— Niezła trzódka — rzekł Wilson, spoglądając na nie z rovera. — Siedem zero dla biotów.
— Jeżeli jesteś pewien, że nie grozi wam żadne niebezpieczeństwo, to możecie spróbować jeszcze raz — mówił przez radio Heilmann. — Ale osobiście uważam, że to nierozsądnie. One najwidoczniej mają jakiś system porozumiewania się. I nie wydaje mi się, żeby chciały dać się złapać…
— Ależ Otto, przecież zrobimy dokładnie to samo, co za pierwszym razem, tylko lepiej — mówił Brown. — Tym razem liny oplotą się dokładnie wokół pancerza; inne bioty nie będą miały żadnych szans.
— Admirale Heilmann, tu mówi Takagishi — nagle odezwał się Japończyk. — Wyrażam swój stanowczy sprzeciw wobec dalszych prób. Przed chwilą mieliśmy okazję przekonać się, jak mało wiemy o tych istotach. Zgadzam się z Wakefieldem, który jest zdania, że pierwsza próba schwytania uruchomiła mechanizm samoobrony. Nie wiemy, co nas czeka przy kolejnej.
— Wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, doktorze Takagishi — rzekł Brown, zanim Heilmann zdążył się odezwać. — Ale są sprawy, których nie należy lekceważyć. Po pierwsze, jak zauważyła Francesca, ogląda nas cała Ziemia. Słyszeliście, co Jean — Claude Revoir powiedział dwadzieścia minut temu: zrobiliśmy dla podboju kosmosu więcej niż radzieccy i amerykańscy pionierzy w dwudziestym wieku. To zobowiązuje. Poza tym, jeżeli z całym sprzętem wrócimy teraz do obozu Beta, stracimy mnóstwo czasu. Wreszcie: nie istnieje żadne bezpośrednie zagrożenie. Dlaczego pańskie prognozy są tak pesymistyczne? Przed chwilą byliśmy po prostu świadkami uruchomienia systemu samoobrony biotów.
— Panie profesorze Brown, niech pan sobie wyobrazi możliwości technologiczne istot, które zbudowały ten statek. I niech pan pomyśli, że to, co usiłujemy zrobić, przez istoty czy urządzenia, które kierują tym statkiem, może zostać odczytane jako… wrogie. Możliwe, że naszym zachowaniem skazujemy na śmierć nie tylko siebie, ale także innych ludzi…
— Bzdury! — wrzasnął Brown. — Jak w ogóle można mnie oskarżać o brak rozsądku?! To, co pan mówi, jest absurdalne. Wszystkie zgromadzone przez nas dowody potwierdzają, że ten Rama nie różni się od swojego poprzednika i nie interesuje go nasza obecność. To, że kilka robotów broni swojego kolegę przed schwytaniem, nie ma żadnego głębszego znaczenia poza tym, że zostały tak zaprogramowane. Myślę, że nie warto teraz o tym dyskutować, Otto. Jeżeli się nie sprzeciwisz, zaraz schwytamy biota…
Zapadła cisza. Po chwili odezwał się Heilmann:
— Dobrze, David, złapcie go. Ale nie róbcie nic ryzykownego.
— Czy naprawdę jesteśmy w niebezpieczeństwie? — Yamanaka pytał swojego rodaka, podczas gdy Brown, Tabori i Wakeiield omawiali taktykę. Yamanaka wpatrywał się w wysokie budowle na horyzoncie; być może po raz pierwszy zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa.
— Może i nie — odparł Takagishi. — Ale szaleństwem jest podejmować takie…
— Szaleństwo to świetne określenie — wtrącił Wilson. I tylko my dwaj zdajemy sobie z tego sprawę. Osobiście uważam, że te cholerne kraby uraziły dumę wielkiego doktora Browna i stąd ten pojedynek… Myśmy po prostu zwariowali — ciągnął. — Zostaliśmy ostrzeżeni o grożącym nam niebezpieczeństwie, ale nie zwracamy na to uwagi i ignorujemy ich ostrzeżenia…
Nicole odwróciła głowę i spojrzała w stronę Browna, Taboriego i Wakefielda. Janos i Richard byli podnieceni; polowanie na bioty najwyraźniej sprawiało im przyjemność. Zastanawiała się, czy Rama rzeczywiście chciał ich ostrzec. To bzdury, mimowolnie powtórzyła słowa Browna. Ale czy na pewno? Przypomniała sobie obraz krabów niszczących metalową sieć i przeszedł ją zimny dreszcz. Obejrzała się za siebie. Przez lornetkę spojrzała na oddalone o pół kilometra bioty; wciąż stały nieruchomo. Jak cię zrozumieć, Ramo? — pomyślała. A potem po raz pierwszy odważyła się. zadać sobie pytanie: Ilu z nas wróci na Ziemię, żeby podzielić się twoim przesłaniem?
Drugie polowanie Francesca postanowiła filmować z ziemi. Tak jak poprzednim razem, do helikoptera ze specjalistycznym sprzętem wsiadła Irina Turgieniew z Taborim. W drugim znaleźli się Brown, Yamanaka i Wakefield. Brown poprosił Wakefielda o udzielanie rad w trakcie polowania, a Francesca namówiła Richarda na filmowanie z helikoptera jedną z jej kamer, choć helikopter miał własną kamerę.
Pozostałych kosmonautów Reggie Wilson zawiózł w stronę biotów.
— Doigrałem się — mruknął. — Awansowałem na szofera. — Obejrzał się na swoich towarzyszy. — Widzicie, jaki jestem wszechstronny? Nawet umiem prowadzić! — Zerknął na siedzącą obok niego Franceskę. — Droga pani Sabatini, czy nie ma pani zamiaru podziękować Nicole? Przecież zawdzięcza jej pani najwspanialsze zdjęcia.
Francesca była zajęta sprawdzaniem jakości transmisji.
— Nie słuchasz mnie?
— Chciałabym przypomnieć panu Wilsonowi, że sama wiem, co i kiedy powinnam robić — mruknęła Francesca nie podnosząc głowy.
— Kiedyś było inaczej… — powiedział smutno Reggie. Wyglądało na to, ze Francesca go nie słucha. — Kiedyś wierzyłem, że istnieje miłość… — dodał głośniej — ale potem zrozumiałem, czym jest zdrada, przerost ambicji, egoizm…
Zatrzymał rovera jakieś czterdzieści metrów od biotów. Francesca wysiadła bez słowa. Już po chwili rozmawiała przez radio z Brownem i Wakefieldem. Zawsze grzeczny doktor Takagishi podziękował Wilsonowi „za podwiezienie”.
— Zaczynamy! — oznajmił Tabori.
Z helikoptera wysunęła się ciężka kula o dwudziestocentymetrowej średnicy i spoczęła na grzbiecie jednego z Motów. Jej powierzchnia pokryta była niewielkimi otworami. Wysunęły się z nich metalowe macki, które oplotły biota. Innym biotom zdawało się to nie przeszkadzać.
— Co pan na to, inspektorze?! — krzyknął Janos przez radio do Wakefielda.
Richard z uwagą przyglądał się schwytanemu biotowi. Kula leżała na jego grzbiecie, oplatając go gęstą pajęczą siecią. Z helikopterem łączyła ją niezwykle gruba stalowa lina.
— Chyba będzie dobrze — rzekł Wakefield. — Pozostaje tylko jedno pytanie: czy helikopter ma dość mocy, żeby podnieść je wszystkie razem?
David Brown wydał rozkaz. Inna Turgieniew zwiększyła szybkość obrotów śmigła. Lina napięła się, ale Moty nie oderwały się od podłoża.
— Albo są bardzo ciężkie, albo jakoś się zakotwiczyły powiedział Richard. — Spróbuj je poderwać.
Helikopter zszedł nieco niżej, po czym gwałtownie ruszył w górę. Lina naprężyła się. Sczepione ze sobą bioty uniosły się o kilka metrów. Dwa z nich, które nie były bezpośrednio połączone ze schwytanym biotem, upadły na ziemię. Pozostała trójka trzymała się dłużej, w sumie jakieś dziesięć sekund, następne także rozwarły uchwyty swych macek i spadły. Helikopter unosił się coraz wyżej. Kosmonauci wydawali okrzyki zachwytu, wszyscy zaczęli mówić naraz.
Francesca filmowała tę scenę z odległości dziesięciu metrów. Gdy ostatnie trzy kraby spadły na ziemię, skoncentrowała się na filmowaniu helikoptera. Dopiero po chwili zorientowała się, że wszyscy do niej krzyczą. Trzy z biotów nie rozpadły się pod wpływem uderzenia o podłoże. Wyglądały na uszkodzone, ale od razu zaczęły się poruszać. Gdy Francesca filmowała odlatujący helikopter, pierwszy z nich wyczuł jej obecność i ruszył w tym kierunku. Pozostałe dwa poszły jego śladem.
Były od niej nie dalej niż cztery metry. Dopiero wtedy zrozumiała, co się dzieje. Rzuciła się do ucieczki.
— Skręć w bok! — krzyczał Wakefield do mikrofonu. One chodzą tylko po prostej!