu, jeśli nie włączysz się do gry i będziesz próbować z tej pozycji ostrożnie obstawiać, jak potoczy ci się życie. Albo włączasz się i ryzykujesz wszystko, albo nie grasz w ogóle, a jeśli nie grasz, to nie możesz też wygrać.

Pomyślała, że to z jednej strony bardzo piękna, ale z drugiej przerażająca filozofia. Była to też filozofia o wiele bardziej korzystna dla niego niż dla niej.

– Co byś powiedział na kompromis – powiedziała z uśmiechem, któremu chociaż niechętnie, to jednak nie mógł się oprzeć. – Może wejdę w tę grę, ale na razie zostanę przez chwilę na płytkiej wodzie, aż się do niej przyzwyczaję?

Po pełnej napięcia chwili skinął głową.

– Jak długo to potrwa?

– Jakiś czas.

– A co, twoim zdaniem, ja mam robić, kiedy ty będziesz zastanawiać się, jak głęboko odważyć się wejść? Mam czekać i krążyć niecierpliwie, rozmyślając, czy ojciec zdoła cię przekonać, żebyś kontynuowała procedurę rozwodową?

– Mam dość odwagi, żeby stawić czoło ojcu, bez względu na to, czy dojdzie do siebie i zobaczy sprawy w taki sposób, jak my je widzimy, czy nie – powiedziała to z takim naciskiem, że aż się uśmiechnął. – Martwię się tylko, czy ty, ze względu na mnie, spróbujesz wyjść mu naprzeciw, jeśli on będzie skłonny do tego?