Выбрать главу

Przez wiele godzin spacerowała wzdłuż muru.

Usiadła, żeby odpocząć. Właśnie zastanawiała się, jak podzielić melon na wypadek, gdyby w ciągu następnych siedemdziesięciu dwóch godzin nie została uratowana, gdy od strony Nowego Jorku usłyszała jakiś krzyk. Natychmiast pomyślała o doktorze Takagishim.

Spróbowała wezwać go przez radio, ale w eterze panowała cisza. Spojrzała w górę, wypatrując helikoptera. Usłyszała kolejny krzyk. Tym razem udało jej się lepiej go zlokalizować. Ruszyła w kierunku schodów prowadzących do Nowego Jorku.

Nie zdążyła jeszcze uaktualnić mapy miasta. Minęła koncentryczne ulice i zatrzymawszy się przy ośmiościanie, wprowadziła do komputera wszystkie odkrycia, włącznie z „szopą” i studniami. W chwilę później, gdy podziwiała piękno dziwacznego budynku o ośmiu ścianach, usłyszała trzeci krzyk, tym razem bardzo wysoki. To nie jest głos Takagishiego, pomyślała.

Pobiegła w kierunku, skąd dochodził dźwięk.

Zbliżyła się do budynków po drugiej stronie rynku. Usłyszała jakieś piski i postanowiła być ostrożniejsza. Przypomniała jej się „rozmowa” ptaków nad studnią. Dźwięk zdawał się dochodzić z olbrzymich sieci, które tak zafascynowały Franceskę Sabatini.

W niecałe dwie minuty później Nicole stała pomiędzy dwoma wieżowcami, połączonymi grubą, gęstą siatką, wznoszącą się na pięćdziesiąt metrów w górę. Jakieś dwadzieścia metrów nad ziemią wisiał aksamitny ptak usiłujący wyplątać się z pułapki. Jego tułów oplatały sznury. Ujrzawszy Nicole, ptak wydał kolejny pisk. Jego towarzysz kołował nad wieżowcami. On także ją dostrzegł i zaczął pikować w dół.

Nicole schroniła się przy jednym z budynków. Ptak wylądował tuż przy niej. Przyglądał się jej badawczo. Aksamitny ptak powiedział coś i po krótkiej wymianie zdań drugi ptak uniósł się w górę i przysiadł kilkanaście metrów wyżej.

Nicole uspokoiła się nieco i zbliżyła do sieci. Materiał, z którego została utkana, przypominał giętki sznur, mniej więcej czterocentymetrowej średnicy. Tysiące łączeń wyglądało jak węzły. Sieć była lepka, ale nie na tyle, aby nasunęła Nicole skojarzenie z pajęczyną.

Ptak wzbił się w górę i po chwili wylądował przy uwięzionym przyjacielu. Uważając, aby samemu nie zostać uwięzionym, usiłował pazurami rozciągnąć liny, aby uwolnić swego towarzysza. Przez chwilę nieporadnie mocował się ze sznurami, po czym zrobił krok w tył i spojrzał na Nicole.

Co on robi? — zastanawiała się. Jestem pewna, że chce mi coś powiedzieć.

Po chwili ptak powtórzył całą operację. Tym razem Nicole była już pewna, że prosi o pomoc w uwolnieniu przyjaciela. Uśmiechnęła się i pomachała do niego ręką. Związała ze sobą kilka lin. Gdy po chwili je rozwiązała, obydwa ptaki zaczęły piszczeć. Nicole zrobiła to jeszcze dwukrotnie, pokazując palcem to na siebie, to na uwięzionego ptaka.

Po krótkiej wymianie zdań większy ptak oddalił się na pewną odległość. Nicole przyjrzała się aksamitnemu ptakowi. W trzech miejscach był opleciony liną. Wysiłki, by się uwolnić, jedynie pogorszyły jego sytuację. Nicole pomyślała, że ptak wpadł w sieć podczas huraganu.

Wspinaczka po sznurach nie była szczególnie trudna. Ale dwadzieścia metrów to wysokość sześciopiętrowego domu. Dotarłszy do ptaka, zaczęła mieć wątpliwości, czy postępuje rozsądnie. Ciężko dysząc zbliżyła się do niego. Unikała gwałtownych ruchów; chciała, aby doszedł do przekonania, że nie ma wobec niego złych zamiarów. Ptak wpatrywał się w nią swoimi niebieskimi oczami.

Jedno ze skrzydeł było uwięzione tuż przy głowie. Nicole oplotła liny wokół własnych kostek.

Nie było to łatwe zadanie. Pracowała tuż obok ptasiej głowy. Nagle poczuła jakiś znajomy zapach. Aha, domyśliła się, więc jadamy to samo… Ale skąd to się bierze? Tak dobrze byłoby móc porozumieć się z tylu istotami…

Pierwszy węzeł był bardzo mocno zaciśnięty. Nicole nie chciała go szarpać, żeby ptakowi nie zrobić krzywdy. Sięgnęła do plecaka i wyjęła skalpel.

Drugi ptak, wydając głośne piski, pojawił się nad nią niemal natychmiast. Wystraszył Nicole prawie na śmierć. Nie pozwolił jej na przecięcie sznura, dopóki nie odsunęła się od jego towarzysza i nie zademonstrowała kilkakrotnie, w jaki sposób użyje skalpela.

Przecięcie lin skalpelem nie trwało długo. Aksamitny ptak wzbił się w powietrze, wydając głośne piski radości, do których przyłączył się jego towarzysz. W chwilę później oba odleciały, a Nicole zaczęła schodzić na dół.

Była z siebie zadowolona. Miała zamiar wrócić do muru i czekać na ratunek. Ruszyła na północ, nucąc pod nosem piosenki z dzieciństwa.

Po kilkunastu minutach znów miała towarzystwo, a właściwie przewodnika. Gdy tylko skręciła w złą stronę, aksamitny ptak obniżał lot i przeraźliwie piszczał. Uciszał się dopiero wtedy, gdy Nicole zmieniała kierunek marszu. Ciekawe, dokąd idziemy? zastanawiała się.

W pobliżu rynku, nie dalej niż czterdzieści metrów od ośmiościanu, ptak obniżył lot i zawisł nad metalicznym prostokątem. Prostokąt otworzył się i ptak zniknął pod ziemią. Dwukrotnie wyleciał na zewnątrz, powiedział coś do Nicole, i znów znalazł się pod ziemią.

Zdaje się, że będę miała zaszczyt poznać rodzinę, pomyślała Nicole. Mam nadzieję, że nie jestem głównym daniem…

41. PRAWDZIWY PRZYJACIEL

Wprawdzie Nicole nie wiedziała, co ją spotka, ale nie odczuwała strachu; dominującym uczuciem była ciekawość.

Prostokątna pokrywa była duża; miała około dziesięciu metrów długości i sześciu szerokości. Przekonawszy się, że Nicole idzie za nim, ptak wleciał do otworu i przysiadł na trzecim występie. Zajrzała w głąb szybu. Jego głębokość oceniła na co najmniej trzydzieści metrów. W dole migotały jakieś światła.

Droga nie była łatwa. W szybie były co prawda występy każdy z nich miał mniej więcej pięć metrów długości i metr szerokości — ale dzieląca je odległość wynosiła prawie dwa metry. Nicole musiała być bardzo ostrożna, żeby nie spaść w dół.

Skąpego światła dostarczały lampy wiszące przy co czwartym stopniu. Okalający je materiał przypominał papier. W środku palił się płomień.

Aksamitny przyjaciel z uwagą śledził postępy Nicole, zawsze pozostając o trzy stopnie niżej. Miała wrażenie, że ptak ubezpiecza ją na wypadek, gdyby się pośliznęła, ale nie miała zamiaru sprawdzać trafności swojej hipotezy.

Była pewna, że ptaki nie były biotami: to istoty z obcej planety. Ale to nie mogą być Ramowie; technika, jaką dysponują ptaki, nie przystaje do technologii statku…

Nicole pomyślała o Majach; Hiszpanie byli przekonani, że przodkowie tego zacofanego plemienia nie mogli wznieść tak wspaniałych świątyń. Czy zaszło tutaj coś podobnego? — zastanawiała się. Może te ptaki to wszystko, co pozostało po istotach, które skonstruowały statek?

Kiedy była już dwadzieścia metrów pod ziemią, nagle usłyszała szum płynącej wody. Dźwięk stał się głośniejszy, gdy stanęła na następnym występie, który okazał się podziemnym chodnikiem.

Jej przewodnik był, jak zwykle, trzy stopnie niżej. Nicole wskazała ręką korytarz. Ptak zbliżył się do niej i zawisł nad następnym stopniem, dając jej znak, że ma iść w dół.

Nie miała zamiaru się poddać. Wyjęła pojemnik na wodę i pokazała, że chce się napić. Potem wskazała na mroczny tunel. Ptak najwyraźniej się zawahał. Przeleciał jej nad głową i wleciał do tunelu. Po czterdziestu sekundach Nicole dostrzegła w oddali światełko.

Wrócił, trzymając w szponach zapaloną pochodnię.