— Davidzie, znów mamy kłopoty — powiedziała całując go w usta. — Przed chwilą rozmawiałam z Janosem. Nicole podejrzewa, że przed śmiercią Walerij dostał jakieś proszki.
— Co?! — krzyknął Brown. — Skąd ona wie?! Przecież nie mogła…
— Nie krzycz tak. Podobno badanie biometryczne wykazało coś w tym rodzaju, a ona domyśliła się reszty. Dziś po południu powiedziała o tym Janosowi.
— Ale nie dałaś po sobie poznać, że wiesz, prawda? Musimy być ostrożni, bo…
— Oczywiście, że nic mu nie powiedziałam. Poza tym Janos niczego nie podejrzewa.
— Przeklęta kobieta — mruknął Brown. — Cholerna biometria… Co za dzień. Najpierw ten kretyn Wilson chce zostać bohaterem. A teraz to… Mówiłem ci, żebyś skasowała wszystkie zapisy z operacji. Wystarczyłoby wymazać pamięć głównego komputera i…
— I tak zostałyby jej własne dane biometryczne — odparła Francesca. — Tam są wszystkie dowody. Żeby wpaść na to na podstawie samych danych biometrycznych, trzeba być geniuszem. — Usiadła i pogłaskała Browna po głowie. — Naszym największym błędem nie było to, że nie wymazaliśmy danych. To wzbudziłoby podejrzenia ISA. Błędem było to, że nie doceniliśmy Nicole des Jardins.
Brown wyzwolił się z objęć Franceski.
— Cholera jasna, Francesca, to twoja wina. Nigdy nie powinienem był się na to zgodzić. Po co dałem się na to namówić? Przecież wiedziałem, że…
— Owszem, wiedziałeś — przerwała mu ostro — że nie polecisz na pierwszą misję. Wiedziałeś, że bogactwo, jakie czeka na ciebie na Ziemi, zostałoby przez to poważnie uszczuplone. Brown spojrzał Francesce w oczy. — I wiedziałeś — mówiła nieco łagodniejszym głosem — że ja także byłam zainteresowana tym, żebyś wziął udział w pierwszej misji. Wiesz przecież, że zawsze możesz na mnie liczyć… — Wzięła Browna za rękę. Usiądź, Davidzie — powiedziała. — Tyle razy już o tym mówiliśmy. Nie zabiliśmy generała Borzowa. Po prostu podaliśmy mu środek, który wywołał objawy zapalenia ślepej kiszki. Wspólnie podjęliśmy tę decyzję. Gdyby Rama nie zmienił kursu podczas operacji, RoSur nie popełniłby błędu i nasz plan by się powiódł. Borzow wracałby teraz do zdrowia po operacji wyrostka, a ty i ja prowadzilibyśmy badania.
David Brown puścił rękę Franceski.
— Nie jestem w porządku — powiedział. — Nigdy w życiu nie zrobiłem czegoś podobnego. Pośrednio jesteśmy odpowiedzialni za śmierć Borzowa. A może i Wilsona. Możemy zostać oskarżeni… — Brown zwiesił głowę. — Jestem naukowcem, jak mogłem dać się wplątać w coś takiego?
— Możesz się nie wysilać — gniewnie odparła Francesca. I nie oszukuj się. Czy to nie ty ukradłeś swojej wychowance największe odkrycie ostatnich dziesięcioleci? A kto się z nią ożenił, żeby sprawa się nie wydała? Od dawna nie jesteś uczciwy…
— To nieprawda — Brown zaoponował bez przekonania. Prawie zawsze byłem uczciwy. Z wyjątkiem…
— Z wyjątkiem tych chwil, kiedy opłacało się być nieuczciwym, czy tak? Jesteś wstrętnym hipokrytą! — Francesca wstała — Nawet na własny użytek przedstawiasz się w dużo lepszym świetle, racjonalizujesz wszystkie swoje podłości! Nigdy nie zastanawiasz się, jaki jesteś naprawdę? Byle kobieta jest bardziej uczciwa niż ty. Kobiety przyznają się do swoich ambicji, pragnień, słabości… Przed sobą przyznają się, jakie są naprawdę, nie fałszują tego obrazu! — Francesca wróciła do łóżka, wzięła Davida za rękę i kończyła już innym tonem: — Nie rozumiesz tego, kochanie? Jesteśmy partnerami. Wspólny interes jest tym, co wiąże nas najmocniej. Mamy ten sam ceclass="underline" sławę, władzę i pieniądze.
— To brzmi okropnie…
— Ale to prawda! Nawet jeżeli przed samym sobą nie chcesz się do tego przyznać. Davidzie, kochanie, czy nie rozumiesz, że właśnie to jest powodem twojego niezdecydowania? Nie uświadamiasz sobie swoich prawdziwych celów! Spójrz na mnie: zawsze wiem, czego chcę, nigdy nie mam wątpliwości, co należy zrobić. Działam jak automat.
Amerykanin przez dłuższą chwilę siedział w milczeniu. Potem położył głowę na ramieniu Franceski.
— Najpierw Borzow, teraz Wilson — westchnął. — Jestem tym wszystkim przybity. Chciałbym, żeby ani jedno, ani drugie się nie stało…
— Nie możesz się teraz poddać. — Francesca głaskała go po głowie. — Nagroda jest już blisko. — Wyciągnęła rękę i zaczęła odpinać guziki jego koszuli. — To był bardzo długi dzień mówiła cicho. — Spróbuj o wszystkim zapomnieć.
Brown przymknął oczy, Francesca pocałowała go w usta.
— Widzisz — mówiła, rozbierając się powoli — kiedy jesteśmy razem, możemy sobie nawzajem dawać siłę.
— Pospiesz się — rzekł niecierpliwie Brown — chcę…
— Nie przejmuj się — mruknęła Francesca zdejmując spodnie. — Nigdy nie mieliśmy z tym żadnych kłopotów. — Uśmiechnęła się i rozchyliła uda — Nie zapomnij — dodała, wolną ręką zdejmując spodnie Browna — że nie jestem Elaine…
Przyglądała się śpiącemu Brownowi. Napięcie i strach, które jeszcze przed chwilą widziała w jego oczach, ustąpiły beztroskiemu uśmiechowi małego chłopca. Mężczyźni są tacy nieskomplikowani, myślała. Orgazm jest najlepszym lekarstwem. Gdyby kobiety też były takie… Wstała i ubrała się uważając, żeby nie obudzić swojego przyjaciela. Mamy maty problem, myślała, który trzeba jak najszybciej rozwiązać. Będzie nam o tyle trudno, że chodzi o kobietę…
Wyszła z namiotu. Na zewnątrz panowały nieprzeniknione ciemności. Jedynie przy składzie na końcu obozu paliły się światła. W obozie Beta było zupełnie ciemno, wszyscy już spali. Francesca zapaliła latarkę i powoli ruszyła na południe, w stronę Morza Cylindrycznego.
Czego ty właściwie chcesz, Nicole? — myślała. Gdzie są twoje słabe miejsca, twoja pięta Achillessa? Francesca starała się przypomnieć sobie wszystko, co wiedziała o Nicole. Pieniądze nie są właściwym kluczem. Seks też nie, przynajmniej nie ze mną, roześmiała się cicho. I na pewno nie z Davidem. To oczywiste, że żywisz do niego antypatię… A może szantaż? — zastanawiała się, zbliżając się do brzegu Morza Cylindrycznego. Przypomniała sobie gwałtowną reakcję Nicole, gdy spytała, kto jest ojcem Genevieve. Może, myślała, gdybym znała odpowiedz na to pytanie… Ale nie znam…
Światła obozu były już prawie niewidoczne. Francesca zgasiła latarkę i ostrożnie usiadła na skraju urwiska. Zwiesiła nogi w dół, co natychmiast obudziło wspomnienia z dzieciństwa w Orvieto. Gdy ukończyła jedenaście lat, postanowiła zacząć palić papierosy Codziennie po szkole siadała nad urwiskiem koło strumienia i paliła w milczeniu. Marzyła o książętach, zamkach, księżniczkach…
To wspomnienie sprawiło, że choć od startu Newtona zażywała pigułki z nikotyną, odczuła nieprzepartą potrzebę zapalenia papierosa. Uśmiechnęła się pod nosem i sięgnęła do jednej z kieszeni. Znajdowały się w niej trzy papierosy. Przed startem powiedziała sobie, że będą „na czarną godzinę”.
Palenie w statku kosmicznym Obcych było jeszcze wspanialszym przeżyciem niż pierwsze papierosy w wieku jedenastu lat. Francesca odrzuciła głowę w tył i wydmuchując dym poczuła się wolna. Zagrożenie ze strony Nicole des Jardins nie było już tak niepokojące. Myślała o swoim dzieciństwie; była wtedy bardzo samotna. Miała sekret, którego nigdy nikomu nie zdradziła.
To się zaczęto po moich jedenastych urodzinach, pomyślała. Z początku w ogóle nie rozumiałam, czego ten skurwiel chce. Znów zaciągnęła się papierosem. Nawet potem, gdy zupełnie bez powodu zaczął przynosić mi prezenty.