Ojczym był dyrektorem jej nowej szkoły. Przed przyjęciem do szkoły Francesca zdawała egzaminy, których wyniki okazały się najlepsze w historii Orvieto. Była „cudownym dzieckiem”, ale jakoś nikt nie zwrócił na nią uwagi. Ojczym ożenił się z jej matką osiemnaście miesięcy wcześniej i prawie natychmiast został ojcem bliźniąt. Francesca była dla niego tylko ciężarem, bo trzeba było łożyć na jej utrzymanie. Traktował ją tak, jak gdyby była jednym z mebli matki.
Nagle zaczął być mity, a potem matka wyjechała na kilka dni do ciotki. Ogarnęły ją bolesne wspomnienia. Przepojony winem ciężki oddech ojczyma, jego ciało… I swoje łzy, gdy było już po wszystkim.
Koszmar trwał przez dwa lata. Ojczym gwałcił ją, gdy tylko matka wychodziła z domu. Tego wieczoru, gdy odwróciwszy wzrok ubierał się, Francesca złapała kij do baseballa i uderzyła go z całej siły w głowę. Stracił przytomność i zakrwawiony upadł na ziemię. Zaciągnęła go do bawialni i zostawiła na podłodze. Nigdy już nie odważył się mnie tknąć, myślała gasząc papierosa. Byliśmy obcymi ludźmi mieszkającymi pod jednym dachem. Całe dnie spędzałam z Roberto i jego przyjaciółmi. Czekałam na swoją szansę. I wtedy pojawił się Carlo…
W 2184 roku Francesca miała czternaście lat. Większość czasu spędzała z przyjaciółmi na rynku w Orvieto. Jej starszy kuzyn Roberto właśnie został przewodnikiem oprowadzającym turystów po zabytkach.
Katedrę, będącą największą atrakcją miasta, wzniesiono w kilku fazach, choć fundamenty pochodziły z czternastego wieku. Katedra była prawdziwym dziełem sztuki; w kaplicy San Brizion znajdowały się wspaniałe freski Signorellego. Fakt, że Roberto w wieku dziewiętnastu lat stał się oficjalnym przewodnikiem po Il Duomo, był dużym osiągnięciem; Francesca była dumna ze swojego kuzyna. Czasami towarzyszyła mu w pracy, gdy oprowadzał turystów, ale robiła to tylko za jego zgodą.
Pewnego sierpniowego popołudnia na rynek przed Il Duomo zajechała wielka limuzyna. Szofer kazał sprowadzić przewodnika. Dżentelmen w samochodzie nie dokonał uprzednio rezerwacji, i jedynym wolnym cicerone był Roberto. Francesca z dużym zainteresowaniem przyglądała się niskiemu, przystojnemu mężczyźnie, który wysiadł z limuzyny. Miał nieco ponad trzydzieści lat. Była pewna, że jest kimś wyjątkowym, ponieważ wjazd samochodem na rynek wymagał specjalnego zezwolenia burmistrza. Roberto oprowadzał gościa po zabytkach. Zaczął od rzeźb Lorenta Maitani przed kościołem. Francesca paliła papierosa i z zaciekawieniem przyglądała się przybyszowi.
— Oto jeden z pierwszych wizerunków piekła — mówił Roberto wskazując na rzeźbioną kolumnę. — W czternastym wieku biblijne opisy piekła traktowano niezwykle dosłownie.
— No właśnie! — wtrąciła nieoczekiwanie. Zgasiła papierosa i ruszyła w stronę przystojnego mężczyzny. — To bardzo męski wizerunek piekła — ciągnęła — Niech pan zwróci uwagę na to, że niektóre diabły mają piersi, a większość grzechów wiąże się z seksem. Mężczyźni zawsze twierdzili, że są „czyści”, a tylko kobiety sprowadzają ich na złą drogę…
Przybysz ze zdziwieniem słuchał potoku słów płynących z ust podlotka. Kim była ta dziewczynka?
— To moja kuzynka, Francesca — powiedział Roberto, najwyraźniej zmieszany jej niespodziewanym wystąpieniem.
— Carlo Bianchi — przedstawił się mężczyzna i wyciągnął rękę na powitanie. Francesca spojrzała mu oczy. Serce zabiło jej szybciej.
— Roberto może pana wprawdzie oprowadzić po zabytkach, ale takie zwiedzanie będzie miało charakter „oficjalny”. On omija wszystkie ciekawostki…
— A ty, młoda damo…
— Francesko…
— A ty, Francesko, możesz oprowadzisz mnie po swojemu?
— Uśmiechnęła się do niego najpiękniejszym ze swoich uśmiechów.
— Dużo czytam — odparła — więc sporo wiem o artystach, takich jak Signorelli, którzy pracowali nad tą świątynią. Na przykład czy wiedział pan, że zanim Michał Anioł ozdobił malowidłami sufit kaplicy Sykstyńskiej, przybył tutaj, żeby zapoznać się z pracami Signorellego?
— Nie, nie wiedziałem — zaśmiał się Carlo. — Ale ty to wiesz. Chodź z nami, opowiesz mi o tym, co przemilczy twój kuzyn Roberto.
Francesce bardzo podobał się sposób, w jaki Carlo na nią patrzył. Czuła się tak, jak gdyby była malowidłem czy dziełem sztuki, a on podziwiał jej piękno. I tak cudownie się śmiał. Jej uwagi stawały się coraz bardziej sprośne.
— Widzi pan tę biedną dziewczynę na plecach diabła? — mówiła wskazując na jeden z fresków. — Wie pan, kto to jest? Zarówno jej twarz, jak i ciało należały do przyjaciółki Signorellego. Znudziło jej się długie pozowanie, więc któregoś dnia, chcąc zrobić mu na złość, przespała się z jakimś facetem. Artysta rozgniewał się na nią i za karę umieścił ją na plecach diabła…
Gdy Carlo przestał się śmiać, spytał Franceskę, czy jej zdaniem dziewczyna zasłużyła sobie na tak srogą karę.
— Oczywiście, że nie — odparła rezolutna czternastolatka. To po prostu jeszcze jeden przykład męskiego szowinizmu, tyle że z piętnastego wieku. Mężczyźni mogli spać, z kim chcieli, i nikt nie czynił im wymówek, a gdy kobieta chciała zaspokoić swoje żądze, natychmiast nazywali ją…
— Francesca! — krzyknął Roberto. — Za dużo sobie pozwalasz! Matka zabiłaby cię, gdyby usłyszała, co wygadujesz!
— Chwilowo nie mówię o matce — odcięła się Francesca. Mówię natomiast o podwójnej moralności, która istnieje do dziś. Na przykład…
Carlo Bianchi nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Jego siostra Morsica zawsze namawiała go, żeby zwiedził świątynię Il Duomo w Orvieto, mówiąc, że to prawdziwy cud. No i proszę, w Orvieto rzeczywiście czekał na niego cud: śliczna, czarująca nimfetka!
Zaprosił Franceskę na obiad. Ale gdy ruszyli w kierunku ekskluzywnej restauracji, młoda dama zawahała się. Carlo zrozumiał; zaprosił ją do sklepu i kupił jej piękną suknię. Nigdy nie przypuszczał, że czternastoletnia dziewczynka może być tak piękna!
Francesca nie znała dotychczas smaku wina, piła je więc jak wodę. Jedzenie okazało się przepyszne. Carlo był zachwycony tą kobietą — dzieckiem. Podobało mu się, jak zapalała papierosy, jak mówiła. Nie było w niej nic zepsutego.
Gdy skończyli jeść, było już ciemno. Francesca i Carlo poszli do limuzyny zaparkowanej przed Il Duomo. Kiedy szli wąską uliczką, przytuliła się do Carla i ugryzła go w ucho. Czując nagły przypływ namiętności mężczyzna odwzajemnił się pocałunkiem. Francesca ani na moment nie zawahała się, gdy Carlo zaprosił ją na przejażdżkę samochodem. W pół godziny później skończyli się kochać po raz drugi, a Carlo nie mógł pogodzić się z myślą o rozstaniu z tą cudowną dziewczyną. Spytał, czy Francesca pojedzie z nim do Rzymu.
— Andiamo — odparła z uśmiechem.
I pojechaliśmy do Rzymu, a potem na Capri, wspominała teraz. Przez tydzień byliśmy w Paryżu. W Mediolanie kazałeś mi mieszkać z Moniką i Luigim, żeby ludzie nie zaczęli plotkować. Mężczyźni zawsze boją się plotek…
Wspomnienia Franceski zostały nagle przerwane. Gdzieś w oddali usłyszała kroki. Wstała i wsłuchała się w ciszę. Trudno było usłyszeć cokolwiek oprócz własnego oddechu. Po chwili doszedł ją dźwięk, który dochodził jakby z lewej strony, gdzieś od strony lodu. Przestraszyła się; wyobraziła sobie straszne stwory, atakujące obozowisko. Jeszcze raz wsłuchała się w ciszę, ale tym razem nie zmącił jej żaden odgłos.
Ruszyła z powrotem do obozu. Kochałam cię, Carlo, myślała, o ile w ogóle zdarzyło mi się kochać mężczyznę. Kochałam cię jeszcze wtedy, gdy zacząłeś mnie „pożyczać” swoim znajomym… Dopóki nie zacząłeś mnie bić. Biciem zniszczyłeś wszystko. Udowodniłeś, że jesteś prawdziwym skurwysynem.