– Jestem też jedynym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poślubiłaś – przypomniał z rzadkim u niego uśmiechem. – Musiałem mieć jakieś zalety.
– Daj spokój, Philipie – ostrzegła go.
– Możemy pójść do Meredith i Farrella…
– Zacznij mówić o nim: Matt.
– W porządku – przystał – Meredith i Matta. A po wyjściu od nich moglibyśmy wrócić tutaj. Mogłabyś zostać przez jakiś czas u mnie, moglibyśmy spróbować poznać się znowu nawzajem.
– Ja już cię znam – powiedziała ciepło. – Jeśli ty chciałbyś poznać mnie, musiałbyś zrobić to we Włoszech.
– Caroline, proszę. – Widział, że mięknie. – Przynajmniej chodź tam dzisiaj ze mną. To może być twoja ostatnia szansa na spotkanie z naszą córką. Polubisz ją. Pod pewnymi względami jest podobna do ciebie… jest bardzo odważna.
Przymknęła oczy, próbowała ignorować jego słowa i to, co podpowiadało jej serce. Trudno było się oprzeć tej kombinacji.
– Zadzwoń do niej najpierw – powiedziała drżącym głosem. – Nie mam zamiaru po trzydziestu latach pojawić się u niej niezapowiedziana. Nie zdziw się, jeśli nie będzie chciała mnie widzieć – dodała, podając Philipowi numer, który zapisał jej Matt.
– Najpewniej nie będzie chciała widzieć żadnego z nas – powiedział. – I nie mógłbym mieć jej tego za złe.
Przeszedł do sąsiedniego pokoju, żeby zadzwonić, i wrócił tak szybko, że była pewna, że Meredith nie chciała nawet z nim rozmawiać. Serce jej zamarło.
– Co powiedziała? – udało jej się wyrzucić z siebie, widząc, że Phillip nie jest w stanie wydobyć z siebie głosu.
Odkaszlnął, jakby coś blokowało mu gardło, i dziwnie schrypniętym głosem powiedział:
– Zgadza się.
ROZDZIAŁ 59
Meredith wyszła z budynku, w którym mieścił się gabinet jej ginekologa, i powstrzymała absurdalną chęć wyrzucenia w górę ramion i wykonania na chodniku kilku tanecznych obrotów. Odchyliła twarz ku niebu i stała, czując, jak wiosenny wietrzyk owiewa jej skórę. Uśmiechała się w obłoki.
– Dziękuję – szepnęła.
Dopiero po upływie roku i dwóch długich konsultacjach z ginekologami specjalizującymi się w skomplikowanych ciążach udało się przekonać Matta, że bez względu na efekt końcowy ciąży, jeśli Meredith będzie się dokładnie stosować do ich zaleceń i leczenia, łącznie z pozostaniem w łóżku przez czas ciąży, ryzyko dla niej samej będzie tylko niewiele większe niż dla jakiejkolwiek kobiety. Następnych dziewięć miesięcy zajęło, żeby w końcu usłyszała wypowiedziane dzisiaj słowa:
– Gratulacje, pani Farrell. Jest pani w ciąży.
Kierując się impulsem, przeszła na drugą stronę ulicy i kupiła w kwiaciarni pęk róż, po czym poszła do następnej przecznicy, gdzie Joe czekał z samochodem. Zaskoczyła go, pojawiając się z przeciwnej, niż tego oczekiwał, strony. Otworzyła sobie drzwiczki i wsiadła na tylne siedzenie.
Joe oparł ramię o oparcie swojego siedzenia i odwrócił się do niej.
– Co powiedział lekarz?
Meredith spojrzała na niego promiennie, ciągłe jeszcze zadziwiona i zaskoczona. Uśmiechnęła się.
W odpowiedzi na twarzy Joego pojawił się szeroki uśmiech.
– Matt będzie szczęśliwym człowiekiem! – obwieścił. – Zaraz jak tylko przestanie być bardzo wystraszonym człowiekiem! – Odwrócił się i uruchomił silnik limuzyny.
Była przygotowana na to, że jak zwykle zostanie z wielką siłą wciśnięta w oparcie siedzenia, kiedy Joe oderwie samochód od krawężnika z pełną mocą silników, ale on przepuścił aż trzy możliwości brutalnego włączenia się do ruchu i dwie kolejne, absolutnie sensowne szanse na zrobienie tego z przeciętną prędkością. Dopiero kiedy droga za nim była wolna, ruszył łagodnie z prędkością bardziej właściwą popychaniu wózka dziecięcego niż jego zwykłym wyczynom. Wybuchnęła śmiechem.
Matt czekał na nią, przechadzając się nerwowo wzdłuż okien ich salonu. Przeczesywał rękoma włosy i wyrzucał sobie, że w ogóle zgodził się na podjęcie nawet próby jej zajścia w ciążę.
Wiedział, że podejrzewa, że wreszcie im się to udało, i po cichu miał nadzieję, że się myliła. Nie wyobrażał sobie, jak zdoła znieść strach o nią, jeśli tak rzeczywiście było.
Odwrócił się gwałtownie, słysząc, że drzwi frontowe otwierają się. Patrzył, jak zbliżała się do niego. Jedną rękę trzymała z tyłu za plecami.
– Co powiedział lekarz? – zapytał od razu, nie mogąc już dłużej znieść napięcia.
Wyjęła zza pleców pęk róż o długich łodyżkach i wyciągnęła je ku niemu. Uśmiechnęła się promiennie.
– Gratuluję, panie Farrell. Spodziewamy się dziecka! Porwał ją w ramiona, gniotąc bukiet dzielący go od niej.
– Boże dopomóż! – szeptał miotany sprzecznymi uczuciami.
– On nam pomoże, kochanie – uspokajała go, całując w policzek.
EPILOG
– Mówiłem, że zdążymy – powiedział Joe O'Hara, zatrzymując limuzynę z piskiem opon przed głównym wejściem do Bancroft i S – ka. Tym razem Matt z wdzięcznością pomyślał o jego sposobie prowadzenia, bo Meredith była spóźniona na bardzo ważne posiedzenie rady nadzorczej. Samolot, którym przylecieli z Włoch, miał opóźnienie. Zatrzymali się tam, żeby odwiedzić Philipa i Caroline w drodze powrotnej ze Szwajcarii, gdzie byli na nartach.
– Trzymaj to – powiedział Matt do O'Hary, podając mu walizeczkę, którą tamten przywiózł na lotnisko. Zawierała ona notatki potrzebne Meredith na zebranie. – Ty weźmiesz jej dokumenty, a ja ją samą.
– Co takiego? – zapytała z niedowierzaniem Meredith. Właśnie sięgała na tylne siedzenie po kule, na których musiała się opierać do czasu, aż wydobrzeje jej skręcona w kostce noga.
– Nie masz czasu na kuśtykanie przez całą drogę do wind – powiedział i wziął ją ha ręce.
– To bardzo niepoważne – protestowała, śmiejąc się. – Nie możesz nieść mnie w ten sposób przez cały sklep!
– Zaraz się przekonasz, czy nie mogę – powiedział z uśmieszkiem.
I zrobił to.
Klienci odwracali się na jego widok. Przy jednym ze stoisk z kosmetykami kobieta w średnim wieku wykrzyknęła do swojej przyjaciółki:
– Czy to nie Meredith Bancroft i Matthew Farrell?
– Nie, to niemożliwe, żeby to byli oni – powiedziała klientka stojąca przy stoisku po drugiej stronie przejścia. Meredith ukryła twarz na piersi Matta. Ramiona drżały jej od śmiechu pełnego zażenowania, a kobieta ciągnęła: – Czytałam w „Tattlerze”, że oni się rozwodzą! Ona ma podobno wyjść za Kevina Costnera, a Matt Farrell jest w Grecji z jakąś gwiazdą filmową.
Kiedy dotarli do wind, Meredith spojrzała z uśmiechem w oczy Matta.
– Nie masz wstydu – żartowała. – Kolejna gwiazda filmowa?
– Kevin Costner? – odparował z rozbawieniem, wyzywająco unosząc brwi. – Nawet nie wiedziałem, że w ogóle lubisz Kevina Costnera!
Już w biurze wypuścił Meredith z objęć, żeby o własnych siłach i na swoich własnych dwóch stopach dokuśtykała na zebranie.
– Lisa i Parker powiedzieli, że pojawią się tu z Marissą i zjemy razem lunch – dodała, rozglądając się niecierpliwie po pustej recepcji.
– Poczekam na nich – przyrzekł Matt, podając jej walizeczkę.
Kilka minut później pojawiła się Lisa. W objęciach trzymała dziecko.
– Parker wysadził nas przed wejściem – wyjaśniła. – Będzie tu za kilka minut.
– Pani Reynolds, wygląda pani – zażartował z uśmiechem Matt – na kobietę w zdecydowanie bardzo zaawansowanej ciąży.
Mówiąc to, wpatrywał się jednak w sześciomiesięczne dziecko, które tuliła do siebie. Już wyciągał ręce, żeby wziąć je od niej.