— Wybaczy pan, panie Wilson: czy mówi pan do mnie?
— Oczywiście, że do pana. — Wilson skinął głową. — Czy nikt panu nie powiedział, że jest pan naszym naukowcem numer dwa? Widocznie nie… Ale nie należy się temu dziwić. Ja na przykład już na Ziemi wiedziałem, że jestem dziennikarzem numer dwa…
— Reggie, nie wydaje mi się… — zaczęła Nicole.
— Droga pani doktor — przerwał jej Wilson — możliwe, że będzie pani jedynym członkiem trzeciej misji. Słyszałem, jak nasi dzielni przywódcy Brown i Heilmann rozprawiali o pani. Chcą, aby przez cały czas przebywała pani na pokładzie Newtona. Ale ponieważ pani wiedza może okazać się niezbędna…
— Dość — przerwał mu Wakefield. W jego głosie była nuta groźby. — Przestań być taki opryskliwy.
Zaległa cisza.
— Wiesz co, Wilson — odezwał się po chwili Wakefield tonem nieco bardziej pojednawczym — o ile pamiętam, lubisz wyścigi samochodowe. Może chciałbyś poprowadzić rovera?
Już po chwili Reggie Wilson siedział za kierownicą i śmiał się głośno, biorąc ostry zakręt. Na tylnym siedzeniu des Jardins i Takagishi podskakiwali jak piłki.
Nicole uważnie obserwowała Wilsona. Znowu zachowuje się dziwnie, myślała. To już trzeci raz w ciągu dwóch dni. Starała się przypomnieć, kiedy badała go po raz ostatni. Nie robiłam tego od Śmierci Borzowa. Kadetów sprawdzałam dwukrotnie… Wszystko przez to, że za bardzo byłam zajęta Borzowem… Postanowiła, że gdy tylko dotrze do stacji Beta, dokona gruntownego badania wszystkich członków załogi.
— Panie profesorze, chciałbym zadać panu jedno pytanie zwrócił się Wakefield do Takagishiego, gdy tylko Wilson przestał jechać zygzakami. — Czy domyśla się pan, czym był ten dziwny dźwięk? A może doktor Brown przekonał pana, że była to zbiorowa halucynacja słuchowa?
Takagishi przecząco pokręcił głową.
— Powiedziałem panu wtedy, że ten nieznany dźwięk… powiedział japoński uczony patrząc w dal, gdzie sektory Równiny Środkowej ciągnęły się aż po horyzont. — Ten statek jest inny, jestem tego pewien. Prostokąty na południu tworzą zupełnie inny wzór i nie sięgają brzegów Morza Cylindrycznego. Światła gasły i zapalały się, jeszcze zanim morze się roztopiło. I gasną nagle, a nie stopniowo, jak opisała to załoga Nortona. Bioty — kraby pojawiają się w stadach, a nie samotnie… — Brown twierdzi, że te różnice są nieistotne — ciągnął po chwili — ale mnie się wydaje, że one coś znaczą. Możliwe, że doktor Brown się myli… powiedział cicho.
— Możliwe też — wtrącił z goryczą Wilson — że jest ostatnim skurwysynem.
Dodał gazu i rozpędził rovera do maksymalnej szybkości. — Halo, obóz Beta, przyjechaliśmy!
28. EKSTRAPOLACJA
Nicole zjadła kaczkę, brokuły i puree ziemniaczane. Pozostali kosmonauci wciąż siedzieli za stołem i jedli. Przy wejściu znajdował się monitor, ukazujący obraz z kamery śledzącej bioty. Kraby maszerowały w nie zmienionym szyku.
— A co będzie, jak skończą? — spytał Wakefield, spoglądając na przytwierdzoną do tablicy mapę.
— Ostatnim razem poszły „drogą” między polami — sektorami i znalazły jakąś dziurę — odpowiedziała Francesca z drugiego końca stołu — do której wyrzuciły śmieci. W ostatnim sektorze niczego nie znalazły, więc nie wiadomo, co zrobią.
— Czy wszyscy są zdania, że te bioty to „śmieciarze”?
— Na to wygląda — rzekł Brown. — Podobnego biota, tyle że samotnego, spotkał Jimmy Pak z ekipy Nortona. Oni także doszli do takiego wniosku.
— Nasze rozumowanie nie jest obiektywne — wtrącił Takagishi. — Doktor Brown sam mówił, że nie uważa za prawdopodobne, aby ludzki umysł był w stanie zrozumieć, czym jest Rama. I dlatego nasza rozmowa przypomina mi hinduskie przysłowie o ślepcach, którzy napotkali słonia. Każdy z nich dotknął go w innym miejscu, każdy opisał go inaczej… i wszyscy mieli rację.
— Więc nasze kraby nie są pracownikami Ramańskiego Wydziału Gospodarki Komunalnej? — spytał Tabori.
— Tego nie powiedziałem — odparł Takagishi. — Chodzi mi o to, że bardzo szybko doszliście do wniosku, że ta szóstka biotów nie zajmuje się niczym innym poza zbieraniem śmieci. Nie mamy dostatecznych dowodów na poparcie takiej hipotezy.
— Czasem konieczna jest ekstrapolacja — rzekł Browna nawet spekulacja oparta na dostępnych danych. Sam pan wie, że cała nauka opiera się na wysokim prawdopodobieństwie, nigdy na pewności.
— Zanim na dobre ugrzęźniemy w dyskusji o metodologii nauk, chciałbym coś zaproponować — wtrącił Janos z uśmiechem. — Właściwie jest to pomysł Richarda, ale ja przerobiłem go na grę. Chodzi o światła. Od naszego pojawienia się w krainie Ramy — zaczął — trzykrotnie zmieniło się oświetlenie wnętrza statku.
— Eee… — wyraził niezadowolenie Wakefield.
— Daj mi skończyć — roześmiał się Janos. — Światła najpierw zapaliły się, potem zgasły, a teraz zapłonęły znowu. Proponuję, żebyśmy złożyli się po dwadzieścia marek. Każdy napisze swoją „prognozę” dotyczącą świateł, a ten, kto zrobi to najlepiej, zgarnie całą pulę.
— A kto wyda werdykt? — sennym głosem spytał Reggie Wilson. W ciągu ostatniej godziny bez przerwy ziewał. — Pomimo to, że zgromadziły się tu najlepsze mózgi, wątpię, czy ktokolwiek z nas zdołał zrozumieć Ramę. Osobiście uważam, że światła zapalają się i gasną w sposób chaotyczny i nie ma w tym żadnego głębszego znaczenia.
— Napiszcie, co myślicie, a potem wyślemy to generałowi O’Toole. Richard i ja zgodziliśmy się być sędziami. Gdy nasza wyprawa dobiegnie końca, porównamy to, co napisaliście, a szczęśliwy zwycięzca będzie mógł postawić komuś dobry obiad.
Doktor David Brown wstał od stołu.
— Skończyłeś, Tabori? — spytał lodowatym tonem. — Jeżeli tak — dodał nie czekając na odpowiedź — to może posprzątamy po jedzeniu i weźmiemy się do roboty.
— Dobrze, już dobrze — mruknął Janos. — Chciałem tylko jakoś rozładować atmosferę…
Brown odwrócił się na pięcie i wyszedł.
— O co mu chodzi? — zapytał Richard, patrząc na Franceskę.
— Myślę, że boi się tego polowania — odparła. — Od rana jest w złym humorze. Ma poczucie, że cała odpowiedzialność spoczywa na nim…
— A może po prostu jest durniem? — mruknął Wilson. Idę się zdrzemnąć.
Wilson wyszedł. Nicole przypomniała sobie, że miała wszystkich zbadać. Nie było to trudne. Wystarczyło na minutę zbliżyć się do każdego z kosmonautów ze skanerem, który automatycznie odczytywał wszystkie informacje. Jeżeli żaden z kanałów nie zawiadamiał o niebezpieczeństwie, wszystko było w porządku.
Kosmonauci okazali się zdrowi, włącznie z Takagishun.
— Znakomicie — uśmiechnęła się do niego Nicole i wyszła na zewnątrz, żeby poszukać Browna i Wilsona.
Namiot Browna znajdował się na samym końcu obozowiska. Wszystkie namioty były jednakowe i przypominały wysokie, wąskie czapeczki. Nicole pomyślała, że tak właśnie wyglądają indiańskie wigwamy.
David Brown siedział na ziemi i trzymał na kolanach przenośny komputer. Na ekranie wyświetlony był jeden z rozdziałów książki Takagishiego Atlas Ramy.
— Doktorze Brown, czy można? — spytała Nicole.
— O co chodzi? — Brown nie starał się ukryć rozdrażnienia.
— Muszę sprawdzić pańskie dane biometryczne — powiedziała Nicole. — Nie badałam pana od pierwszej misji.
Brown spojrzał na nią z niechęcią, ale Nicole nie dała za wygraną. Amerykanin wzruszył ramionami i wyłączył komputer. Nicole uklęknęła przy nim i włączyła skaner.