Выбрать главу

Matt leżał obok niej, oparty na łokciu i leniwie wodził palcem wzdłuż zakola jej policzka.

– Chodź ze mną do domu – szeptał – obiecałem ci raj na ziemi, ale nie mogę ci go dać, kiedy mieszkamy w dwóch różnych miejscach i udajemy, że tylko częściowo jesteśmy małżeństwem.

Rozkojarzona, uśmiechnęła się tylko i to wystarczyło, żeby zrozumiał, że myśli ma zaprzątnięte czymś innym.

Ujął w dłoń jej podbródek i odwrócił ku sobie jej twarz.

– Co się stało? – zapytał cicho.

Spojrzała na niego. Starała się, żeby jej głos brzmiał bezstronnie.

– Chodzi o coś, co powiedział mój ojciec – przyznała. Na wzmiankę o ojcu rysy jego twarzy stwardniały.

– Co powiedział?

– Powiedział, że przed laty zagroziłeś, że go wykupisz, a potem wykończysz, jeśli będzie próbował stanąć między nami. Naprawdę tak powiedziałeś?

– Tak – odparł zwięźle i już spokojniej dodał: – Powiedziałem to, kiedy próbował mnie przekupić, a potem wystraszyć mnie na tyle, żebym dał ci spokój. W rewanżu ja też wypowiedziałem swoje groźby, na wypadek gdyby chciał stanąć między nami.

– Ale nie mówiłeś tego serio, tak naprawdę? – zapytała, przyglądając mu się badawczo.

– Wtedy mówiłem serio. Zawsze mówię serio – szepnął, całując ją długo i mocno. – Ale – dodał – muskając ustami jej policzek – czasami zmieniam zdanie…

– A mówiąc, że go wykończysz – nalegała – miałeś naprawdę na myśli zabicie go?

– Ta część groźby była przenośnią, chociaż wtedy z przyjemnością dołożyłbym mu.

Poczuła się uspokojona, ale nie w pełni usatysfakcjonowana. Palcami dotknęła jego ust, zapobiegając kolejnemu pocałunkowi, który by ją rozproszył.

– Dlaczego powiedziałeś mu, że masz zamiar go wykupić? Uniósł głowę. Nie był zadowolony, słysząc niewiarę brzmiącą w jej głosie. Zmarszczył brwi.

– Właśnie odrzuciłem pieniądze, którymi chciał mnie przekupić, i wysłuchałem oskarżeń, że zależy mi tylko na twoich pieniądzach, a nie na tobie. Powiedziałem mu, że nie potrzebuję twoich pieniędzy i że sam zamierzam kiedyś mieć ich tyle, żeby go wykupić i sprzedać. Wydaje mi się, że dokładnie użyłem takich słów. Myślę, że mówiąc o wykończeniu go, miałem na myśli to samo: możliwość wykupienia i sprzedania go.

Odprężyła się i przyciągnęła do siebie jego głowę. Palcami gładziła pieszczotliwie jego policzek.

– Teraz mogę dostać ten pocałunek? – szepnęła, uśmiechając się.

ROZDZIAŁ 54

Następnego poranka Meredith, w dalszym ciągu w świetnym nastroju, sięgnęła po poranną gazetę, leżącą przed drzwiami jej mieszkania. Treść nagłówka niemal zbiła ją z nóg:

Matthew Farrell przesłuchiwany w sprawie o morderstwo Stanislausa Spyzhalskiego Z bijącym sercem podniosła gazetę i przeczytała artykuł pod nagłówkiem. Najpierw przytaczano w nim całą historię fałszywego prawnika, który zaopatrzył ich w sfałszowane dokumenty rozwodowe, a kończono nie wróżącym jej nic dobrego stwierdzeniem, że Matt wczoraj po południu był przesłuchiwany przez policję.

Zszokowana wpatrywała się w to zdanie. Matt był wczoraj przesłuchiwany. Wczoraj. I nie tylko ukrył to przed nią, ale nawet nie wyglądał ani nie zachowywał się tak, jakby coś się stało! Była oszołomiona tym nie dającym się podważyć dowodem, świadczącym o jego umiejętności ukrywania emocji. Nawet ją potrafił wyprowadzić w pole. Powoli weszła do mieszkania, żeby przygotować się do wyjścia do pracy. Już z biura miała zamiar zadzwonić do Matta.

Kiedy tam dotarła, zastała Lisę, krążącą nerwowo po gabinecie.

– Meredith, muszę z tobą porozmawiać – powiedziała, zamykając drzwi.

Meredith spojrzała na przyjaciółkę i uśmiechnęła się z wahaniem. W tym spojrzeniu malowała się jej niepewność co do lojalności Lisy.

– Zastanawiałam się, kiedy w końcu się na to zdecydujesz.

– Co masz na myśli?

Meredith spojrzała na nią obojętnie.

– Myślę o Parkerze.

Po tych słowach Lisa straciła całą pewność siebie i wydawało się, że była bardzo rozkojarzona.

– O Parkerze? O Boże, chciałam pomówić z tobą i o tym, ale jeszcze nie zebrałam w sobie tyle odwagi. Meredith – zaczęła, uniosła ręce, po czym pozwoliła, żeby opadły bezsilnie – wiem, że jak sobie przypomnisz moje ciągłe żartowanie z niego, to pomyślisz, że jestem największą kłamczucha i krętaczem na całym świecie. Przysięgam, że nie robiłam tego po to, żeby cię zniechęcić do wyjścia za niego. Próbowałam w ten sposób obrzydzić go sobie, sprawić, żebym przestała go chcieć. Próbowałam przekonać siebie samą, że on jest niczym innym, jak tylko… tylko nadętym bankierem. I przyznaj, do diabła, że tak naprawdę nie byłaś w nim zakochan… popatrz, jak szybko rzuciłaś się w ramiona Matta, gdy tylko się pojawił. – Zewnętrzne pozory odwagi i wyzywająca poza opadły z niej. – Och, proszę cię, nie znienawidź mnie za to. Proszę, nie rób tego – powiedziała łamiącym się głosem. – Kocham cię bardziej niż moje własne siostry, a siebie nienawidziłam za to, że kocham człowieka, którego ty kochasz…

Nagle stały się znowu ósmoklasistkami, które pokłóciły się i stanęły do konfrontacji na boisku St. Stephen. Teraz jednak były starsze, mądrzejsze i znały wartość własnej przyjaźni. Lisa patrzyła na nią ze łzami błyszczącymi w oczach. Dłonie, bezsilnie zaciśnięte w pięści, opuściła wzdłuż ciała.

– Proszę – szepnęła. – Nie znienawidź mnie. Meredith westchnęła wzruszona.

– Nie mogłabym cię nienawidzić – powiedziała z niepewnym uśmiechem. – Ja też cię kocham, a poza tym nawet nie mam innych sióstr…

Powstrzymując śmiech, Lisa rzuciła się w ramiona Meredith. Zupełnie tak samo jak dawno temu, kiedy nosiły mundurki ósmoklasistek, obściskiwały się, śmiały i powstrzymywały łzy.

– Jednak nie wydaje ci się to trochę… kazirodcze? – zapytała Lisa z niepewnym uśmiechem, kiedy zakończyły przeprosiny. – To, że jestem z Parkerem?

– Prawdę mówiąc, trochę… miałam takie odczucie wtedy rano, kiedy zadzwoniłam do ciebie i okazało się, że byliście w łóżku. Razem.

Lisa zaczęła się śmiać, po czym nagle spoważniała.

– Właściwie nie przyszłam do ciebie, żeby rozmawiać o Parkerze. Przyszłam, żeby cię zapytać o wczorajsze przesłuchanie Matta. Zobaczyłam w porannej gazecie artykuł na ten temat i… – odwróciła wzrok, rozglądając się po pokoju… – I… no cóż, sądzę, że przyszłam, żeby się upewnić, to znaczy… czy policja uważa, że on zabił Spyzhalskiego?

Zmagając się z poczuciem lojalności i złości, jaka ją ogarnęła, Meredith powiedziała spokojnie:

– Dlaczego mieliby tak myśleć? Ważniejsze jest to, dlaczego ty tak pomyślałaś?

– Nie pomyślałam tak – zaprotestowała Lisa z nieszczęśliwą miną. – Tylko po prostu ciągle przypominam sobie dzień waszej konferencji prasowej, kiedy to Matt rozmawiał ze swoim prawnikiem, włączając głośnik w telefonie. Matt był wściekły na Spyzhalskiego, był też zdecydowany uchronić ciebie przed skandalem. Wtedy powiedział coś, co zabrzmiało trochę… dziwnie i… może nawet wtedy było w tym słychać groźbę.

– O czym ty mówisz? – zapytała ostro Meredith, już bardziej zniecierpliwiona niż zdenerwowana.

– Mówię o tym, co Matt powiedział, kiedy jego prawnik ostrzegł, że Spyzhalski to wariat, który ma ochotę zrobić wielkie przedstawienie w sali sądowej. Matt powiedział prawnikowi, żeby wpłynął na zmianę jego zamiarów i wywiózł go z miasta. I wtedy Matt powiedział, że potem „zajmie się nim”. Nie sądzisz chyba, że – kończyła, wpatrując się z obawą w twarz Meredith – że Matt miał „zająć się nim”, kazać go pobić i rzucić martwego do rowu?