– Tak – rzucił.
Łagodniejszym już tonem powiedziała:
– Kiedy zorientowałam się, że to on kupił ziemię w Houston, pojechałam do jego mieszkania, żeby zmusić go do wyjaśnienia całej sprawy. Zamiast Matta zastałam tam jego ojca, który kazał mi się trzymać od Matta z daleka i oskarżył mnie o zrujnowanie życia jego synowi przez celowe usunięcie ciąży jedenaście lat temu. – Zacisnął szczęki, a Meredith ciągnęła dalej. – W czasie tego weekendu pojechałam na farmę, żeby zobaczyć się z Mattem. Wspólnie uzmysłowiliśmy sobie, co zrobiłeś. Łącznie z tym, że nie dopuściłeś, by zobaczył się ze mną w szpitalu. Kiedy mogłam się już nad tym dłużej zastanowić – powiedziała ze smutnym uśmiechem – zorientowałam się, że najwyraźniej myślałeś, że chronisz mnie przed… przed człowiekiem, którego uważałeś za pnącego się za wszelką cenę po drabinie społecznej łowcę posagów, jak go zresztą rzeczywiście wtedy nazwałeś. – Nie powinieneś był się wtrącać – dodała smętnie. – Kochałam go i świadomość, że porzucił i mnie, i dziecko, nigdy tak naprawdę nie przestała mnie boleć. W efekcie wyrządziłeś mi więcej krzywdy, niż on kiedykolwiek mógł wyrządzić. Rozumiem jednak, że nie zrobiłeś tego celowo – dodała, przypatrując się jego spiętej twarzy.
Kiedy nie zareagował w żaden sposób, kontynuowała:
– W tydzień po moim spotkaniu z Mattem na farmie aresztowano fałszywego adwokata. Zaczął podawać nazwiska swoich „klientów”, co spowodowało szum w prasie o Matcie, Parkerze i o mnie. Matt zapłacił kaucję za tego człowieka, wyciągnął go z więzienia i zajął się nim. Wtedy wszyscy troje wystąpiliśmy na wspólnej konferencji prasowej. Staraliśmy się potraktować sprawę tak lekko, jak to tylko było możliwe, i daliśmy pokaz wzajemnej solidarności. Nieszczęśliwie się złożyło, że w ubiegłym tygodniu poszliśmy we czwórkę na kolację, żeby uczcić moje urodziny. Parker wypił zbyt dużo… i cóż, wywiązała się bójka i z tego powodu trafiliśmy do gazet. Mogę jeszcze dodać – desperacko próbowała żartować – że przez kilka dni po konferencji interes szedł wyjątkowo dobrze, najpewniej dzięki całemu temu szumowi.
Ojciec nie uśmiechnął się. Kiedy się w końcu odezwał, jego głos drżał ze złości i niedowierzania.
– Zerwałaś zaręczyny z Parkerem, zgadza się? – Tak.
– Z powodu Farrella.
– Tak – powiedziała miękko, ale z całkowitym przekonaniem. – Kocham go.
– W takim razie jesteś idiotką!
– A on kocha mnie.
Słysząc to, poderwał się z krzesła i wykrzywił pogardliwie usta.
– Ten potwór ani nie chce ciebie, ani cię nie kocha: chce jedynie zemścić się na mnie!
Ton jego głosu ranił tak samo jak słowa, ale Meredith nie zawahała się.
– Matt rozumie, że jeszcze przez kilka tygodni nie mogę mieszkać z nim, nie po tym, kiedy stanęłam w audytorium na dole i publicznie oświadczyłam, że ledwie się znamy i że nie istnieje możliwość, żebyśmy znowu byli razem. A teraz – skonkludowała stanowczo – faktem jest, że wy dwaj musicie nauczyć się akceptować się nawzajem. Nie będę udawać, że Matt nie jest w dalszym ciągu zły na ciebie za to, co zrobiłeś, ale on mnie kocha, a ponieważ tak jest, w końcu przebaczy ci przeszłość, a może nawet spróbuje zaprzyjaźnić, się z tobą…
– On sam naprawdę ci to powiedział? – zapytał agresywnie, z kłującą pogardą.
– Nie – przyznała – ale…
– W takim razie pozwól – wybuchnął, opierając pięści o biurko – żebym powiedział ci, co on mnie powiedział jedenaście lat temu. Ten drań ostrzegł mnie, groził mi w moim własnym domu, że jeśli stanę między nim a tobą, wykupi mnie, a potem wykończy. Nie miał wtedy grosza przy duszy. To była pusta groźba, ale teraz, na Boga, nie jest!
– Co wtedy zrobiłeś, że sprowokowałeś go do powiedzenia ci czegoś takiego? – chciała usłyszeć, chociaż już domyślała się odpowiedzi.
– Nie będę ukrywał. Próbowałem go przekupić, żeby sobie poszedł, a kiedy odmówił wzięcia pieniędzy, zamierzyłem się na niego!
– Oddał to uderzenie? – zapytała, wiedząc, że nie mógł tego zrobić.
– Taki głupi to on nie był! Byliśmy w moim domu i wezwałbym policję. Poza tym, nie ośmieliłby się narazić się tobie takim atakiem. Wiedział, że odziedziczysz miliony po dziadku, i zamierzał położyć łapę na tym wszystkim. Groził mi, że mnie zrujnuje, jeśli wejdę mu w drogę, a teraz ma zamiar to zrealizować!
– To była groźba bez pokrycia – powiedziała powoli Meredith. Próbowała postawić się w miejscu Matta, zorientować się, co wtedy czuł. – Czego po nim oczekiwałeś, że będzie tam stał i pozwoli ci się upokarzać i ranić, a potem jeszcze ci za to podziękuje? Jest tak samo dumny jak ty i tak samo jak ty uparty. To dlatego tak się nie znosicie.
Był zdziwiony jej naiwnością. Wpatrywał się w nią bez słowa. Złość ulatywała z niego.
– Meredith – powiedział niemal łagodnie – jesteś bardzo inteligentną młodą kobietą, a mimo wszystko, tam gdzie Farrell wchodzi w grę, jesteś łatwowiernym głuptasem! Siedzisz tu i zaznajamiasz mnie z serią dramatycznych wydarzeń, które druzgocąco wpływają na nasze interesy, i mimo wszystko nie przychodzi ci do głowy, że one wszystkie, łącznie z podłożeniem bomb, są dziwnie zbieżne w czasie z ponownym pojawieniem się Farrella w naszym życiu!
– Nie bądź śmieszny! – powiedziała zszokowana, śmiejąc się.
– Zobaczymy, kto z nas okaże się śmieszny – przestrzegł ją, mocno akcentując te słowa, po czym sięgnął poprzez biurko do intercomu, podniósł słuchawkę i powiedział: – Przyślij tutaj Bradena. I powiedz Samowi Greenowi i Allenowi Stanleyowi, że chcę, żeby natychmiast do nas dołączyli.
W kilka minut później przybyli prawnik i księgowy firmy i Philip ruszył do działania.
– To będzie bardzo ważne spotkanie – zapowiedział im. – Mam zamiar odkryć wszystkie moje karty, ale nic, co zostanie tutaj powiedziane, nie może wyjść poza ściany tego pokoju. Czy to jasne?
Trzej mężczyźni natychmiast potwierdzająco skinęli głowami, a Philip zwrócił się do Bradena:
– Przedstaw nam swoją teorię na temat tych bomb.
– Policja uważa, a ja się z nimi zgadzam – wyjaśniał Mark – że bomby tak naprawdę nie miały wyrządzić szkody sklepom. Wręcz przeciwnie, zostały pieczołowicie umiejscowione tam, gdzie mogły być łatwo odnalezione, a gdyby wybuchły, spowodowałyby minimum szkód. W każdym wypadku ostrzeżenia zostały przekazane policji na długo przed zaprogramowanym czasem wybuchu. A nawet tutaj, w Chicago, gdzie zlokalizowanie bomby zabrało najwięcej czasu, ktoś zadzwonił tuż przed jej odnalezieniem, żeby naprowadzić policję na jej ślad. Wygląda na to, że ten, kto stoi za tym wszystkim, bezsprzecznie zadbał o to, żeby w sklepach nie zostały wyrządzone poważne szkody. To bardzo dziwne – powiedział wprost.
– Ja tak nie sądzę – ironizował Philip. – Dla mnie to wszystko jest bardzo jasne.
– Dlaczego? – zapytał Braden zdziwiony.
– To proste. Jeśli przygotowujesz się do przejęcia sieci domów towarowych i jesteś na tyle przewrotny, żeby podkładać tam bomby, licząc na to, że ich akcje spadną i wykupisz je taniej, to zadbasz o to, żeby te bomby tak naprawdę nie wyrządziły szkód w sklepach, których właścicielem masz zamiar się stać!