Выбрать главу

– To najbardziej absurdalna, oburzająca rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam – powiedziała Meredith niskim, bliskim eksplozji głosem, ale słowa wypowiedziane przez jej ojca spowodowały, że obydwie odwróciły się w jego stronę.

– Nie sądzę, żeby policja uznała taką uwagę za absurdalną – obwieścił, stając w drzwiach łączących gabinet z salą konferencyjną. – Co więcej, twoim obowiązkiem jest powiadomić ich o tym.

– Nie – powiedziała Meredith, czując panikę na myśl o tym, jak policja mogłaby zinterpretować taką uwagę, po czym wpadła na pewien pomysł. Uśmiechnęła się z ulgą. – Jestem żoną Matta. Nie mam obowiązku mówić im o tym, nawet w sądzie. Philip spojrzał na Lisę.

– Ty to słyszałaś, a ty nie jesteś żoną tego drania.

Lisa spojrzała na Meredith i zobaczyła prośbę w jej oczach. Nie zastanawiając się dłużej, stanęła po jej stronie.

– Prawdę mówiąc, panie Bancroft – skłamała, uśmiechając się przepraszająco – to nie jestem pewna, że to powiedział. Pan wie, jaką ja mam wyobraźnię – dodała, wycofując się z gabinetu. – To dlatego jestem taką dobrą projektantką, żywa wyobraźnia.

Ojciec spojrzał na Meredith sfrustrowany i zły, a ona wtedy wytknęła mu coś, o czym właśnie pomyślała.

– Wiesz – powiedziała spokojnie – w swojej chęci oskarżania Matta o wszystko wpadasz w pułapkę swojej własnej, mylnej logiki. Z jednej strony oskarżasz go, że nic do mnie nie czuje, a tylko wykorzystuje mnie, żeby odegrać się na tobie. Jeśli to prawda, to jak możesz wierzyć w to, że kazał zabić Spyzhalskiego po to, żeby uchronić mnie przed skandalem? – Wiedziała, że w tym momencie zdobyła dla siebie punkt. Ojciec zaklął pod nosem i wyszedł. Niestety, już w chwilę potem jej serce zabiło nierówno na wspomnienie czegoś innego, co Matt powiedział. Tego samego wieczoru, kiedy zostało znalezione ciało Spyzhalskiego, droczyła się z nim na temat jego oferty odwrócenia uwagi reporterów, kiedy ona wjeżdżałaby do garażu pod jego mieszkaniem. „Zrobiłbyś to? Dla mnie?” – żartowała, ale jego odpowiedź wcale nie była utrzymana w żartobliwym tonie, była powiedziana śmiertelnie poważnie. „Nie masz nawet pojęcia, odpowiedział, co byłbym gotów zrobić… tylko dla ciebie”.

Podeszła do biurka i potrząsnęła głową, odsuwając tę myśl na bok.

– Przestań! – powiedziała sobie głośno. – Pozwalasz, żeby obchodziły cię podejrzenia innych!

O szóstej uniknięcie tego stało się niemalże niemożliwe.

– Oto pierwsze dowody, jakich chciałaś – oświadczył oschle jej ojciec, wchodząc do niej razem z Markiem Bradenem.

Z wściekłością rzucił na jej biurko dwa raporty. Meredith powoli odsunęła na bok budżet reklamy, który przeglądała, i spoglądając na smętne twarze obydwu mężczyzn, położyła przed sobą raporty. Pierwszy z nich, bardzo długi, zawierał zebrane przez Marka informacje na temat Matta. Były w nim zakreślone na czerwono nazwy wszystkich firm, jakie Matt posiadał, każdego legalnego przedsięwzięcia, w jakim uczestniczył. Było tego dużo. Osiem nazw opatrzonych było czerwonymi literami „X”. Spojrzała na drugi raport. Zawierał on nazwiska oraz nazwy instytucji i firm, które ostatnio nabyły pakiety akcji „Bancrofta”, składające się z więcej niż tysiąca udziałów. Ze strachu jej serce zaczęło łomotać: tych osiem nazw opatrzonych w raporcie o Matcie literami „X” widniało również na liście nowych udziałowców. Po ich zsumowaniu Matt posiadał już gigantyczny pakiet akcji „Bancrofta”, zakupionych na nazwiska inne niż jego własne czy Intercorpu.

– To tylko początek – powiedział ojciec. – Ta lista akcjonariuszy nie zawiera najnowszych danych, a raport na temat Farrella jest niekompletny. Bóg raczy wiedzieć, ile jeszcze akcji kupił i na jakie nazwiska. Kiedy ceny naszych akcji podskoczyły, Farrell najwyraźniej zdecydował się na podłożenie kilku bomb w naszych sklepach, żeby obniżyć ich cenę i kupować taniej. A teraz – powiedział, opierając dłonie o jej biurko – przyznasz, że to on stoi za tym, co się nam przydarzyło?

– Nie – powiedziała z kamienną twarzą, ale sama już nie była pewna, czy mówiąc to, zaprzeczała jemu, czy temu, że sama nie była w stanie zaakceptować tego. – Wszystko to są dowody na to, że kupił nasze akcje. Mógł to zrobić z różnych powodów. Może zorientował się, że jesteśmy świetną długoterminową inwestycją i to mogło… mogło wydać mu się zabawne, że zarobi na twojej firmie! – Wstała, czując drżenie kolan i spojrzała na obu mężczyzn. – A od tego jest jeszcze daleka droga do podkładania bomb w naszych sklepach czy mordowania ludzi!

– Dlaczego kiedykolwiek myślałem, że jesteś rozsądna! – powiedział Philip zawiedziony i wściekły. – Ten drań jest już właścicielem ziemi w Houston, którą chcemy mieć, i Bóg raczy wiedzieć, jak wiele jeszcze naszego majątku jest w jego posiadaniu! Już w tej chwili ma wystarczającą ilość udziałów, żeby zdobyć miejsce w naszym zarządzie…

– Zrobiło się już późno – przerwała mu Meredith pełnym napięcia głosem. Zaczęła pakować do teczki papiery do zabrania do domu. – Mam zamiar iść do domu i popracować tam. Ty i Mark możecie kontynuować beze mnie to… to polowanie na czarownice!

– Trzymaj się od niego z daleka! – ostrzegł ją ojciec, kiedy już ruszyła w stronę drzwi. – Jeśli tego nie zrobisz, to może się to skończyć tym, że zaczniesz wyglądać na współkonspiratorkę. Najpóźniej do piątku zgromadzimy wystarczającą ilość dowodów, żeby skierować sprawę do odpowiednich organów…

Odwróciła się, starając się wyglądać wyniośle:

– Do jakich organów?

– Na początek do komisji papierów wartościowych. Jeśli kupił już pięć procent naszych akcji, a jestem pewny, że to zrobił, to naruszył zasady ustalone przez komisję, ponieważ nie powiadomił ich o tym fakcie! A jeśli naruszył to prawo, to policja nie będzie już uważała, że on jest czyściutki jak świeżo spadły śnieg, jeśli przyjdzie do sprawy śmierci tego prawnika czy podkładania bomb…

Meredith wyszła, zamykając za sobą drzwi. Jakimś cudem udało jej się uśmiechać i wymienić pożegnania z dyrektorami, których spotkała w drodze do garażu. Kiedy jednak znalazła się już za kierownicą samochodu, który dostała od Matta, jej opanowanie prysnęło. Trzymała kurczowo kierownicę w obu dłoniach i wpatrywała się w ścianę garażu. Drżała cała, nie panując nad sobą. Wmawiała sobie, że niepotrzebnie wpadała w panikę, że Matt będzie miał logiczne, rozsądne wytłumaczenie tego wszystkiego. Nie osądzi go w myślach na podstawie tak powierzchownych powodów, absolutnie nie. Powtarzała to sobie bez końca jak śpiewny refren albo jak modlitwę. Powoli przestała drżeć i przekręciła kluczyk w stacyjce. Matt był niewinny, czuła to każdą odrobiną swojej duszy. Ani przez chwilę dłużej nie będzie znieważała go wątpieniem w jego prawość.

Pomimo tego szlachetnego postanowienia niełatwo było jej się pozbyć obaw i złych przeczuć. W chwili kiedy się przebrała, była już tak nieszczęśliwa i przygnębiona, że nie mogła myśleć o niczym innym. Nie wykazując najmniejszej energii do działania, otworzyła teczkę i wyjęła budżet reklamy. Uświadomiła sobie, że bezsensem było próbować brać się do pracy, kiedy była w takim stanie. Mówiła sobie, że gdyby tylko mogła spotkać się z Mattem, zobaczyć jego twarz, spojrzeć mu w oczy, usłyszeć jego głos, uspokoiłaby się, że nie zrobił żadnej z rzeczy, o które oskarżał go ojciec.